I’m no, I’m no superhero ~ Nie jestem, nie jestem superbohaterką
Dla Lauren. Dziękuję za życzenia!
I oczywiście dla mojej Tyczki!
Melancholia. Uczucie, które obezwładnia cię bezwzględnie.
Nagle obezwładniło również mnie. Od czternastu lat obiecywałam sobie, że będę
ją nienawidziła. Wmawiałam sobie, że jest zła do szpiku kości. Za każdym razem,
kiedy patrzyłam w lustro czułam po prostu złość, gorycz i niechęć. Dzisiaj coś
się zmieniło. Coś w środku, we mnie, pstryknęło i zamiast złości poczułam
smutek. Dlaczego mnie zostawiła? Czy to moja wina? I dlaczego, do cholery,
kiedy parzę w lustro, widzę ją? Czy nie mogłam być podobna do ojca, jak Pascal?
Nie mogłam dostać tych jego pięknych, błękitnych oczu? Nie wiem, co sprawiło,
że osoba, której szczerze nienawidzę, która samym swoim udziałem w głupich,
studenckich historiach ciotki doprowadza mnie do szału, jest zawsze po drugiej
stronie lustra? Zawsze na mnie czeka, aby uśmiechnąć się szelmowsko w moją
stronę. Zawsze. Więc, jedyne co mnie od niej różni to fakt, że ja wyglądam, jak
wyglądam, a ona od zawsze wyglądała jak dama, prawdziwa elegantka. Wszystko
wyprasowane, schludne, czyste i oczywiście stylowe. Makijaż perfekcyjny,
fryzura idealna, a uśmiech nieziemski. Dlatego, w odwecie, moimi jedynymi
kosmetykami są tusz i eyeliner, włosy - jeśli już - związuję byle jak, a
uśmiech staram się robić najkrzywszy, jaki się da. A ironia w moich wypowiedziach
jest wręcz odblaskowo kontrastująca ze słodyczą mojej matki. Służebnicy
szatana.
Więc co zmieniło się
dziś? Dlaczego akurat dzisiaj, kiedy wieczór zapowiadał się wręcz szampańsko,
atmosfera między mną a Pasem złagodniała, a ja poszłam tylko na sekundę umyć
ręce, aby w spokoju móc usiąść do kawałka chemicznie stworzonego ciasta ,
spojrzałam w lustro i zachciało mi się płakać? Co zrobiłam nie tak? Spojrzałam
pod złym kątem? Błagam, Boże, pomóż. Czemu akurat dziś za nią zatęskniłam?
Dlaczego przypomniały mi się te pięć idealnych lat życia? Czemu nie pozwoliłeś
mi zapomnieć o tych wszystkich chwilach spędzonych razem? Powiedz, dlaczego
przypomniałeś, że byłam jej ukochaną, wymarzoną córeczką.
Tyle pytań. Zero odpowiedzi.
Ding dong. Ding dong! DING DONG!!!
- Już, idę, idę! - drę się w stronę drzwi wejściowych. Kto
normalny molestuje ludziom dzwonek?! Wystarczy mi, że matka popsuła mi humor,
wystarczy. - W czym mogę…
Otwieram drzwi i o mało nie dostaję zawału. No, okej, może
nie zawału, ale jestem w przeogromnie ciężkim szoku. Co???
- Kurde mańka! - piszczy dziewczyna stojąca przede mną. Nom,
dobrze powiedziane. - Byłam przygotowana raczej na to młode ciasteczko, które
widziałam kilka razy na ulicy, ale w życiu nie podejrzewałabym, że ty też tu
mieszkasz! - zaskoczenie przeradza się w radość, tak samo u niej, jak i u mnie.
Naprawdę, miło zobaczyć znajomą twarz.
- Emm.. Ale co ty tu robisz? I, czemu u licha, stoisz na
mojej werandzie, mówiąc, że widziałaś kilka razy mojego brata? - pytam
zdziwiona, nie zaprzestając uśmiechu.
Ta dziewczyna ma coś w sobie. Nie chodzi i o t o „coś”, ale o jej energię, widoczną nawet,
gdy ruda zwyczajnie stoi. Ta pozytywna aura sprawia, że sama zaczynam czuć się
lepiej, uśmiechać i nie narzekać na wszystko dookoła. Okej, to dziwne. Ale
podoba mi się.
- Ktoś wspominał o mnie przy tej żywej konwersacji? - z holu
wyłania się Pascal, cały w skowronkach. - O, hej, Rebecca! - uśmiecha się do
dziewczyny i od razu ożywa. - Miło cię widzieć!
Kolejna zagadka. Czy naprawdę mój brat nie ma zamiaru mówić
mi o znajomościach, jakie tutaj zawarł?
W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie, Pascal rzuca
beztroskie:
- Reb jest naszą sąsiadką - I lekceważąco macha na mnie
ręką.
- Serio, jesteśmy sąsiadkami? - dziwię się, przenosząc wzrok
to na rudą, to na Pasa. - Nie widziałam cię tu nigdy wcześniej.
- Większość czasu siedzę u przyjaciółki. A jej brat siedzi
wtedy u mojego brata - wyjaśnia.
To miłe, naprawdę miłe, że w pobliżu jest ktoś, kto nie jest
tym bucem, Quentinem. Nie chcę zapeszać, ale może uda nam się nawet nawiązać
jako taką przyjaźń? Taką, która nie zakończy się po moim wyjeździe za maksimum
rok. I taką, której nie będzie przeszkadzało, to jaka jestem. I taką, która
będzie szczera i niezmącona niczym innym.
Laura, za dużo myślisz. Zdecydowanie za dużo.
- Och, czyli masz brata? Starszy, młodszy? - zagajam, mając
nadzieję, że ten chłoptaś również okaże się być „spoko”.
- W sumie to, nie. Ani starszy, ani młodszy. Jest moim
rówieśnikiem i… to trochę skomplikowane - dziewczyna zaczęła wyłamywać sobie
palce. Nie mam pojęcia, czy trafnie, ale zgaduję, że to oznaka zdenerwowanie. A
to się równa długiej historii. A to z kolei równa się mojej ciekawości.
- Lubisz superzdrową pizzę z pobliskiej knajpki, którą
dowiozą za trzy sekundy? - pytam, kiedy pod nasz piękny, biały, położony na
klifie przy Santa Monica dom podjeżdża auto z logo jakiejś nieznanej mi
pizzerii. I, kiedy Rebecca również się odwraca, na jej twarz wstępuje uśmiech.
- Wydaje mi się, że nieźle zgłodniałam.
- Więc, co cię
sprowadza w nasze skromne progi? - pytam z ciekawością. Naprawdę chciałabym się
dowiedzieć o Rebecce czegoś więcej niż tylko tego, że ma na nazwisko Fox. To co prawda, przydatna wiadomość, ale mimo
wszystko, czuję, że gdy dowiem się czegoś więcej na jej temat, będę miała
szansę się do kogoś zbliżyć. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo tego pragnę. Móc
się do kogoś przywiązać. Do kogoś, kto zapełni jedno z wielu pustych miejsc w
moim sercu. Jakbym miała porównywać je do czegoś, byłoby to jabłko z wypustkami.
Wielkimi, szerokimi i długimi na całą szerokość owocu wypustkami.
- Ciasto mamy, tak naprawdę - przyznaje z nutką rozbawienia.
- Według niej, każdy nieszczęśnik, sprowadzający się na to osiedle dziwaków
powinien mieć choć trochę osłodzone życie, właśnie jej ciastem. - patrzy na
mnie wyczekująco, a ja nie wiem zbytnio, co mam powiedzieć. Rzadko mi się to
zdarza. Tak samo, jak rozmowa z kimś w
twoim wieku. I nie użycia przy tym chociażby jednej obelgi, Marano. Och,
cicho!
- No, nie spotkało mnie tutaj jeszcze nic dziwacznego. Ale
podziękuj mamie za ciasto. Z pewnością jest przepyszne.
- Nic dziwacznego? - pyta ruda, nie zwracając uwagi na moją
wypowiedź na temat ciasta, podnosząc pytająco brwi. - Quentin nie zdążył cię
jeszcze poinformować o swoim istnieniu?
Z początku, trochę mnie zdziwiło, że wie, kto to Quentin.
Mogłabym przysiąść, że nie jest to towarzysz, z którym Reb spędza czas wolny.
Ale przecież przeoczyłam jeden ważny fakt; on jest moim sąsiadem. Tak samo jak
Rebecca. A sąsiad mojego sąsiada to także i mój sąsiad - ta zasada sprawdza się
wszędzie.
- O mój Boże, jak ja ci współczuję! Mieszkam z tym
półgłówkiem na tej samej ulicy od tygodnia, a już mam ochotę go zasztyletować -
mówię do Rebeccki pełna współczucia i nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakie
tortury musiała znosić dziewczyna.
- No nie! - rzuca nagle ożywiona, a ja aż podskakuję na
krześle, trzymając w ręce kawałek zamówionej pizzy. Wydaje się, jakby od lat
czekała, aż ktoś także zauważy, jakim chłopak jest idiotą i będzie mogła z nim porozmawiać,
tak bardzo emocjonalnie do tego podeszła. - Mieszkam z nim dopiero od roku, a
on już doprowadza mnie do szału!
Przerzuta pizza ląduje na stole, a ja krztuszę się
niemiłosiernie. Kaszląc, skrzecząc i dusząc się, pokazuję jej ręką, aby podała
mi butelkę z wodą. Zszokowana dziewczyna szybko interweniuje i plądrując moją
lodówkę w końcu trafia na butelkę z mineralną wodą. Szybko połykam kolejne
hektolitry, a moje zaskoczenie przeradza się powoli w złość. Jak dużo ten mały
szczyl jeszcze przede mną ukrywa?!
- Pascal, reviens*! - krzyczę w głąb mieszkania, na maksa
wkurzona.
- Francuski! - piszczy nagle Rebecca, cała w skowronkach.
Zachowuje się, jakby odkryła Amerykę i nawet unosi w górze palec w ten
specyficzny sposób.
- Co? - dziwię się i marszcząc czoło, staram się zrozumieć,
o co jej chodzi.
- No, akcent. Cały czas nie mogłam go rozkminić. Jesteś
Francuzką! - podeszła do tego tak entuzjastycznie, że naprawdę się zastawiam,
co jest tak wspaniałego w moim pochodzeniu.
Owszem, kocham Francję, ale myślałam, że tylko ja tak bardzo
cieszę się z mojego pochodzenia. Aż tu nagle poznaję dziewczynę, która równie
jak ja cieszy się z tego, gdzie j a się urodziłam. Dziwne, choć przyjemne
uczucie.
- Tak, słucham? - w kuchni zjawia się Pas, a ja, patrząc na
niego, zaczynam dostawać tiku nerwowego. Niewiele brakuje, żebym wybuchła, ale
dla dobra nas wszystkich, uspokajam się. Wdech, wydech, wdech, wydech…
- Czy wiedziałeś, że Rebecca mieszka z Quentinem? - pytam,
najspokojniej, jak mogę.
- No raczej - rzuca na luzie, zabierając z lady kawałek
pizzy. - W końcu jest jej bratem, nie? - ostatnie słowo kieruje do Rebeccki,
ale mnie i tak trafia szlag. Nie z powodu pascalowego podejścia do sprawy. Ale
z samego przekazu jego wypowiedzi.
Załamuję ręce,
pytając w duszy Boga; dlaczego?!
Drugi dzień tortur
rozpoczął się jakąś godzinę temu. Do tej pory nie zostałam jeszcze
przedstawiona klasie, ale właśnie teraz psychicznie się do tego przygotowuję.
Przede mną jedna z najgorszych lekcji na świecie - godzina z wychowawcą. Choć
pan Adams jest raczej postrzegany za miłego gościa, to z doświadczenia wiem, że
tacy są najgorsi. Niby fani, zabawni i spoko loko maroko, aż tu nagle okazuje
się, że masz ich dość, bo ciągle traktują cię jak małe dziecko, a o ocenach
najczęściej mówią: ‘wypłata’. I, choć
naprawdę lubię biologię, to teraz dostaję zapalenia krtani, bólu głowy, mój
woreczek żółciowy pęka, pęcherz źle funkcjonuje, jestem umierająca i natychmiast
muszę się udać do szpitala, na samą myśl o tej lekcji. Życie mnie przytłacza. I
jest do kitu, tak nawiasem mówiąc.
Siadam w jednej z
wolnych ławek, gdzieś tam, na końcu sali. Wyjmuję z plecaka książki, piórnik i
zeszyt, rozkładam je na swojej części i staram wtopić w tło. Zwykle na tyle
mało kto siada. Kujony i pilni uczniowie są z przodu i starają się jak
najwięcej wychwycić z lekcji, a luzaki i królowie szkoły zajmują miejsca po
środku, żeby móc się ponabijać z tego, co mówią kujony, ale tylnymi siedzeniami
mało kto się interesuje. Więc nadal utrzymuję, odkąd zaczęłam chodzić do
szkoły, że tył jest dla mnie najznakomitszym miejscem. Poza tym - w klasie nie
odwracamy się, aby porozmawiać, a co dopiero, aby kogoś oblukać!
Więc, kiedy klasa jest już prawie pełna, jestem spokojna, bo
nikt nie zwraca na mnie uwagi. Ale wszystkie piękne chwile kiedyś się kończą. A
moje, skończyły się, kiedy te przeklęte drzwi znów się otworzyły. Ludzie,
drżyjcie! Już bym wolała aby napadli nas kosmici, na serio.
- Barbie! - zaczyna pierwszy, zauważając mnie niemalże od
razu. Tym samym i drugi zwraca na mnie swoją bezcenną uwagę.
- Hildzia!
Quentin i Ross wchodzą do klasy, która w jednym momencie
przeistacza się w czeluście piekła. Czy oni naprawdę nie mają zamiaru dać mi
spokoju?
Cała klasa odwraca
się i patrzy w moją stronę i ze zdziwieniem odkrywa moje istnienie. Lingwood
High School jest małą szkołą i pierwszego dnia trudno było mi zatuszować swoją
obecność. Ale nikt nie zawracał sobie mną głowy, nawet po akcji z blondaskiem i
jego eks dziewczyną. Ale teraz - kiedy królowie szkoły zamiast irytować się na
mój widok, prawie skaczą pod sufit, usatysfakcjonowani możliwością wkurzenia
mnie - jak reszta klasy, a może nawet i szkoły, ma przejść obok mnie obojętnie?
A ja z każdą sekundą czuję, jakbym się kurczyła, stawała coraz mniejsza i
mniejsza. Nienawidzę być w centrum uwagi, ale teraz po prostu jestem
przerażona. Serce bije mi z tysiąc na sekundę, trzęsę się jak osika. Oddech
zamiera mi w krtani, a ja prawie się nim duszę; odnoszę wrażenie, jakbym stała
naprzeciw wiatraka i zachłysnęła się nadmierną i zbyt szybko nadchodzącą
ilością powietrza. Niewiele brakuje mi do omdlenia, sznureczki na ciele
zaciskają się coraz ciaśniej i ciaśniej. I, jak zawsze potrafię cienko zripostować
prawie każdego, tym razem słowa zamierają mi pod tym przeklętym oddechem. A
oczy uczniów stają się tak groźne, że nie mogę już na nie patrzeć.
- Co tam słychać,
Królewno? - pyta z rozbawieniem Ross, kładąc podręcznik na ławce, w której jestem
i już ma siadać, gdy ktoś go wyprzedza.
- Wracaj do Quena, na pewno tęskni - mówi rudawa dziewczyna,
która właśnie przed sekundą stała się moją sąsiadką z ławki. I, gdybym nie była
tak zaskoczona tym, jak się tu znalazła, pewnie skakałabym pod sufit. Ale teraz
pytam: co ona tu robi???
- Rebecca, skarbie, nie sprężaj się tak - blondyn pipa
dziewczynę w nos i znów odwraca się do mnie. - Mam do dyspozycji angielski - i
bezczelnie puszcza do mnie oczko.
Chwila, o co tu do diabła chodzi?!
Rebecca patrzy na mnie z litościwym uśmiechem. Wydaje się,
jakby mi czegoś współczuła, ale nie jestem pewna.
- Tak mi przykro, Lau - mówi w końcu, a ja zastanawiam się,
o co może jej chodzić. - Trafiłaś w sam środek wojny.
Uczniowie czekają
parę minut, zanim do klasy w końcu wchodzi nauczyciel. Pan Adams nawet z wyglądu
przypomina miłego gościa. Choć nie, zmieniam zdanie. Wygląda na cholernie
niemiłego gościa. Mniej więcej dziesięć centymetrów wyższy ode mnie, siwoczarne
włosy i flanelowa koszula wpuszczona w dżinsowe spodnie ze skórzanym paskiem.
Okrągłe okulary, jak i ciało (huh, grubasek) i surowy wyraz twarzy. To wszystko
od razu przyprawia mnie o mdłości. Dlaczego, do jasnej Anielinki, zawsze tak
reaguję?! Przecież w końcu i tak nie zabaluję tu zbyt długo.
- Dzień dobry, moi drodzy - mówi z wyczuwalnym akcentem.
Gdzieś już słyszałam ten akcent, chwilka… Teksas! Facet pochodzi z Teksasu!
- Dzień dobry, panie Adams - odpowiada klasa, nie wstając
nawet z krzeseł.
Dziwne, chociaż nauczyciel nie zwraca na to uwagi. Może na
jego lekcjach panują nieco inne zasady?
Mężczyzna po pięćdziesiątce zabiera z biurka kawałek kredy,
a torebeczki z jakimi przyszedł, kładzie
na krześle. Podchodzi do tablicy i zaczyna coś na niej gryzmolić. No, nad
charakterem pisma, mógłby nieco popracować.
- Nowy i ostatni rok - czyta z tablicy i odwraca się w naszą
stronę. - Przepiszcie temat do zeszytu i zajmiemy się sprawami organizacyjnymi.
Jak mówi, tak i robię. Jestem tak bardzo pochłonięta
pisaniem, że nawet nie zauważyłam, jak na moim podręczniku znalazła się
karteczka:
Nie przejmuj się nimi.
Oni już tak mają.
Uśmiecham się i odpisuję:
Nie przejmuję się. To
po prostu trema. Nienawidzę być w centrum uwagi, a oni mi to dzisiaj zgrabnie
zafundowali.
Niezauważalnie przesuwam kartkę w stronę Rebeccki i czekam
aż odpisze. Ukradkiem patrzę na nią, akurat, gdy zaciska wargi, tłumiąc śmiech.
Ty? I trema? Coś ty,
po akcji z Rossem i Inez?!
Inez, Inez, Inez… A więc tak ma na imię była tego dupka… Hyh,
nawet nie widziałam.
Mniejsza o to. Czy ten
cały Adams jest aż tak straszny, na jakiego wygląda?
Nie, ale lepiej nie
wchodzić mu w drogę. Bądź uważna i posłuszna, to cię polubi. Chociaż, czasem mi
się wydaje, że łobuziaków ceni bardziej. No cóż, ja wolę nie dostać pały na
powitanie, więc będziemy już kończyć.
Patrzę na Rebecckę i kiwając głową, chowam kartkę do
kieszeni spodni, wracając do słów nauczyciela
- … nowa uczennica - mówi pan Adams. Ocho, przyszła pora
obgryzać paznokcie. - Ale może ona sama opowie nam trochę na swój temat -
dodaje, przywołując mnie ręką.
Przełykam ślinę, sparaliżowana strachem. Patrzę na Rebecckę,
ale ona mówi tylko bezgłośnie Powodzenia i
dalej jestem skazana radzić sobie sama. Wstaję, a świat wokół mnie zaczyna
wirować. Na twarz przybieram niewesoły uśmiech, albo raczej grymas, ale w końcu
podchodzę do biurka. Ręce mi się trzęsą, nagle głodnieję i mam ochotę się
powiesić. Jedna z wielu słabych stron mojej osoby - nie znam się na
wystąpieniach publicznych.
- A więc, jak się nazywasz? - zagaja z wesołością pan Adams.
Czuję się, jakby chciał ze mnie wycisnąć wszelakie soki życiowe. To zupełnie
tak, jakby się ze mnie naśmiewał, przyczepiając mi do pleców jakąś rurkę,
dzięki której wyciska ze mnie jakiekolwiek nadzieje.
- Laura. Laura Marano, tak dokładniej - mówię, starając się
opanować drżenie głosu. Pan Adams patrzy na mnie uważnie.
- Przepraszam, ale takie są procedury. Muszę cię wypytać,
ale się nie przejmuj. Zaraz po tobie będą następni. Nasz dyrektor jest… Zbytnio
nowoczesny - szepcze do mnie, tak, że słyszymy to tylko my. O dziwo, dodaje mi
to otuchy i moje ciało przestaje naśladować osikę. Oddech znów zaczyna powoli
przychodzić mi z łatwością, a uczucie omdlenia przechodzi. - Więc, Lauro, skąd
do nas przybywasz? - pyta, znów normalnym głosem, aby usłyszał go każdy.
Teraz krew już nie szumi mi w uszach, więc słyszę to co
dzieje się w klasie. A mianowicie, nie dzieje się nic. Zupełnie. Kompletna
cisza.
- Przybywam do was ze Szkocji, choć z narodowości jestem
Francuzką - wyjaśniam, bez zająknięcia. Pan Adams uśmiecha się pokrzepiająco w
moją stronę i rzuca kolejne pytanie:
- A rodzeństwo?
- Brat, młodszy o cztery lata.
Siwus kiwa głową z aprobatą, a ja uśmiecham się do niego
niepewnie.
- A jakieś zainteresowania?
I tutaj mnie, człowieku, masz. Całe życie poświęciłam
Pascalowi, więc jakie mogłabym mieć zainteresowania?
- Dziennikarstwo, prezenterstwo, literatura i muzyka.
Ewentualnie jeszcze taniec, ale to dość rzadko. Laura jest tak zwanym,
człowiekiem renesansu - wtrąca ktoś, bardzo dobrze mi znany ktoś.
Pascal stoi obok mnie i mojego nauczyciela z plikiem jakiś
papierków w ręku, uśmiechając się do mnie uprzejmie.
- Pani Sheldon prosiła, żebym to panu zaniósł - mówi,
kierując te słowa do nauczyciela.
- Och, podziękuj jej ode mnie - rzuca pan Adams, na co
Pascal kiwa głową i udaje się do drzwi. - Miło było poznać brata mojej nowej
wychowanki! - krzyczy w jego stronę, a ja parskam śmiechem.
Brat odwraca się w naszą stronę, a ja mu macham. Jego
obecność zawsze działała na mnie kojąco. Naprawdę cieszę się, że Sheldonowa go
tutaj przysłała.
- No cóż - mówi pan Adams, gdy Pas znika w korytarzu. - To
wszystko, dziękuję. Miło nam powitać cię w Lingwood High School - kończy i
gestem odprawia mnie z powrotem.
- Brawo, Księżniczko - mówią jednocześnie Quentin i Ross,
gdy przechodzę koło ich ławki, nieco za głośno. Gromię oboje spojrzeniem.
- Panie Lynch, może pochwali się pan, jak minęły panu
wakacje, hmm? - pyta Adams, na co Ross kiwa przecząco głową. Lynch. Ross Lynch…
W sumie, to nawet pasuje. - A pan, panie Green? - Quentin idzie w ślady Rossa i
również zaprzecza. Bawi mnie nawet strach, jaki widzę w oczach Rossa Lyncha i
Quentina Geja… Tfu, Greena! Tak, Greena, nie Geja.
Chociaż… Kto ci to wie?
* Pascal, wracaj - po francusku (Google tłumacz w końcu się
na coś przydał. W ogóle nie znam francuskiego!)
~*~*~*~*~*~
Hejo, misiaczki! Jak wakacje?
Bo u mnie wręcz wspaniale. Ostatniego lipca wróciłam z kolonii, na których było wspaniale. Szczerze, to troch,ę inaczej sobie je wyobrażałam. Nawet chrztu nie było! No, ale cóż. Tak, czy inaczej, podobało mi się.
Przepraszam za tak długą nieobecność. Ale rozdział jest dłuższy, w zamian za to. Mam nadzieję, ze się spodobał :)
Och, bardzo wam dziękuję za to, że jesteście. To naprawdę dużo dla mnie znaczy :*
No, ja nie mam nic do powiedzenia, więc się ulatniam. Jak coś, to możecie mnie złapać na gg ;)
Do napisania, misie!
~ Alex
Cudowny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie. :)
Czekam na next. :*
Dziękuję :*
UsuńUfff, niezmiernie mi ulżyło, że jednak nie pomyliłam daty lub osoby :D
OdpowiedzUsuńPrześwietny rozdział <3
Również mam tremę przed wystąpieniami przed klasą. Grrr jak oni wszyscy zaczynają sie na mnie gapić -,- Jakby nie mieli nic innego do roboty :P
Rebbeca jest całkiem pozytywną osobą :3
Po raz kolejny wspomnę o genialnej relacji Lau i Pascala *.*
Życzę duuużo weny i pozdrawiam ;*
Nie pomyliłaś, a mi było bardzo miło. Jeszcze raz dziękuję, za życzenia i komentarz :*
UsuńCudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńTeż nie nienawidzę być w centrum uwagi
Rebbeca wydaje się być całkiem spoko
Pisz szybko nexta
Życzę dużo weny i pozdrawiam :3
Hah, ja też. Dziękuję za miłe epitety ;)
UsuńPostaram się jak najszybciej wstawić coś nowego
Kocham tego bloga :*. Kiedy będzie rozdział na 2 blogu?
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję :* A co do drugiego bloga, to, tak jak wspominałam, niedawno wróciłąm z kolonii, a te 10 ostatnich dni spędziłam na słuchaniu ponaglań Tyczki i spędzaniu czasu z rodziną. Tak, czy inaczej, rozdział zacznę pisać wieczorem - jeśli mój komputer się jakoś w ogóle naprawi - i rozdział być może, pojawi się do początku przyszłego tygodnia :)
OdpowiedzUsuńwypiszę wszystko w punktach
OdpowiedzUsuń1. Super rozdział
2. kocham Pascala
3. życzę ci weny
4. i czekam z niecierpliwością na next
1. Cieszę się u ci się podoba :)
Usuń2. Ja też :-*
3. Serdecznie dzięki
4. Jeszcze kilka dni i skończę ;)
Cudeńko ♥ ♥
OdpowiedzUsuń