poniedziałek, 24 sierpnia 2015

6. I carry the weight of you in my heavy heart.

I carry the weight of you in my heavy heart ~ Dźwigam twoje brzemię w ciążącym mi sercu

- Ile?! - krzyknęłam zdruzgotana. Oczy zaczęły mnie piec, ale udawało mi się jakoś nie popłakać. 
- Proszę nieco ciszej. Uznałem, że jest pani najrozsądniejszą osobą z całej waszej trójki, ale ta reakcja jest nieodpowiednia. 
- Jestem. Widział pan moją ciotkę? Niemal nie wpadła w histerię. A Pascal jest przesadnie optymistyczny. Natomiast moja reakcja jest jak najbardziej odpowiednia! - wrzasnęłam znów, głośniej niż poprzednim razem. 
Lekarz wzdrygnął się nieco. Dobrze wiedziałam, że ściany nie są dźwiękoszczelne, ale miałam to gdzieś. Teraz liczyło się tylko to, co przed chwilą powiedział lekarz. 
- Proszę, niech się pani uspokoi. Wiem, że ta reakcja jest jak najbardziej normalna. Już kilka razy zdarzyło mi się przekazywać ludziom złe wieści, ale mimo wszystko proszę, aby się pani uspokoiła. Zrobimy co w naszej mocy.
- Gówno zrobicie! - znów wrzasnęłam, tym razem podrywając się jeszcze z krzesła. Facet zaczął mnie denerwować. Czy naprawdę nie rozumiał, że moje życie właśnie stanęło w ogniu? 
Mężczyzna popatrzył na bałagan, jaki wyrządziłam, trącając biurko, ale nic nie powiedział. Westchnął tylko głęboko i na migi pokazał mi, żebym usiadła. Krew na moment przestała się we mnie gotować, więc usiadłam, starając się uspokoić zszargane nerwy. 
- Leczyliśmy wiele takich przypadków. Ciężko by było ze znalezieniem dawcy. Ale już go mamy. 
Zdziwiona spojrzałam na lekarza. Oddech ugrzązł mi w gardle. Wiedziałam, kogo ma na myśli. Patrzył na mnie w ten typowy sposób. Jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, że będę mogła go uratować. To uczucie, wiążące się z hektolitrami nadziei i radości, wypełniło mnie całą. Nigdy nie byłam tak bardzo szczęśliwa. I miałam nadzieję, że już zawsze będę się tak czuła...

  Czuję się beznadziejnie. Głupio. Idiotycznie. W ogóle, wszystko na raz. Stoję przed wejściem na salę gimnastyczną, słuchając, jak grupki dziewczyn cicho - a przynajmniej tak im się wydaje - rozmawiają na temat minionych wakacji. A moja beznadziejność polega na tym, że co druga z nich, co chwilę zerka na mnie. Czyli temat  N O W A  został uruchomiony. Dzięki, chłopaki.
- Dziewczyna od Lyncha - mówi jedna, podchodząc do mnie. Staram się nie krzyknąć z frustracji. Właśnie tego nienawidzę w popularnych; wciągają w swoje życie na tabloidach każdego, kto choćby na nich spojrzy. Nieważne, w jaki sposób.
- Serio? - pytam przez zaciśnięte zęby. - Od Lyncha? Na nic innego was nie stać? Skoro na dziewczynę, która dostaje tiku nerwowego, gdy tylko o nim słyszy, mówicie "Ta od Lyncha", to ciekawa jestem, jak byście mówili, gdybym go chociaż w jakimś stopniu lubiła - prycham, pełna goryczy. Tego tylko brakowało. Żebym się denerwowała przez jakiegoś fagasa drugiego dnia w nowej szkole. Nie tak wyobrażałam sobie rok, w którym miałam być obecna tylko ciałem. A duch miał sobie szybować gdzieś tam, na uniwersytecie we Francji. Obiecuję, że jeśli się dostane, zgarniam Pascala i zmykam z tej zapyziałej nory. Gówno obchodzi mnie to, że ciotka przeżyła tam wielką traumę. Jestem stuprocentową Francuzką. I mam zamiar spędzić resztę mojego życia w ukochanym Paryżu.
- Hej, spokojnie. Nie o to mi chodziło - mówi dziewczyna. Jest szatynką z burzą kręconych włosów. Wyczuwam na dodatek brytyjski akcent, nieco zmieszany z amerykańskim. Jej błękitne oczy pełne są wrodzonej determinacji i czegoś na kształt... szacunku?  W okół nas słychać szepty. Wśród nich wychwytuję imię, z pewnością należące do dziewczyny. Naomi. - Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem twojej wczorajszej gadki. żadna dziewczyna tu nie potrafi oprzeć się Lynchowi, czasem nawet po akcji takiej, jaką urządził Inez - Inez. Przez ostatnie kilka godzin nie mogłam wyrzucić z głowy imienia tej dziewczyny. Cały czas myślałam o tym, jakby z nią pogadać. Nie wiem czemu, ale czuję, że w ten sposób zrobię coś tak, jak trzeba. Że to coś zmieni. Na lepsze.
Patrzę na dziewczynę z uniesionymi brwiami, na co ona lekko się uśmiecha.
- Wiem, jaki on potrafi być irytujący. Tylko, że zazwyczaj dziewczyny uważają, że to słodkie - przewróciła oczami, a ja znów uniosłam brwi, tym razem jeszcze wyżej. - Oj, no daj spokój! Byłam młoda i głupia. I jestem kapitanem cheerleaderek! To nieunikniony schemat! - I nagle dzieje się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. A na pewno nie po rozmowie z nią. Zaczynam się śmiać. Cała aż zanoszę się od niego, cała się trzęsę. Jej głos, ta irytacja i sposób usprawiedliwiania się... Co one ze mną do cholery zrobiły?!
Dziewczyna też się śmieje, jeszcze głośniej ode mnie. Obie wybuchamy niepohamowanym śmiechem i aż zwijamy się w pół. Nigdy bym nie pomyślała, że  j a   i   c h e e r l e a d e r k a  będziemy się razem zwijać ze śmiechu. Nigdy w życiu! Bardziej bym się spodziewała skakania sobie do gardeł, ale nigdy wspólnego ataku śmiechu! Dzięki, Lynch, w końcu się na coś przydałeś.
- Dobra, koniec tego dobrego - mówi w końcu dziewczyna, przestając się śmiać. Nie chodzi jej raczej o nic specjalnego, bo nadal się uśmiecha. Mimo wszystko, czuję się zmuszona do zaprzestania śmiechu, więc teraz stoimy naprzeciwko siebie, uśmiechając się jak głupie do sera. I teraz pozostaje jedno pytanie; dlaczego mi to nie przeszkadza? Halo, a gdzie odpowiedź??? - Jestem Naomi. Naomi Mess - Naomi wyciąga rękę w moją stronę, którą ja przyjaźnie ściskam. Zapominam na chwilę o niegodziwości mego losu; że spodenki od stroju wżynają mi się w tyłek, trampki są o rozmiar za duże, a sznurówki tak długie, że prawie się o nie zabijam. Znalazła się kolejna osoba, która wzbudza we mnie pozytywne emocje. A niech to!
- Laura Marano - odwzajemniam przesłany przez nią uśmiech i pewnie dalej byśmy tak stały, gapiąc się na siebie, jak ostatnie siermięgi, gdyby nie to, że w końcu przychodzi pani Trener. Która jest trenerem i ma tak na nazwisko. Mówiłam, ta szkoła jest popieprzona na maksa.
- Witam w pierwszym semestrze waszego ostatniego roku katorgi! - woła i przez cały czas nie opuszcza jej bojowy duch. Zachowuje się trochę tak, jakbyśmy były na boisku i grały mecz. Podchodzi bliżej, a w okół niej tworzy się kółko. Emm, okej? - Dzisiaj gramy mecz z chłopakami z gimnazjum, więc proszę, bądźcie delikatne - mówi z prześmiewczą nutą, a ja czuję, jak Naomi stojąca obok mnie podryguje od śmiechu.
  Hmm, klasa gimnazjalna, jeszcze do tego chłopcy. Może będzie Pascal? Fajnie by było.
- Marano, witamy na pokładzie - Trener kładzie mi rękę na ramieniu. Jest wysoka, więc muszę patrzeć na nią zadzierając głowę. - A tak poza tym, cieszę się, że twój brat dołączył do naszej drużyny. Ma ogromny talent, więc przeniosłam go do składu licealnego. Na szczęście, to zgodne z regulaminami - patrzy na mnie z dumą, więc ja pewnie też powinnam tak wyglądać. Ale... Co tu jest grane?! Pascal. Drużyna. Skład licealny. Cholera. Kosz...
- Ehm -wzdycham nadal nieco oszołomiona. Jak on mógł to zrobić? - Tak, ja też się cieszę.
A potem patrzę, jak  Trener odchodzi, zostawiając mnie samą.
  Krew zaczyna wrzeć mi w żyłach, a twarz robi się coraz to gorętsza. Praca serca przyspiesza, wręcz czuję nadmierną ilość krwi, jaką produkuje. Adrenalina podskakuje wraz z ciśnieniem. Jak on do cholery to zrobił?! Nikt w tej głupiej budzie nie sprawdza wyników badań?! Do jasnej cholery, pytam się, jak udało mu się dostać do tej pieprzonej drużyny?! Głupi, głupi, głupi kosz!!!! A żeby go diabli do cholery wzięli! Mam nadzieję, że ten, kto go wymyślił smaży się teraz w piekle.

  Naomi coś do mnie gada, a ja nawet jej nie słucham. Cały czas patrzę tylko na osobnika stojącego po drugiej stronie siatki. Osobnika, który sprawił, że mam ochotę jechać do pierwszego lepszego sklepu, kupić spluwę i wycelować komuś w łeb. Bo coś mi się wydaje, że tylko to pomoże.
- Nie słuchasz mnie, prawda? - wychwytuję, gdy Naomi szturcha mnie w ramię. Nie jest zła, ani zdenerwowana, wygląda raczej na zmartwioną. Stanem mojej osoby?
Mam nadzieję, że nie, wystarczy mi wścibskich ludzi .
Czyli takich, którzy się o ciebie martwią? Troszczą? 
Nie!Tak... No, może tak troszeczkę... Co ja wygaduję?! Zdecydowane  n i e !!!   
Haha, wpadłaś!!! 
Och, zamknij się.
Czy moja podświadomość musi kierować całą swoją ironię przeciw mnie?
Od tego tu jestem, skarbie. 
 Ugh, nienawidzę własnego życia.

- Przepraszam, ale nie. Zamyśliłam się - nie owijając w bawełnę, mówię jej, jak jest. Wydaje mi się to najrozsądniejszym rozwiązaniem.
- Och, nie szkodzi - Naomi uśmiecha się do mnie krzepiąco. - O czym tak myślałaś?
Nie, błagam, tylko nie przesłuchanie.
- O niczym - trzepoczę rzęsami w jej stronę i uśmiecham się słodko, podchodząc bliżej siatki.
- Hej, Laska Od Wielkiej Dwójki! - woła jakiś chłopak po drugiej stronie. Odwracam się, mając dziwne przeczucie, że mówi do mnie. I tak jest, bo bezczelnie się na mnie patrzy. I to jeszcze z jakimś gównianym pogardliwym uśmieszkiem.
- Odwal się, szczeniaku - warczę w jego stronę, a on, najwyraźniej zdziwiony moimi słowami, patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Tobby, daj spokój, okej? - wtrąca się mój brat (jeśli w ogóle przysługuje mu jeszcze to miano) kiedy chłopak odzyskuje świadomość.
- Wal się, okej? - warczę. Kurde, sama nie wiem, jak mogłam to powiedzieć. To Pascal. Głupi, egoistyczny i idiotyczny Pascal... Który aktualnie wybałusza oczy.
- Em, od tego jestem, nie? Żeby ci pomagać.
Nie obchodzi mnie to, że w okół stoi grupa dziewcząt i grupa chłopców. Teraz liczymy się ja, Pascal i moja wściekłość. Mam ochotę udusić go własnymi rękami.
- Mam. Cię. Dość - Zaciskam pięści, próbując opanować nerwy, ale wychodzi tylko na to, że paznokcie wbijają mi się w skórę. Już mam zamiar się na niego rzucić, gdy czuję, jak mój uścisk się rozluźnia. Naomi złapała mnie za nadgarstek.
- Daj spokój. Nie wiem, co się stało, ale wiem, że nie warto - mówi, co nieco mnie uspokaja. Wszyscy na mnie patrzą. Uczniowie, nauczycielka, sprzątaczka. Wszyscy, a ja jakoś daję radę się rozluźnić.
- Szmata! - krzyczy Tobby, a ja znów cała się spinam i tym razem nawet nie wyślę, odwracając się na pięcie. Marzy mi się tylko i wyłącznie jego głowa na moim talerzu.
- Zamknij się, skurwielu!
Nagle, każdy odkleja ślepia ode mnie i przenosi je na Naomi. Nieźle wpienioną Naomi.
- Przecież każdy tu wie, jaką suką jesteś. Myślisz, że to robi na mnie wrażenie?
I dalej nie widać już Naomi, tylko jej ślad, pozostały po dziewczynie, która właśnie zaczęła okładać pięściami piętnastolatka.


   Pielęgniarski jest ładny. Zadbany, posprzątany i czysty. A jedyne, co tu nie pasuje, to ja i Naomi, nieźle poobijane i wyzbyte z jakichkolwiek emocji. Zerkam ukradkiem w jej stronę. Ma rozciętą dolną wargę i zadrapanie na policzku. Ja ją tylko odciągałam, więc nic mi się nie stało, prócz wielkiego siniaka na czole. Och, piękna śliwa.
Drzwi się otwierają, a przez nie wchodzi chłopak. Nie widziałam go tu wcześniej, ale po uśmiechu szatynki wnioskuję, że jest tu mile widziany. Ma brązowe, krótko przycięte i zmierzwione włosy oraz zielone oczy. Jest wysoki i szczupły i dość ładny. Problem w tym, że nie w ten sposób w jaki mógłby zaimponować dziewczynie. I jedno jest pewne. Po czarnych rurkach, polówce i ciemnoszarym sweterku wnioskuję, że jest gejem. Miło wyglądającym gejem. Nic do nich nie mam, serio. Ale do tej pory przy każdym czułam dyskomfort. Ale nie przy tym. W tej całej sytuacji wydaje się być tak bardzo na miejscu, że to aż niemożliwe. Tak, jakbym tylko czekała, aż on przyjdzie, jakby mi go brakowała.
- Tucker - mówi z tęsknotą Naomi i uśmiecha się w taki sposób w jaki uśmiechają się ludzie, który znaleźli bardzo ważną dla nich rzecz, którą kiedyś zgubili.
- Naomi - odpowiada chłopak z takim samym przejęciem dorzucając szczyptę uśmiechu i pokonuje kilka dzielących ich kroków, po czym przytula ją mocno; mocniej, niż niekiedy ja Pascala.
- Em, Laura, poznaj Tuckera. Mojego najlepszego i jedynego prawdziwego przyjaciela, który jednak nie wyjechał na drugi koniec świata - mówi niby do mnie, ale cały czas patrzy na chłopaka. Między nimi jest  więź, nie romantyczna, ale znacznie silniejsza. Coś silniejszego niż miłość.
- Bardzo mi miło - wyciąga w moją stronę rękę, a ja czuję, że muszę go dotknąć, że w ten sposób obdarz mnie takim samym uczuciem, jakim darzy Naomi.
I mam rację, zawiązuje się pomiędzy nami jakaś nić porozumienia. Teraz cienka, ale skądś wiem, że z czasem będzie tak gruba, jak dziesięć lin ratunkowych.


~*~*~*~*~
Hejo! Co tam słychać? Już tydzień do końca wakacji, jak się czujecie? Ja mam sraczkę na myśl o gimbazie, ale ode mnie tego nie wiecie, jasne???
Tak, czy inaczej, jestem zmęczona, śpiąca i mam ochotę obejrzeć jakiś film, więc
Dobranoc,
~ Alex


Dzisiaj wideo, a nie gif :)


6 komentarzy:

  1. Siema!
    Aktualnie boli mnie lokiec, no i przy okazji kolano, ktore przypadkiem niedawno zdarlam. Tablet co chwile kasuje mi komentarz i mam juz tego dosc! xd
    Wracajac...świetny rozdzial, wręcz wybitny :D Naomi wydaje sie calkiem spoko osoba, jak na kapitanke cheerleaderek :-)
    Milo, ze stanela w obronie Lau i wspolnie trafily do higienistki :P jak juz os robic to razem :-)
    Tucker, tez wydaje sie w miare ogarnietym. :P
    Pozdrawiam i weny zycze, jak to mam w zwyczaju :-)
    Doobranoc (chyba pojde spac bo juz ziewam)
    Pa! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział!
    Ta Naomi wydaje się być spoko. Polubiłam już ją. Miło, że pomogła Lau.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział <3
    Naomi wydaje się być całkiem fajna
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc tak....
    Znalazłam Twojego bloga wczoraj. Jestem w szoku
    To opowiadanie jest naprawdę świetne, piszesz genialnie. Twój styl pisania jak najbardziej mi się podoba. Ogółem to, jak opisujesz sytuacje. Podoba mi sie to, że masz tak bogaty zasób słownictwa. To jest po prostu cudowne!
    Jednego nie rozumiem... Jak przy takim świetnym blogu można mieć tylko 15 obserwatorów?!
    Kobieto, z takim talentem powinnaś mieć ich ze 100.
    Możliwe, że po prostu nie wiedzą o istnieniu tak świetnego ff.
    Chciałabym ci w takim razie pomóc i polecić twój blog u siebie. Tego bloga powinno znać o wiele więcej bloggerów.
    Liczę, że kolejnych rozdział pojawi się już niedługo, bo ja chyba nie wytrzymam!!!!
    Podam ci link do swojego bloga, na który Cię serdecznie zapraszam. Przy kolejnym moim rozdziale spodziewaj się linka do swojego hahahaha
    Nie wiem jak inni, ale ja jestem z założenia, że blogi warte dużej liczby obserwatorów i komentarzy powinny ujrzeć światło dzienne w postaci polecania ich na tych bardziej znanych blogach. Nie mówię, że mój jest jakiś sławny, ale myślę że moi czytelnicy mogą się twoim zainteresować :)

    50shadesoflynch-raura.blogspot.com

    Trochę się rozpisalam, ale naprawdę jestem zachwycona twoim opowiadaniem. Tak się cieszę, że go znalazłam!!!
    A więc pozdrawiam Cię serdecznie. Życzę ci duuuużo weny. Jej nigdy nie za dużo !

    Jacky Sparrow :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog <3 Zapraszam do mnie : http://laura-marano-i-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały blog rozdział Cudowny :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to ogromna motywacja :)