piątek, 11 marca 2016

LBA !!! [AKTUALIZACJA]

Otóż, moi drodzy czytelnicy, których zapewne jest tu już niewielka garstka po tym, jak postanowiłam - bez uprzedzenia - odpocząć nieco od pisania, przedstawiam wam coś, co zwane jest przez nas - internautów - Libster Blog Awards. Samo to, że w nazwie jest Awards sprawia, że czuję się jak na czerwonym dywanie na jakiejś gali :P
Ej, ludziska, widzę Jolie!
 Tak więc, kochani, nominowała mnie moja ukochana Patty z blodżka, który wam serdecznie polecam <link>. Dziękuję ci za to serdecznie :*
Jak tylko dostałam powiadomienie, od razu wbiłam na kompa i postanowiłam napisać odpowiedzi. Chociaż tak wynagrodzę wam tymczasowy brak mojej osoby na owym portalu. Bo to jest portal, nie?
Oprócz niej, ze dwie godziny temu otrzymałam nominację od panny Emi Delly R5er  <link>.
Obu dziękuję za nominację! Dziewczyny, jesteście wspaniałe :*

No to co?



1. Ile masz lat?

No, mam tyle na ile wyglądam :P 
Nie no, okej, niech wam będzie...
Nadszedł ten długo wyczekiwany moment, mili państwo.
Pamiętacie, jak mówiłam, że zaliczam się do grona tych najmłodszych blogerek? 
Otóż już never ever!
Jeszcze tylko *liczy* pięć miesięcy i będę pełnoprawną #hot_14
!!!



2. Ulubiony aktor?

Dobra. 
Jestem z wami już szmat czasu, więc zdążyliście poznać moją psychopatyczną stronę. 
Ale uwierzcie mi, moje fangirl'owsie zachowania wobec pewnego cholernie słodkiego aktora są po prostu chore. 
Jak to mówiła majne frojnde, Mrs. Szczur (tak, Ewa, o ciebie chodzi)?
Ale ty jesteś zjebana.
Tylko, że ona dodawała jeszcze uśmiech. 
No, ale tak czy inaczej, mowa tu o Dylanie Pieprzonej Perfekcji (taaa... często używam tego określenia, nie tylko względem jego, wiem) O'Brienie.
Co najdziwniejsze, moja "lekka"schiza na jego punkcie wcale nie zaczęła się od TW, ale od The First Time. I właśnie dlatego, że mam do tego filmu sentyment, nie mam serca nie cierpieć Britt :(
TW to wyłączna zasługa Pani Uśmiechniętej ;p



3. Co sądzisz o moim blogu?

Jak dla mnie jest okej. A nawet bardzo okej. Podoba mi się twój styl pisania. Jest taki lekki i zwięzły. Nie rozpisujesz się nie wiadomo ile i zgrabnie przechodzisz do rzeczy. W przeciwieństwie do mnie, bo ja potrafię bardziej skupić się na kubku stojącym na stoliku niż na kłócących się za stolikiem osobach. 
Poza tym, wcale niebanalna fabuła. 
Po prostu mi się podoba, co więcej mogę powiedzieć??


4. Jak długo prowadzisz bloga?

Pierwszy post opublikowałam 25.04.2015 roku
Ale założyłam bloga o wiele wcześniej, po prostu przedtem była tu zupełnie inna historia.



5. Skąd jesteś?

Z zadupia, moja droga, z zadupia. Ta wieś, która jakimś pieprzonym cudem otrzymała prawo do nazywania się "miastem" leży godzinę drogi od Łodzi, a pół godziny od Piotrkowa Trybunalskiego. Jeżeli w ogóle wam to coś mówi.
Kojarzycie może największą kopalnię, chyba odkrywkową, w Polsce, a nawet w Europie? Otóż jest ona niedaleko mnie, a mianowicie, niedaleko Bełchatowa. Nie wiem, czy mówi wam to coś ta nazwa. W końcu miasto najbardziej znane jest z kopalni. Myślę, że więcej nie muszę tłumaczyć.
Wcześniej mieszkałam w Korczewie, to taka mała wioska niedaleko Bełka. Może dziesięć minut drogi z centrum. Samochodem, rzecz jasna :)



6. Dlaczego piszesz opowiadania? Kto Cię zainspirował?

Zainspirował? W sumie, to nie mam inspiracji w osobach. Może czasami spodoba mi się opowieść jakiegoś pisarza i myślę sobie, jak fajnie byłoby umieć pisać tak, jak on, ale raczej nie mam swoich idoli w ludziach tworzących historie na papierze. Bardzo inspirują mnie piosenki i filmy, a niektóre sytuacje zapożyczam ze swojego codziennego życia.
Odpowiadając na pierwsze pytanie: bo to kocham. Pisanie to coś, co naprawdę mi wychodzi. Mam dopiero 14 lat, więc jeżeli będę dalej ćwiczyła nie wykluczone, że w dorosłości zdziałam wiele w tym kierunku. Może zostanę dziennikarką, może redaktorką, a może będę miała normalną pracę? Nie muszę wydawać swoich opowieści, nie muszę ich publikować, ale będę je pisać.
Jak zauważyliście, kocham narrację pierwszoosobową. To dlatego, że opisując uczucia i przeżycia bohaterki, mogę wyrazić w tym nieskończoną ilość siebie. Pisanie pomaga mi poukładać niektóre sprawy, zrozumieć rzeczy, których normalnie nie rozumiem.
Poza tym, moja bujna wyobraźnia i niemoralne marzenia tylko tutaj mogą stać się prawdą.



7. Jaki był pierwszy blog jaki przeczytałaś i o czym?

Genialne pytanie!
Nie jestem pewna co do nazwy, ale było to coś na kształt Auslly ~ Przyszłość.
Przeczytałam zaledwie krótki kawałek tej historii, bo
a) nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak Starsze posty
b) byłam młoda i głupia i wyłączyłam, jak tylko Aus zaczął dobierać się do Alls :P
Pamiętam jedynie tyle, że w rozdziale opisany był dzień ich ślubu.



8. Masz najlepszego przyjaciela/ przyjaciółkę?

To skomplikowane. 
Ale tak, z reguły tak. Mam.
Nasza relacja jest dość specyficzna.
Ach no i Ewa!
Poznałyśmy się na blogsferze, ale to nie przeszkodziło nam w nawiązaniu cholernie silnej więzi.



9. Ulubiony kolor?

Emm.. Trudne pytanie.
Nie mam raczej ulubionego koloru.
Lubię różowy, czarny, srebrny. Może też trochę złoty.
Niektóre odcienie pasteli i wszystkie od purpury po ecru.



10. Masz jakieś hobby? Jak tak to jakie?

Właściwie, to lubię oglądać seriale, filmy i czytać książki, ale oprócz tego kocham rolki.
Nie mam jakiegoś mega pasjonującego zajęcia.



11. Masz rodzeństwo?

Dwie młodsze siostry, które mam ochotę udusić.
Do wakacji jestem zmuszona dzielić z nimi pokój, a te poczwary wstają w weekendy o jakiejś siódmej nad ranem.

Dzięki, Patty za pytanka! Bardzo miło mi się na nie odpowiadało :*




 1. Skąd się wziął pomysł na historię na twoim blogu?

Kiedyś dostałam identyczne pytanie, ale nie zaszkodzi odpowiedzieć po raz drugi ^^
Otóż, miałam taki okres w życiu, że oglądałam wyłącznie filmy z liceum w tle. Wszystko zaczęło się wraz z John Tucker musi odejść. Nazwisko głównego bohatera filmu oraz imię przekochanego chłopaka w książce Nieziemska (czy tylko ja ubolewam nad brakiem polskiej wersji trzeciej części??) przyczyniło się do nazwania naszego kochanego Lingwood'a ( Tak, Dary Anioła ^^).
Ale nie o tym teraz.
No więc, fabuła miała wyglądać zupełnie inaczej.
Po pierwsze, bohaterzy mieli być dorosłymi. Laura jako 25-letnia spikerka w najpopularniejszym kalifornijskim radiu i Ross - 27-letni architekt, zajmujący się akurat zakładem pracy brunetki mieli być głównymi bohaterami opowiadania. Ross miał być kobieciażem, który złamał niewłaściwe serca, które wynajęły Laurę, aby tak pomogła im w zemście. Miała rozkochać w sobie chłopaka, a potem go rzucić. Naomi byłaby najlepsza przyjaciółką Marano, a Reb kuzynką panny Mess. Jedynymi postaciami, które nie uległy całkowitej zmianie są Pas i Hope :)
Tak więc, znacie pierwszy pomysł na tą opowieść, ale mam nadzieję, że tym wam nie rozczarowałam.



 2. Ulubiona książka?

Są trzy i nie książki, ale trylogie :)

1.Trylogia Rywalek. Świat Americki i Maxona pochłonął mnie w wakacje bez reszty. W jeden dzień skończyłam drugą część, a trzecia zajęła mi zaledwie trzy dni. Dosłownie połykałam te książki. Narracja była tak osobista i tak... dogłębna, że nie umiałam jej po prostu nie docenić. Niebanalna i naprawdę oryginalna fabuła to coś za co pokochałam Kierę Cass. Zdecydowanie jest moją ulubioną autorką.
2. Również i trylogia Spętanych przez bogów stała się moją ulubioną. Mitologia grecka przeplatająca się ze seksownymi scenami sprawiała, że dosłownie szczerzyłam się do papieru. Dzięki Josephine odkryłam, że Olimp jest miejscem dla mnie.
Jedyne, czego nie mogę jej wybaczyć to to, że zeswatała mojego słodziutkiego Oriona z jedenastolatką, a  tylko i wyłącznie  m o j e g o  Hektora oddała jakiejś nędznej syrence.
3. No i saga polecona mi przez Ewcię, czyli fantastyczne książki z serii Lux. Historia opowiada o kosmitach i kocham ją za to, ale i również za aroganckiego i dupkowatego Deamona, który jest głównym bohaterem. Ogólnie, te książki mają wszystko. Słodką przyjaciółkę, poirytowaną i zdezorientowaną narratorkę no i idealnego faceta. Akcja toczy się w mieścinie, która chyba nawet nie ma odpowiednich papierów, żeby się tak nazywać. Jestem przy czwartej części, ale przez szkołę i masę obowiązków musiałam odłożyć czytanie na wakacje.
Ale polecam, bo książki trzymają w napięciu i są pełne niespodziewanych zwrotów akcji. Ogólnie, polecam wszystkie trylogie, bo naprawdę są tego warte.



3. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

Nie, nie wierzę. Dla mnie ogólnie pojęcie miłości jest kwestią względną, ale to zostawmy na inny dzień. Po prostu... Nie można się w kimś zakochać, nie znając go. A kiedy widzisz go po raz pierwszy, nie możesz powiedzieć, że się w nim  z a k o c h a ł e ś. Bo, ludzie zdecydowanie nadużywają tego słowa. Miłość, o ile w ogóle istnieje, jest czyś, czego nie da się wyjaśnić, ani poczuć od tak. Bo jeżeli już jest, to musi urosnąć, zakwitnąć. Kiedy kogoś poznajemy, nie wiemy, czy za kilkanaście lat będziemy uprawiać seks na zgodę po małżeńskiej kłótni. Nikt tego nie przewidzi. Może być między nami chemia, albo i nie. Ale jeżeli mamy się już zakochać, potrzeba na to czasu i wielkiego wysiłku z obu stron.



4. Jaki masz znak zodiaku?

Lew ^^
Jestem krulem dżungli ;p



5. Kim chcesz zostać w przyszłości?

I tu mnie masz.
Zawody zmieniam z prędkością światła.
Na obecną chwilę waham się między psychologiem, informatykiem, a dziennikarzem/redaktorem.
Może jeszcze architekt.
Chciałaby, robić coś, w czym będę czuła się dobrze, swobodnie, a zarazem przyniesie mi spor zyski (hajsik ;p)



6. Ulubiony cytat/powiedzenie?

Moja koleżanka powiedziała raz genialne motto, które od razu pokochałam.
Gdybym tylko umiała, na pewno bym się do niego stosowała ^^
"Miej wyjebane, a będzie ci dane".
A jeśli chodzi o cytat, to calusieńka piosenka I hate you I love you Ganasha i Olivii O'Brien (piękny przekaz, jak się mocno wczuję, to potrafię się nawet popłakać) oraz fragment Ocean Drive Duke'a Dumont'a:
"We're out of time on the highway to never"
(Nie mamy czasu na autostradzie donikąd)



7. Jakie masz hobby?

Pisałam kilkanaście linijek wcześniej:
seriale, filmy, rolki, pisanie.
Choć to ostatnie nie do końca traktuję jako hobby.



8. Jak byś opisała siebie w dwóch słowach?

Niezrównoważona dziwaczka ( ze skłonnościami autodestrukcyjnymi).
Szacun dla tych, którzy zrozumieli to coś w poprzedniej linijce, bo ja sama się gubię.


9. Ulubiona pora roku?

Kurczę, no, lato, gdyby nie to, że wyglądam wtedy jak wielki burak!
Jestem cała czerwona i spocona, ale przecież to lato, no nie??
Ale tak ogólnie, to chyba najbardziej lubię wiosnę.
Jest ciepło, ale bez przesady.
Kolorowo.
No, w szczególności zielono.
I niebo jest niebieskie, a komary jeszcze śpią

(Ja- Stiles , komary - Jared)






10. Ulubiona słodycz?

Kurwa, każda!
Uwielbiam słodkości i dlatego się nienawidzę.
Jak tylko biorę się za dietę przeszkadza mi nowo zakupiona czekolada :(



11. Co sądzisz o moim blogu, jeśli go czytasz?

Szczerze? Uznałam, że i tak nie dam rady nadrobić, więc czekam na kolejny!
Strasznie mi przykro, ale po prostu i tak mi się nie opłaca, skoro jesteś już na półmetku.


Emi, dzięki ci wielkie za nominację i bardzo ciekawe pytania.

Mam nadzieję, że nie rozczarowały was moje odpowiedzi. Jeżeli są za długie, napiszcie mi to. 
Chcę znać waszą opinię.


Jeżeli i wy macie do mnie pytanie, piszcie w zakładce Pytania. 
Czekam i zawsze odpowiadam!
Możecie też zapytać o coś tutaj, nie ma problemu :)
Jednak nadal proszę, żebyście nie pytali się mnie o nic pod rozdziałami, tak samo ze spamem. 



Kocham was, misie!
~ Alex

I ulubiona piosenka:






[AKTUALIZACJA]

Znów otrzymałam nominacje, tym razem od Lodovici Swift <link> i Martis Lu <link>.
Dzięki dziewczyny! :*
Więc, kochani...




1. Ostatnia piosenka, której słuchałaś?

Właściwie, to nawet teraz słucham piosenki ^^
Jest to I hate you I love you, o której pisałam nieco wcześniej.
Ogólnie, ostatnio słucham wielu piosenek, które wyłapuję w fanowskich filmikach, jak na przykład Vertigo, IDFC czy U Can't touch this.


2. Ulubiony disneyowski film?

W ferie ja i moja młodsza siostra wybrałyśmy się do cioci do Warszawy. Ta zabierając nas do kina zapytała, na co chcemy iść. No, rzecz jasna, w domu se nie pójdę na bajkę, a straaasznie chciałam ją obejrzeć, więc powiedziałam, że Zwierzogród.
Nie dość, że głównym bohaterom głosu użyczali Kamińska i Domagała, to fabuła była tak przewrotna i śmieszna, że w pewnym momencie zaczęłam płakać ze śmichu.
Ta bajka jest jedną z moich ulubionych, ale nie jedyną. Kocham też Małą syrenkę, Króla Lwa i Zaplątanych. Według mnie w tych czterech produkcjach Disney nieźle się popisał.
A jeśli chodzi o film to oczywiście Piraci z Karaibów. Też z Disney'a, ale nie jest to wcale film dla dzieci. Jak się dowiedziałam, że będzie piąta część, to skakałam pod sufit. Sparrow wraca na duży ekran ;)


3. Kraszowany przez ciebie bohater filmu?

Och, jest ich dużo :P
Jeśli chodzi o filmy to Hache  z Trzech metrów nad niebem,
John Tucker z John Tucker musi odejść,
Dave z The First Time
Thomas z Więźnia Labiryntu,
Wesley z the #DUFF
Peter z Niesamowity Spider-Man 
i Jacob ze Zmierzchu

A z seriali, to oczywiście
Stiles i Derek z Teen Wolf
Shane (co z tego, że to gej...) z Faking it
Marcin z M jak miłość
Chuck i Nate z Plotkary 
i Tomasz z Singielki





4. Truskawki czy gruszki?

Truskawki, pod warunkiem, że są dojrzałe i słodkie, a jak nie, to gruszki ^^



5. Wattpad czy blogger i dlaczego?

Wiesz co, jeśli chodzi o bloggera, to nie czytam na nim opowiadań niewiązanych z Raurą, więc na Wattcie postanowiłam czytać wszystko inne oprócz tego. Nie mogę się zdecydować, bo oba bardzo lubię, ale chyba jednak Watta. Łatwiej jest znaleźć na nim coś ciekawego i jest bardzo wygodny.



6. Kto jest twoim OTP?

Hah, genialne pytanie :P

Przez pierwsze trzy sezony TW kochałam Stydię i choć nadal ją kocham, uważam, że Stalia jest najsłodszą parą serialu. Tak więc, nadal waham się nad tymi dwoma ^^
Auslly i Raura, jakżeby inaczej :P
Na początku GMW shippowałam również Joshayę, ale potem przerzuciłam się na Lucayę
Lamy (nie lubię Karmy) oraz Shany (jako przyjaciół) z Faking it 



7. O jakiej porze dnia piszesz?

Najczęściej wieczorami, bo wtedy mam najwięcej czasu



8. Skąd czerpiesz wenę?

Chyba z tego, co każdy. Z piosenek, filmów, codziennych sytuacji. Bardzo inspirują mnie również książki. W moich opowiadaniach jest też ponoć dużo emocji, może dlatego, że staram się wczuć w sytuację bohatera, dlatego dużo czerpię również z emocji, jakich na co dzień doświadczam. Nigdy nie wiedziałabym, że powstrzymując łzy masz gulę w gardle, gdybym sama tego nigdy nie próbowała prawda?


9. Najpierw czytasz książkę czy oglądasz film? Uzasadnij wybór.

Jeżeli jest film, to najpierw oglądam. Dzięki temu lepiej jest mi wyobrazić sobie bohaterów i nie mam później mętliku w głowie, gdy bohater, który miał być szatynem w połowie książki nagle staje się blondynem. Miałam tak, czytając Spętanych przez bogów. Za cholerę nie widzę blond Hektora!
Poza tym, dzięki temu mam lepsze porównanie i szybciej doceniam książkę.
Ach, no i o większości książek dowiaduję się dzięki temu, że obejrzałam ich ekranizację.
I jestem niecierpliwa, a w filmie szybciej się wszytko dzieje :P



10. Twoje ulubione autorki?

Rozpisywałam się wcześniej na temat książek, jakie kocham, a ich autorkami i jednocześnie moimi idolkami w tej dziedzinie są Kiera Cass, Josephine Angelini oraz Jennifer L. Armentrout.



11. Jak nazywasz swoich czytelników?

Różnie ^^
Raz ziomale, raz kochani, raz mili państwo, ale najczęściej są to moje misiaczki :*



Lodo, dzięki ci wielkie za nominację i za pytania. Mam nadzieję, że na wszystkie odpowiedziałam dobrze i o coś takiego ci chodziło. Jesze raz dzięki :**





1. Co sądzisz o moim blogu?

Jeszcze nie zaczęłam czytać, ale postaram się zrobić to jak najszybciej ^^



2. Ulubiona książka?

Pisałam już na ten temat, więc teraz przytoczę tylko nazwy  t r y l o g i i :
Rywalki
Spętani przez bogów
seria Lux



3. Jakie są twoje ulubione kwiaty?

Nie mam raczej :P
Ale jeżeli miałabym dostać od chłopaka bukiet, to gatunek zależy od okazji.
Oczywiście kocham róże, jak każda dziewczyna, ale uwielbiam też tulipany :)




4. Kim chcesz być w przyszłości?

Psycholog, dziennikarka/redaktorka, albo informatyk.



5. Jaka była najgorsza rzecz w twoim życiu?

Och, trochę ich jest. Rzeczy, sytuacji. Ale akurat to zostawmy bez komentarza ;)



6. Masz jakieś zwierzę?

Tak, pawiana w pokoju ;p
Ale tak na serio, to teraz nie mam żadnego, ale jak się uda to za rok będę mieć goldera.



7. W jakim kraju chciałabyś wziąć ślub? 

Hah, kurde, nie wiem. Może w Paryżu? Tak zdecydowanie w Paryżu. 
Jestem dziwna, bo kocham ckliwe i romantyczne rzeczy, a miłość jest dla mnie kwestią względną. No ale co, ktoś mi zabroni? Jeżeli już znajdzie się jakiś nieszczęśnik, gotowy na podjęcie się zadania rozkochania mnie w sobie, będzie musiał się nieźle postarać. 



8.  Masz rodzeństwo?

Dwie młodsze siostry, z czego jedna przyrodnia. 



9. Jeżeli miałabyś wybierać, to kim chciałabyś być : aktorka czy piosenkarka i dlaczego?

Aktorką, bo lubię robić sceny xd
Ale tak na serio, to czasami dla beki odgrywam różne role przed lustrem i jak się wczuję, to czasami wychodzi mi bardzo realistycznie. Ogólnie, lubię grać. Nie mam zbytnio talentu i jestem zbyt nieśmiała, ale lubię sobie czasami popłakać bez powodu. Poza tym, niezła ze mnie kłamczucha ;p
No i nie umiem śpiewać ;d



10. Jakie cechy powinien posiadać twój chłopak?

Ładną buźkę i klatę, a będę się w niego wpatrywała jak w obrazek. 
Ale tak z wyglądu, to...
1. Kocham brunetów, więc powinien być brunetem.
2. Jasne niebieskie, zielone, piwne (ciemne) albo czekoladowe oczy
3. Musi być wyższy ode mnie
4. Musi mieć i masę i rzeźbę (ale nie tak jak Pudzian, raczej jak... Channing Tatum)


No i charakter:
1. Pewny siebie
2. Może być lekko dupkowaty
3. Momentami słodki jak pudełko bez
4. Troskliwy





11. Jakiej muzyki słuchasz? 

A, różnie z tym bywa. Raz popu, raz folku (ale nie polskiego), ale najbardziej lubię muzykę klubową. No wiesz, remixy i wszystko inne, co powstało na konsoli, jak na przykład Don't be so shy czy Five Hours.

No, to wszystko jeżeli chodzi o pytania. Jak znów dostanę nominację, to też po prostu zaktualizuję notkę, nie będę robiła drugiej. 

Ja nominuję:

Zawsze Uśmiechnięta < anormalgirlrydel.blogspot.com >
Lora i Chelsie < love-chase-raura.blogspot.com >

Pytania:

1. Przy jakiej piosence chce ci się tańczyć?
2. Co robisz na poprawę humoru?
3. Nike vs New Balance?
4. Twój celebrity crush?
5. Jakbyś miała wybrać kształt paznokci, jaki byś wybrała? Migdałki, trójkąty czy kwadraty?
6. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, to do jakiej epoki byś się cofnęła?
7. Masz jakiś fetysz lub obsesję? Jak tak, to jaką?
8. Wolałabyś się zakochać w chłopaku przyjaciółki czy geju?
9. Jak powinna wyglądać twoja wymarzona randka?
10. Jakiego słowa używasz najczęściej?
11. Jakiś geniusz wymyślił maszynę, która może cię przenieść do dowolnego filmu bądź serialu. Jaki byś wybrała?

 Jeszcze raz dzięki za wszystkie nominacje. 
Buziaczki, miśki!
~ Alex :**

sobota, 27 lutego 2016

16. Fuck you very, very much, cause we hate what you do!


Fuck you very, very much, cause we hate what you do! ~ Pieprz się jak najbardziej, 
bo nie podoba nam się, to co robisz!

Dla
Głupiego Kłaka Marano, która ma odwalić się od Dylana, bo jak nie to w ryj ,
Lodovicki  (kurde, możesz mnie zabić jeżeli to źle napisałam ) Swift, zabieraczki tytułu żony pana M. ,
I Zawsze Uśmiechniętej aka Medium
Dla tej ostatniej przede wszystkim, bo dzięki niej rozdział z tak dużym opóźnieniem :) Dzięki tobie wzięłam się za oglądanie TW i tak się wciągnęłam, że komputer chodził u mnie minimum dziesięć godzin dziennie :*


Powinnaś iść do psychologa.
Siedź cicho.
Albo psychiatry.
Powiedziałam, że masz się zamknąć.
Tak, zdecydowanie do psychiatry.
Rozumiesz, co to znaczy  z a m k n i j    s i ę ??
Możliwe.

  Słońce świeci naprawdę mocno. Aż dziwne, bo ogólnie, to piździ jak cholera i zaczynam żałować, że zamiast bluzy, zabrałam jakąś cienką narzutkę. No ale skąd miałam wiedzieć, rano prawie ugotowałam się pod kołdrą!
Tak więc, pogoda jest… ciekawa. Trudno ją opisać. Bo chociaż wygląda jak z pocztówki z Rio de Janeiro, to moja zmarznięta skóra uważa, że najlepiej określić ją epitetem „do dupy”. Także ten… No, naprawdę trudno ją opisać.

  Powinnam siedzieć w domu i podbierać Pascalowi popcorn, przez co oberwałabym łokciem w głowę, ale zamiast tego siedzę na ławeczce przed szkołą i wyglądam, jakbym urwała się z Arktyki. Dlaczego? Otóż dlatego, że ostatni atak tego niewdzięcznego szczura dał mi do myślenia. I to sporo. Ale najwięcej chyba słowa pana Younga. Pascal potrzebuje dawcy, a ja się na niego niestety nie nadaję. Ani ja, ani Bonnie nie wiemy, co zrobić. Ale jest ktoś, kto wie.

  Siedząc tak i starając się trzymać nogi jak najbliżej siebie, nawet nie zauważam kobiety, która stoi nade mną. Dopiero, gdy cicho odchrząkuje,  podnoszę głowę.
A tak cholernie boję się to zrobić.

Dla Pasa.
­
- Laura?
Cholera.
Do tej pory ten głos kojarzył mi się tylko z kobietą wielką jak dąb, na którą zawsze patrzyłam, jak na ideał piękna, kobiecości i mądrości. Ale w tym momencie? W tym momencie łzy cisną mi się do oczu, na myśl, że zaraz zobaczę jej twarz. Pewnie cały czas jest tak niedorzecznie doskonała. Pewnie nigdy nie przestała się równo uśmiechać. I na sto procent jej figura nadal przypomina figurę dwudziestolatki.
- Córciu? - Kobieta dotyka delikatnie mojego ramienia. Ja nadal jestem na etapie jej butów. Są to czarne szpilki z odkrytymi palcami. Paznokcie ma pomalowane na czerwono.
Jakżeby inaczej…

- Nie nazywaj mnie tak - chrypię w końcu, podnosząc głowę tak, że widzę ją całą.
I czuję się, jakby jakaś niewidzialna fala uderzyła we mnie z siłą największego huraganu na świecie.
Cholera. Miałam rację.
Moja matka  j e s t  ideałem piękna, kobiecości i mądrości.
  Włosy, nieco jaśniejsze od moich, ma upięte z boku, a pojedyncze kosmyki nie przewracają jej się przed twarzą.
Przecież tak się nie da!
Cera - jasna i nieskazitelnie czysta - wygląda jak zdjęta z jakiejś Barbie. Przynajmniej już wiemy, dlaczego Ross mnie tak nazywa.
- Dobrze, jak chcesz - odpowiada i z zawahaniem siada obok mnie. - Posiedzimy tutaj, czy wolisz iść do kawiarenki?
  Niemożliwe, żeby nie prostowała tych włosów. Moje zawsze są poskręcane i mocno pofalowane, a jej idealnie proste, jak po keratynie. Poza tym, rzęsy ma tak kurewsko długie, że nie mają prawa być naturalne. I aż dziwne, że to moja matka. Wygląda jak ponętna trzydziestolatka, choć w rzeczywistości ma już czterdziechę na karku.
- Niedaleko jest mała knajpka. Możemy tam iść.
  A ciuchy? Czy ona myśli, że jak założy ołówkową, grafitową spódnicę, kremową koszulę i granatowy żakiet to będzie wyglądać jak jakaś dojrzała sekretarka? Jeżeli tak, to się szmata nie pomyliła. Wygląda jak bizneswoman. Szlag by ją.

  Idziemy w ciszy. Żadna z nas nic nie mówi, a ja czuję jak powoli przybywa mi pewności siebie. Niech tylko posadzi ten swój wyćwiczony tyłeczek na krześle, to wygarnę wszystko, co myślę na jej temat. Głupia suka. Nie dość, że nas zostawiła, to jeszcze teraz będzie kurwa skruszoną udawała. Poza tym, wygląda jakby się urwała z brazylijskiej telenoweli! Albo raczej cholernie przerobionego filmu o superbohaterach, gdzie gra seksowną księgową. Ygh, my nie możemy być ze sobą spokrewnione. To jest fizycznie niemożliwe do cholery! Jakbym miała jej geny, to sama bym się wcisnęła w tą kieckę, którą Bonnie upchnęła gdzieś na dnie mojej szafy i do tej pory myśli, że się nie zorientowałam.  Naprawdę bym ją założyła. Nie żartuję.

  Kiedy dochodzimy do kawiarni, od razu idę do kasy. Musze sobie zamówić coś do picia. Koniecznie alkoholowego. Chyba że tu tego nie mają. Tak czy inaczej, mama dotyka mojego ramienia, a kiedy odwracam się w jej kierunku, pokazuje głową na najbliższy, dwuosobowy stolik. Później siada na jednym z krzeseł, a ja, kompletnie ją olewając, zmierzam w stronę obranego sobie wcześniej celu.
- Reb, błagam, powiedz, że macie coś z wódką - jęczę w stronę przyjaciółki, która, nie wzruszona zresztą moją obecnością, wyciera szklanki. Ruda zbiera na jakieś ‘kozackie’ buty, więc znalazła sobie pracę. Ale i tak kończy po pierwszej wpłacie.
- To kawiarnia, skarbie. Tu nie ma wódki. - Foxówna uśmiecha się znad jednej ze szklanek, w ogóle nie podejmując kontaktu wzrokowego.
- Mojito? Tequila? Jack Daniel’s? Kurde, Reb, musicie coś mieć - rzucam dziewczynie błagające spojrzenie, a ona patrzy na mnie z westchnieniem .
- Lauruś, ostatnio jak dostałaś trochę wina, to znalazłam cię śpiącą na jednej kanapie z moim bratem. Swoją drogą, nie mam pojęcia, skąd on wytrzasnął to wino, w końcu starszyzna woli szampana. - Rebecca opiera łokcie na blacie tak, że stoimy teraz twarzą w twarz. Wzdycha i łapie moją rękę. - Kochanie, co się dzieje? Ciężki dzień?
- Nawet nie wiesz, jak ciężki - mruczę, posyłając matce ukradkowe spojrzenie. Przegląda menu z poważną miną i zadaje się być tym do reszty pochłonięta. - Mama przyjechała do miasta - szepczę w końcu cicho, przymykając powieki. Nie mam zamiaru się rozkleić, ale nie chcę też wpaść w furię.
- Mama? Przecież ona z tobą mieszka, co ty opowiadasz? Nawet z nią kiedyś gadałam.
No tak. Przecież nic jej nie mówiłam o mamie. Powiedziałam o ojcu, ale o Blair nie wspomniałam nawet słowem. Jak ja mogłam o tym zapomnieć?
- Mieszkamy z ciocią. Matka od nas odeszła czternaście lat temu, więc przygarnęła nas Bonnie.- Pewnie powinnam tu teraz wcisnąć tą swoją długą i kiczowatą historię o tym, jak to najukochańsza osoba nagle stała się moim wrogiem, ale zamiast tego rzucam tylko: - To masz to mojito czy nie?
- Laura, nie mówiłaś mi o tym - warczy wyraźnie wkurzona Reb.
- Nie? Dobra, pójdę później do sklepu. Powinni mi sprzedać.
- Laura! - krzyczy zdenerwowana Rebecca, tak głośno, że aż podskakuję, czym swoją drogą przykuwa uwagę kilku ciekawskich gapiów. W tym i mojej matki.
- Rebecca, przepraszam cię. Po prostu nie lubię o niej mówić. - Spuszczam głowę, biorąc głęboki oddech. - Opowiem ci o tym… kiedyś tam.
- Kiedyś tam?
 Czy tylko mi się zdaje, czy ona zaraz zgniecie tą szklankę?
- Tak. Jak nadarzy się okazja - uśmiecham się szeroko, bo dobrze wiem, że ją wkurzam. - Poza tym, wiesz gdzie podziewa się Ross? Ostatnio słuch o nim zaginął. - Rozglądam się jeszcze raz po knajpce. Lynch nie pokazuje się od ataku Pascala. No, może nawet od wcześniej, ale wtedy nie zwracałam na to uwagi.
- Nope. - Ruda wydyma usta, trąc szkło tak szybko, że chyba zaraz na serio pęknie. - Nie mam bladego pojęcia.
 Okej, najpierw wkurza się na mnie, że nie mówię jej wszystkiego, a teraz robi to sama. Czy to normalne? Otóż nie.
- Rebecca - przeciągam jej imię, starając się zabrzmieć ostrzegawczo. Chyba mi się udało, bo dziewczyna w końcu odkłada szklankę na blat i patrzy mi w oczy.
- Podsłuchałam ostatnio rozmowę jego i Quena - zaczyna z westchnieniem. Znów łapie za ścierkę, ale tym razem wyciera nią blat.

No nieźle.
Unika mojego wzroku.
To nie może wróżyć nic dobrego.

- Słuchaj, on… Jakby ci to…
Rzucam rudej wylewne spojrzenie. Jak zaraz nie dokończy, to nie wiem, co jej zrobię.
- Lisku, nie przeginaj, okej? Wyobraź sobie, że nie tylko ty masz wąskie granice cierpliwości - mruczę i podskakując, żeby sięgnąć za drogą stronę blatu, odbieram jej ścierkę.
- Ej! - Oburzona Fox wydyma znów usta, po czym układa je w perfidnym uśmiechu. - A ty nie masz przypadkiem do obgadania matczyno-córczanej relacji?
- Dzięki - buczę niezadowolona. - Właśnie całkowicie zjebałaś mi humor.
- Zabawne, że kiedy ty go nie masz, ja mało nie pękam ze śmiechu - przesyła mi w powietrzu buziaka, a ja w odpowiedzi pokazuję jej środkowy palec.
- Opowiesz mi, o czym gadały te dwa ułomy - rzucam na odchodne i ruszam w kierunku mamy.

 
  Kiedy w końcu siadam naprzeciw niej, orientuje się, że koniec końców nic sobie nie kupiłam. Głupi, chytry, rudy lis.
- Słodko razem wyglądacie - zaczyna Blair, nie podnosząc spojrzenia karty znad menu.
Och, błagam, czy każdy dzisiaj ma zamiar unikać mojego wzroku? Czy ja, do cholery, wyglądam jak bazyliszek?!
- Sugerujesz mi homoseksualizm? - Unoszę jedną brew, przyjmując wyzwanie „kto wlepi w kogo gały pierwszy” i zabieram swoje menu.
- A to coś złego?
Chwilę musze się zastanowić nad odpowiedzią. Kurde, zagięła mnie już na wstępie.
- Homoseksualizm czy twoje pytanie?
Blair uśmiecha się pod nosem i mogłabym przyrzec, że specjalnie odsłoniła kartę, żebym to zobaczyła. Ugh, szmata.
- I to i to.
 Dobra, bo zaraz chyba nie wytrzymam i jej przywalę. Nie czaję, jak ona może przyjmować tą rozmowę z tak stoickim spokojem. A żeby ją… coś!

Barwo.
Super, tylko ciebie tu kurwa brakowało.
A co, tęsknisz jak mnie nie ma?
Wiesz co, myślę, że jednak się zapiszę do tego psychiatryka.
Zakładu psychiatrycznego, skarbie.
Mogłabyś się przymknąć.


   Rzucam menu na stolik i uporczywie wpatruję się w matkę.
- Czego chcesz, hmm? Zjawiasz się tu po czternastu latach i oczekujesz, że co? Że będziemy gadać o naszych najskrytszych sekretach? To coś ci się kurwa w głowie musiało poprzekręcać. Nie mam zamiaru z tobą gadać o niczymkolwiek poza Pascalem, rozumiesz? Albo mi powiesz, jak można mu pomóc, albo zaraz wyjdę i już nigdy więcej nie zobaczysz ani mnie, ani jego.

  Cała się, cholera, gotuję, a wrażenie, że zaraz wybuchnę jest nie do zniesienia. Naprawdę potrzebuje czegoś mocnego, bo zeświruję za chwilę! To niemożliwe, żeby jedna kobieta tak doszczętnie zniszczyła resztki mojego dobrego humoru na kolejne kilka godzin. Dni. Miesięcy. Może nawet dekad.
Czy już wspominałam, że szlag by ją trafił?

- Dobrze, Laura, pogadajmy o chorobie Pascala.
Na szczęście, bo inaczej, to bym ją chyba zaraz uderzyła.
- Ale tylko i wyłącznie w jego obecności. Co powiesz na przyszłą sobotę? W parku?
Trzymajcie mnie…


  - Zostaw, powiedziałam przecież, że nie boli! - krzyczę na Quentina, który po raz kolejny łapie mnie za rękę.
- Rozbiłaś szybę samochodu gołą ręką! Nie wspominając o tym, że to był mój samochód. - Green wyrywa zabandażowaną rękę, którą uporczywie staram się schować. Boli jak cholera, ale przecież mu tego nie powiem. - Mogę przynajmniej wiedzieć, co się stało? - pyta, gdy odchodzę parę kroków.
- Nic ważnego. - Tak, powodzenia, na pewno rozwiałam tym jego przypuszczenia o nadchodzącej tragedii.  - Po prostu… Mocno się zdenerwowałam.
Spuszczam głowę, bo boję się spojrzeć Quenowi w oczy.
- Na mamę?

Gdyby ktoś teraz chciał porównać mnie do jakiegoś zwierzęcia, z pewnością byłaby to surykatka. Chyba tylko ona tak szybo rusza łepetyną.
- Skąd ty…?
- Nie jestem tylko twoim przyjacielem, Lau - uśmiecha się do mnie pobłażliwie, podchodząc bliżej. - Pas mi powiedział.
Ta i wszystko jasne.
- Nie chcę o tym gadać - rzucam, przewracając oczami.
- Nie proszę cie, żebyś to robiła. Szczerze, to mam cię w dupie i chodzi mi tylko o to, żebyś oddała kasę za szybę.
Znów przewracam oczami. Jak on mnie czasami wkurza.
- Nienawidzę cię - mruczę, ale mimo to zmniejszam dzielącą nas odległość i wtulam się w niego, jak w wielkiego, pluszowego misia. Tak, wiem. Tandetne porównanie.
- Ja ciebie też, złotko. - Quentin uśmiecha się perliście, poczym przyciska mnie jeszcze bliżej siebie.
- Quen? - zaczynam przesłodzonym głosem.
- Hmm?
Odklejam się od niego i zakładam ręce na piersiach. Mam nadzieję, że moje spojrzenie jest choć trochę straszne, bo przydałoby się.
- Co się dzieje z Rossem?
Green wygląda, jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Opadają mu ramiona, a mina staje się oziębła, wręcz chłodna.
- Nie gada z tobą, co?
Potakuję głową, ledwo zauważalnie, ale chłopak i tak to widzi. I nie jest ani rozczarowany, ani zawiedziony tym faktem - po prostu stara się utrzymać szczękę nieruchomo i ja doskonale wiem, dlaczego.
- Czasami wydaje mi się, że jest większym idiotą, niż to sobie wyobrażam, wiesz? - wzdycha, łapiąc moją rękę i siadając na masce uszkodzonego samochodu, kładzie ją razem za swoją na białej powłoce. - On i Inez…

 Zamiast słuchać Quena, wlepiam wzrok w coś, co jest poza nami. Nie to, że nie interesuje mnie to, co mówi. Po prostu widząc ten piękny obrazek, muszę zbierać szczękę z podłogi. Bo kto by się spodziewał, że Ross Lynch, który olewał mnie przed jakiś tydzień, a ja dostawałam szału, myśląc, że coś mu się stało, będzie się bezczelnie obściskiwał z panną Black na szkolnym parkingu?
Bo na pewno nie ja.

  Quentin odwraca głowę w tym samym kierunku, w którym skierowana jest moja.
- Najwyraźniej jest  większym idiotą niż ktokolwiek może sobie wyobrazić - mówi, poczym przyciąga mnie do siebie, a ja siadam mu na kolanach. Nie chcę patrzeć na nich, na to, jak praktycznie zaczynają grę wstępną w miejscu publicznym, więc przyciskam twarz do piersi szatyna.

To najbardziej popieprzony dzień całego mojego popieprzonego życia. 
Wiecie co?

Pieprzyć matkę.
Pieprzyć Rossa. 
Pieprzyć wszystkich wszech i wobec. 

Mam zamiar dzisiaj zalać się w trupa i nikt mi w tym nie przeszkodzi. 

  
 ~*~*~*~*~*~*~
Żyję czy nie żyję?? Jeżeli wkupiłam się w wasze łaski tym rozdziałem, to jestem cudotwórcą, bo totalnie spieprzyłam Raurę. Mówiłam, że Ross nie jest wcale taki fajny jakby wam się mogło wydawać!
I sorka za tak długą nieobecność. Naprawdę przepraszam.
Nie mam nic na usprawiedliwienie, bo nie robiłam nic, oprócz oglądania serialu, ale nawet pisząc to teraz, miałam blokadę. Więc chyba coś mi się dzieje.
Jak napisze jeszcze na LGS, to będę bogiem. Serio, nie żartuję. Dostanę skrzydeł i będę szybować nad tym małym zadupiem, nad którym mieszkam.
Słownictwo dość brutalne, ponieważ jestem wkurzona jak nie wiem co. Ale nie będę wam się niepotrzebnie zwierzać.
Powiem tylko, że coraz poważniej myślę nad tym, czy nie zrobić pary z Lau i Quena. I nie chodzi mi tu o taka tymczasową, tylko o taką pod koniec. No wiecie. Są trzy opcje, na które składa się z tysiąc mniejszych: albo laska będzie sama, albo  Rossem, albo z Quenem. Napiszcie w komach, co myślicie.
I standardowo: Gdybyście były na miejscu Lau, jakbyście zareagowały na widok Rossa i Inez ??
Bajo, skarby :*

~ Alex
PS.: Oczywiście macie standardowy gif, ale musiałam wrzucić tu też to zdjęcie ;)
PS.2.: Mam zamiar dać w tytułach cytaty ze wszystkich piosenek z playlisty, a ta pasowała tu najbardziej, więc sorry za wulgaryzmy :P








sobota, 23 stycznia 2016

15. And I think to myself, What a wonderful world!

And I think to myself, what a wonderful world! ~ I myślę sobie, co za wspaniały świat!


Dla Chelsy Nowi i mojego ukochanego Pasika :*
PS.: Serdecznie zapraszam na bloga tej dwójki ;)

  Siadam na plastikowym krzesełku, ale zaraz znów z niego wstaję. Białe ściany są nieznośne, tak samo jak szare linoleum na podłodze. Poczekalnia jest bardzo mała, znajduje się w niej jedno okno i korytarzyk prowadzący na oddział. Rysunki pacjentów wiszące na ścianach są chyba jedyną ciepłą rzeczą w tym pomieszczeniu.  Bo ogólnie, to od patrzenia na szklane drzwi oddziału, robi mi się nie dobrze. Za nimi właśnie badają mojego brata, sprawiając, że jego życie nieznacznie się wydłuży.
Tak bardzo się o niego boję.
Wiem, że w danej sytuacji jestem bezsilna, ale i tak staram się znaleźć coś, w czym mogłabym mu pomóc.
Najpierw popraw makijaż, bo jak lekarz cię zobaczył, to aż się wzdrygnął.
No tak, racja. Ale nie mam teraz siły na zadbanie o swój wygląd. Ledwo co tu dojechałam. BM-ka Bonnie dorobiła się dwóch nowych rys, a ja pewnie dostanę po głowie za prowadzenie w takim stanie. Ale lekarze nie pozwolili mi jechać karetką, więc co miałam zrobić? Sama nie wiem, kiedy znalazłam się pod szpitalem. Jedyne, co pamiętam to jakaś głupia piosenka, która leciała w radiu. Nie kojarzę nawet jej słow. Gdy tylko zobaczyłam, jak Pas… jak go zabierają, zrobiło mi się niedobrze, więc szybko pobiegłam do łazienki, żeby zwymiotować. Tak, nie da się być bardziej żałosnym; rzygałam i ryczałam jednocześnie. Choć to i tak nie jest w tym momencie ważne.
  Szklane drzwi się otwierają, a moje serce przyspiesza. Nie mogę ruszać nogami, jedyne, co mi pozostaje, to patrzeć na lekarza z nadzieją, że powie coś dobrego.

Mężczyzna w białym fartuchu, który nie jest nawet zapięty uśmiecha się do mnie zmęczony. Ma flanelową koszulę w kratę i proste dżinsy, a kilkudniowy zarost i znużone oczy świadczą o tym, że musiał się porządnie napracować. To jest lekarz - człowiek, który bierze po kilka zmian, żeby nie zostawiać pacjenta samego. Elisabeth Braun, lekarz prowadzący chorobę Pascala, jest taka sama. Wiele razy zostawała w szpitalu nawet kilka dni pod rząd, żeby być przy nim w razie wypadku. A człowiek stojący przede mną, to jej brat. Dlatego wiem, że mogę mu powierzyć brata.

- Co z nim? - pytam zachrypniętym głosem, który zdecydowanie zbyt szybko mi się łamie.
Doktor Young ponawia uśmiech, ale teraz w jego oczach dostrzegam iskierki radości.
Kamień spada mi z serca.
- Poleży w szpitalu dzień, może dwa - mówi ze spokojem, chowając ręce do kieszeni fartucha. - Później może wrócić do domu - dodaje, poczym sinieniem głowy pokazuje, żebym usiadła.
Odwracam głowę, żeby namierzyć krzesełko. Kiedy siadam, on robi to samo, tyle, że naprzeciw mnie.
- Do domu, Laura.
Na początku nie rozumiem, co to ma oznaczać. Ja mam iść do domu? Ale w końcu dociera do mnie, o co mu chodzi.
- Tak, jasne. Nigdzie nie poleci, już moja w tym głowa - uśmiecham się, jednak to nie jest uśmiech radości.
Nie polecimy do Francji… Nie zobaczymy dziadków…
Biorę głęboki wdech i opieram głowę o ścianę. Przymykając oczy, wsłuchuję się w ciszę, jaka między nami panuje. Tak, zdecydowanie mi ona przeszkadza.
- Laura, on już tak dłużej nie da rady - mówi w końcu lekarz.
Nie otwieram oczu. Nie chcę się pobeczeć, więc po prostu zaciskam powieki mocniej.
- Musicie szybko znaleźć dawcę - dodaje po chwili, w tym samym momencie, w którym słona łza spływa mi po policzku.
- Co jest ze mną nie tak? - szepczę.
Jestem bezsilna. Nie mam w ogóle prawa żyć. Gdyby to wszystko potoczyło się tylko inaczej… Kurewsko żałuję tego, co go przeze mnie spotkało. Chyba nie da się być gorszą siostrą.
- To nie twoja wina.
Coś nie wierzę.

 Tym razem, czuję złość. To, co mówi to nieprawda. To wszystko to jest tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym tylko była trochę mądrzejsza. Gdybym tylko choć raz pomyślała, zamiast od razu robić. Co we mnie do cholery, wtedy wstąpiło??
- A czyja? - Podnoszę głowę i wbijam w lekarza ostre spojrzenie. - Czy gdybym nie była naćpana, szpik by się nadawał? - syczę.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że ręce zacisnęłam w pięści. W środku cała się gotuję i mogę przysiąc, że jestem cała czerwona.
- Tego nie wiem - odpowiada zawiedzionym głosem.
Musisz nieco spuścić, mała.
Ten jeden raz masz rację, wredna suko.
Ej, co tak ostro?
A kto mnie, kurwa, namówił na ćpanie?
A kto się zgodził na ćpanie?

- Przepraszam - mówię, ale głowę znów mam opartą o ścianę. - Nie powinnam…
- Nie szkodzi - przerywa mi doktor Young i uśmiecha się pobłażliwie. - Za jakieś pół godziny będziesz mogła do niego wejść - dodaje, po czym znika za szklanymi drzwiami.
I zostawia mnie samą.


   - Laura?!
Czyjś pisk wybudza mnie ze snu i sprawia, że podskakuję na krzesełku. Otwierając szybko oczy, rejestruję obecność Quentina.
Emm… Co tu się… Dobra, już pamiętam.
- Laura, wszystko w porządku?! - piszczy Quen, kucający przede mną i ściskający mocno moje kolana.
- Tak, niedługo będzie można do niego wchodzić - odpowiadam, leniwie wskazując głową na drzwi.
- To super, ale ja pytałem o ciebie.
  Uśmiech Greena sprawia, że czuję się głupio. Wlazł tutaj, jak spałam na krzesełku dla dzieci. Ludzie, u których wszystko dobrze raczej nie śpią na krzesełkach dla dzieci.
- U mnie też w porządku - uśmiecham się i ze zmęczeniem przymykam oczy. - Która godzina?
- Po dziewiątej - odpowiada po chwili, a ja szybko otwieram oczy.
- Coo ? - Otwieram buzię, żeby coś  dodać, ale zamiast tego znów patrzę na drzwi. Znam je już praktycznie na pamięć, a mimo to nie mogę przestać się na nie lampić.
- Nie martw się, lekarz powiedział, że ciebie godziny odwiedzin nie obowiązują. - Quentin znów ponawia swój uśmiech, tyle że tym razem dodaje mi on cholernie dużo siły.
Kładę rękę na jego ręce i ściskam ją mocno.
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepczę, po czym wtulam się w jego ramię. - Naprawdę bardzo to doceniam.
Szatyn nie odpowiada, tylko przyciska mnie do siebie mocniej. Mogłabym tak siedzieć całą wieczność. Nie ważne, że zdrętwiały mi kolana, a plecy poważnie bolą - uścisk przyjaciela to wszystko, czego mi teraz potrzeba. Dotyk Quentina jest tak kojący, że na chwilę zapominam, że obok leży mój ciężko chory brat, a ciotka pewnie odchodzi przy nim od zmysłów. Ciepło, które od niego bije uspokaja mnie do tego stopnia, że przestaje się trząść i płakać.
- Pas pewnie już śpi, ale możemy się przywitać z twoją mamą - mówi po chwili Quentin.
Kiwam głową na tak, ale pewnie i tak tego nie widzi. Odklejam się od niego i skinieniem głowy wskazuję na te przeklęte drzwi.
- Później zabierzesz się ze mną. Nie pozwolę ci prowadzić. - Łapie mnie za rękę i całuje w czubek głowy.


   Otwieram oczy, bo Quentin wyłączył silnik. W samochodzie panuje nieprzyjemna cisza, jak na złość ostatnia piosenka ze składanki szatyna właśnie się skończyła. Odnajduję po ciemku rękę Greena, która ściska kierownicę.
- Mogę dzisiaj spać u ciebie? - pytam w końcu.
Nie widzę praktycznie nic. Jest grubo po dwunastej, a my podjechaliśmy właśnie pod mój dom. Jednak nie chcę do niego wchodzić. Nie, dopóki Pascal do niego nie wejdzie.
- Opowiesz mi wszystko, co dotyczy Pasa? - Oczy Quentina są skierowane wprost na mnie. Są tak jasne, że wydają się aż świecić. Ale przecie on ma ciemne tęczówki.
- Nie wiem. Może…
Biorąc głęboki wdech odwracam głowę w stronę szyby, ale moja ręka nadal trzyma jego rękę.
- Ale wiesz, że nie ma Reb, prawda?
Tak, wiem. Wyjechała z rodzicami na weekend do babci, ale Quentin został. Dlatego nie mogła przyjechać razem z nim.
- Pytałam, czy mogę spać u ciebie, nie u niej - warczę, tym samym powodując chichot szatyna.
- W takim razie okej - odpowiada z uśmiechem w głosie i nachyla się nade mną, żeby otworzyć mi drzwi. - Idź już, ja jeszcze zaparkuję.
- Dobra, jak chcesz - mruczę i wywracam oczami.
Jasne, najlepiej kazać mi iść samej w nocy. Bo co to, w końcu tylko druga strona ulicy, nieprawdaż??
Dałabyś sobie dzisiaj spokój z sarkazmem.
Ty mi lepiej nie mów, co mam robić.

 Docinka o Reb znacznie zepsuła tą miła atmosferę. Mógł kretyn nic nie mówić.
- Hej, zaczekaj! - krzyczy Quentin, biegnąc w moją stronę.
Stoję pod garażem, ale kiedy widzę, że Green już wysiadł z samochodu, zaczynam iść w stronę domu.
Kurwa, będzie mi idiota najpierw o Reb gadał, a teraz zacznie rozkazywać. Niedoczekanie.
Przyspieszam, specjalnie, żeby zrobić mu na złość.
- Ej, Laura! - Quen ponawia krzyki, więc się zatrzymuję. Nie odwracam się, po prostu staję w miejscu i ruszam dopiero, kiedy chłopak jest obok mnie. - Obraziłaś się?
Nie, kurna, tak po prostu cię ignoruję, bez powodu.
- Nie - burczę i znów przyspieszam.
- Lau, o co ci chodzi?
Czego się, frajerze, śmiejesz?!
- O nic mi nie chodzi.
Quentin przestaje iść i zaczyna się śmiać. Znów.
- Co do…?!
Nie dane mi jest dokończyć, bo Quen wtrąca swoje trzy grosze.
- Chodzi o Reb, prawda? - Śmieje się jeszcze głośniej, a ja mam ochotę go czymś walnąć.
- No comment - mruczę, bardziej do siebie, niż do niego i po raz kolejny wrzucam gaz.
Kiedy stoję już pod drzwiami, Quen mnie dogania i szarmanckim gestem zaprasza do środka.
- Jaki dżentelmen, proszę, proszę - prycham z kpiną i rzucam się na kanapę w salonie.
- Chcesz coś do picia? - pyta, ignorując moją uwagę.
W domu jest cicho, jedyne, co słychać to dźwięk zapalanego światła i brzdęk kluczy kładzionych na wyspie.
- Zależy, co masz - mówię głosem rozleniwionego kota i kładę nogi na ławie. Potem chwytam w dłoń pilota od wieży włączam on.
W domu unoszą się pierwsze melodie Wonderful World.
- Mmmm… Kocham Armstronga… - mruczę do siebie i zamykając oczy, kiwam głową w rytm muzyki.
- Zależy, o co pytasz - uśmiecha się Quentin, a już po chwili słyszę brzdęk kieliszków, które wyjmuje z jednej z wiszących szafek. O ile dobrze pamiętam, to z tej nad zlewem.
- Winem najszybciej się upijam, drogi przyjacielu.

Czekam na jakąś ripostę z jego strony, która swoją drogą pewnie byłaby cholernie sprośna,  ale po jakiś dwudziestu sekundach nie liczę już na to, że ją usłyszę. Piosenka leci dalej, a szatyn cicho ją pośpiewuje. Ma ładny głos.
Patrzę więc przez ramię, żeby zobaczyć, co robi Quen.
Nalewa wino do kieliszków i uśmiecha się przy tym jak głupi do serca.
- Czego się tak szczerzysz? - stękam, bo pozycja, w jakiej się znajduję nie jest zbyt luksusowa. Mianowicie, mało co się nie duszę, starając się na niego spojrzeć.
- Po raz pierwszy nazwałaś mnie swoim przyjacielem - mówi z nieukrywaną radością, dumą i uśmiechem.  Podchodzi do mnie ze swoim kieliszkiem w jednej i moim w drugiej ręce, po czym oddaje mi ten mój.
- Nie przyzwyczajaj się - uśmiecham się zawadiacko i podkulam nogi, żeby mógł usiąść obok mnie.
- Nie mam zamiaru. Nie wyglądasz na kogoś, kto sypie słodkimi słówkami na prawo i lewo. - Szatyn upija łyk napoju, a ja idę w jego ślady. Nie chcę jednak od razu wypić wszystkiego, więc odstawiam alkohol na ławę.
- To dobrze - uśmiecham się słodko.
Cholera, tak słodko, że aż mrużę oczy. I policzki też. Kurwa, dołeczki??
Znów piosenka musi lecieć sama, bez udziału naszej pogawędki. Nie przeszkadza mi to. Nawet dobrze, ze nie gadamy na jakieś bezsensowne tematy. Podoba mi się to. Milczenie z Quentinem jest naprawdę świetną rzeczą. A kiedy jego ręka odnajduje moją kostkę, uśmiech znów wkracza na moją twarz. Mam zamknięte oczy i wczuwam się w piosenkę. Musi być włączone powtarzanie, bo leci bez przerwy od dobrych pięciu minut.
- Lubię cię, Laura - wypala nagle Quentin, czym nie wzbudza we mnie jednak zdziwienia, zaskoczenia czy niepokoju. Nie, kurde, robi coś gorszego. Przez niego uśmiecham się najszczerzej w całym swoim życiu. Najszczerzej, najszerzej i najradośniej w całym swoim popieprzonym życiu. Nawet nucenie piosenki z Rossem tak bardzo mi się nie podobało, jak głupie „Lubię cię” Quena.
- Ja ciebie też, kretynie - odpowiadam cicho, a kiedy słyszę jego dyskretny śmiech, otwieram jedno oko. - Udało ci się mnie upić jednym łykiem.
- Najwyraźniej rzeczywiście bardzo szybko się upijasz - szczerzy się i podaje mi kieliszek.
- Palant - chichoczę, ale odbieram go od niego.
- Możliwe.
A jego uśmiech, zniekształcony przez szklaną powłokę, zapamiętam chyba do końca życia.


~*~*~*~*~*~*~*~*~
Witam, witam i pozdrawiam :)
Mamy tu jakiś fanów Quena??
Aha i od razu mówię, że ostatnia linijka nie jest związana z czymś, co ma nadejść w następnym rozdziale. Po prostu, tak jej to jakoś utkwiło w pamięci.
Rozdziała powstał pod wpływem ponagleń niejakiego Pasikonika, więc wszelkie zażalenia proszę kierować do niego.
Ogólnie, chciałam coś jeszcze tu napisać, ale to by zepsuło ten śliczny nastrój. No, zaraz lecę zmieniać tytuł po mi nie pasuje.
Wiec, pozdrawiam państwa jeszcze raz i żegnam, bo idę się myci i kompaci i szorowaci.
Do napisania, skarbki!
~ Alex
I pytanko: Co myślicie o Chrisie? Jak sądzicie, czemu Laurze wydaje się, że go zna?



wtorek, 5 stycznia 2016

14. Come on, skinny love what happened here?

Come on, skinny love what happened here ? ~ No dalej, resztko miłości, co się stało?

Dla wszystkich anonimków :)

- O! - piszczy podekscytowana ruda. Chyba… Cindy? Dobrze zapamiętałam? - A ciebie jeszcze nie znam - uśmiecha się do mnie ciepło i podaje rękę. Nie wiem, czy robi to świadomie, czy nieświadomie, ale automatycznie wypina jej się tyłek.
- Laura - odwzajemniam gest, patrząc na nią przyjaźnie. Wydaje się być spoko.
- Cindy. - Ruda bada wzrokiem moją twarz, przez co nieco się peszę. - Miło poznać człowieka renesansu - dodaje.
Coo?
- Czytałam twój artykuł i widziałam występ. Nieźle się ruszasz - puszcza mi oczko, a ja czuję, jak się rumienię.
Nie wiedziałam, że można gdzieś zobaczyć filmik z któregoś z moich występów. Zwykle były to po prostu szkolne imprezy, na których śpiewałam razem z jakimś szkolnym zespołem, albo z kolegą, który posiadał gitarę. Od czasu do czasu zdarzało mi się zatańczyć na jakimś konkursie, czy ponucić na miejscowej gali, ale te imprezy od zawsze były tak bardzo kameralne, że wiedzieli o nich tylko miejscowi. A artykuł? Przecież był zamieszczony w szkolnej gazetce. Skąd ona go niby wzięła?
-  Musiałam cię sprawdzić. Szczególnie po tym, co odwaliłaś na rozpoczęciu - mówi, jakby wiedziała, że potrzebuję wyjaśnienia. Co jeszcze dziwniejsze, słowo „odwaliłaś” w jej ustach, brzmi jak najlepsze pochlebstwo, jakie jeszcze kiedykolwiek usłyszę.
- No tak! - wtrąca Inez i wpycha się przed Cindy, z czego ta nie jest zadowolona. - Dzięki za to wtedy. Chociaż nie sądziłam, że po czymś takim ten kretyn cię do siebie przekona - prycha, znów stając się szkolną wersją Inez. Tą pustą laleczką, za jaką każdy ją ma.
- Mam swoje sposoby - burczy Ross.
Odwracam się w jego stronę. Nie zwraca nawet uwagi na dziewczyny stojące przed nim.
- Nie mówisz za dużo, nie? - Cindy wytrąca mnie z zamyślenia, a ja zamiast odpowiedzieć, uśmiecham się tylko najsłodziej jak potrafię. - Chyba się zakumulujemy - mówi, mrużąc oczy, a kącik jej ust unosi się wraz z brwią.
Znów nic nie robię, oprócz uśmiechania się.
Te laski mnie przerażają.
- No chyba po moim trupie! - włącza się Reb, gwałtownie wstając. - Nie zepsujesz jej, rozumiesz? - warczy, co stawia mnie w dość niezręcznej sytuacji.
Emm… I co teraz?
- Reb, usiądź - mówię, a raczej mówimy z Quenem jednocześnie.
- Możemy zacząć już grę?
Wszyscy patrzą na Charliego jak na kogoś, kto pojawił się tu pięć sekund temu.
- W końcu po to tu jesteśmy - uśmiecha się Naomi i siada obok mnie, uprzedzając w tym Cindy. - Spadaj, zdziro - dodaje oburzona, pchając rudą do tyłu. Jest wysoka, więc robi to bez problemu.
- Przygadywał kocioł garnkowi - mruczy Cindy i siada po mojej drugiej stronie.
Muszę wyglądać jak Ufos z oczami wielkości pięści i rozdziawioną buzią, ale i tak w życiu nie przebiję gotującej się ze złości Reb.
Jeśli się do niej dosiądę, zostanę przekreślona w oczach dziewczyn, ale jeżeli zostawię to tak, jak jest…
Nie mam pojęcia, co może się stać z Reb.
Ale jestem tak oszołomiona, że nawet, jakbym chciała się ruszyć, nie dałabym rady.


Ta gra jest nudna. A raczej byłaby, gdyby nie to, że  w około cały czas latają słowa typu „suka”, „zdzira” i „puszczalska”. Jest tego o wiele więcej, a ja naśladując Cindy powiem: przygadywał kocioł garnkowi. No, jedyną dziewczyną, która ma tu prawo do używania takich słów jest Reb. Reszta robi jedno i to samo.
- Nudzi mi się ta gra - mówię po przekazaniu Cindy kartę. Wiedząc, że dziewczyny się nie zgodzą, żeby mnie pocałować, zostałam tam, gdzie byłam wcześniej. Najbardziej szkoda mi jednak Rossa, bo siedzi obok Inez.
- Nie marudź. Zaraz się rozkręci. - Charlie uśmiecha się zawadiacko i patrzy znacząco na blondyna.
Ten nic nie mówi, tylko prycha.
- Po moim trupppp…
Patrzę na Inez, która niespodziewanie dostała przed chwilą czerwonego Asa. Laska tak bardzo wciągnęła się w mówienie „Nie, nigdy bym do niego nie wróciła”, że nie zdążyła się przygotować.
- Tylko nie upuść - ostrzega Ross i delikatnie dotyka ustani karty.

Wstrzymuję oddech.

Oboje patrzą na kartę, starając się nie zwracać uwagi na to, jak blisko są siebie, ale mnie to przeszkadza. Tym bardziej, że Ross podnosi wzrok i patrzy na jej duże oczy… Inez zaczyna szybko oddychać - jej klatka piersiowa unosi się tak szybko, jak tylko można to sobie wyobrazić, a ja słyszę jej sapanie aż tu.
Nie mam sił na wypuszczenie powietrza.
Black podnosi wzrok, a ich oczy się spotykają. Patrzą na siebie tak długo, że wydaję się to być wiecznością.
Czuję, jak robi mi się gorąco, jak moje policzki się rumienią.  Spuszczam głowę, żeby na nich nie patrzeć.
Co. On. ROBI?!
Podnoszę wzrok w tym samym momencie, w którym Inez upuszcza kartę. Podawanie głupiego Asa nie powinno tyle trwać.
W końcu Ross odwraca głowę.
Bogu dzięki.
Wypuszczam powietrze tak, żeby nikt nie słyszał.
Moment, co? Jakie dzięki, jakiemu Bogu?! On jest duży, niech se całuje kogo chce.
I to dlatego zachowujesz się, jakbyś chciała zabić Inez?
Co?? Ja się wcale tak nie zachowuję!
Zachowujesz.
Dobra, zamknij japę.



Piątek, piąteczek, piątunio!!!
Haha, tydzień się kończy, razem ze szkołą, jupi! Wreszcie święta pełną parą. Pojutrze wylatujemy, normalnie się już doczekać nie mogę! Kurde, jak ja dawno nie widziałam Francji. A tak cholernie za nią tęskniłam. Po prostu, nie mogę w to uwierzyć. Już pojutrze spełni się moje największe marzenie - wrócić do ojczyzny. Normalnie, mogłabym skakać z radości, gdyby nie to, że siedzę w ławce. A tak nawiasem mówiąc, to jest angielski, a ja jestem już tak podekscytowana, że nie mam nawet możliwości wkurzać się na Rossa.
Ostatnio cały czas kłócimy się o tą akcję z kartą. No, może to nie są kłótnie, ale odkąd zagraliśmy w tą głupią grę, Ross zrobił się nieznośny. Chodzi z głową w chmurach, gada jakieś bzdury i ciągle unika Inez. Jakby co najmniej parzyła. Wkurza mnie i to cholernie. Zachowuje się jak jakieś małe dziecko. Dlatego ja opatentowałam nowy sposób na niesłuchanie tych jego bredni - za każdym razem gdy wraca o tematu, ja wychodzę. Z pokoju, albo z siebie. To też zależy. Poza tym, wydaje mi się, że Inez nie jest już mu aż tak bardzo obojętna. A to wkurza mnie jeszcze bardziej.

- Pst - szepcze Quentin, przerywając tym samym moją chwilową rozkminę. Skulił się do poziomu ławki, żeby lady Adams (popełniłam kiedyś mega gafę, ona nie jest ich wychowawczynią, tylko ten gościu od bioli! ~ Alex) go nie zauważyła. - Lau, masz to zadanie? - pyta, pokazując na zeszyt.
- Czekaj, sprawdzę.
Zabieram Rossowi zeszyt sprzed nosa i lustruję go dokładnie. Zadanie dziesiąte, strona pięćdziesiąt…
- Tak, mam. Proszę - uśmiecham się słodko do bruneta i zniżam się do jego poziomu. 
- Nie ładnie jest kraść. - Blondyn nachyla  nade mną tak, że teraz wszyscy jesteśmy na tym samym piętrze. - A ty, Quen, nie zagaduj mi koleżanki, bo nie ma kto robić zadań.
- I tak ty odwalasz całą robotę, kretynie - mruczę i klepię go po kolanie.
- Właśnie, Rossy. - Green cmoka w powietrzu i przesyła buziaka blondasowi.
- Nie nazywaj mnie tak - burczy Ross, a jego ton sprawia, że zaczynam chichotać.
- Ale z was debile - uśmiecham się sama do siebie i szturcham blondyna łokciem. - Przesuń się.
On jednak się nie rusza, a ja dam sobie głowę uciąć, że się cwaniacko uśmiechnął.
- Lynch, Green, Marano! - Naszą uwagę zwraca surowy głos lady Adams, przeszywającej nas wzrokiem.
Ja nie mogę, ona mnie dobija.
- Tak? - odpowiadamy zgodnie, przechodząc do normalnej pozycji. Cała klasa patrzy tylko na naszą trójkę, ale tym razem mi to nie przeszkadza.
- Chłopcy, jeżeli macie zamiar zabiegać o względy panny Marano, to możecie to robić po szkole, nieprawdaż?
Patrzymy na siebie wielkimi oczami i równocześnie wybuchamy śmiechem.
„Zabiegać o względy panny Marano”? O ja pierniczę, baba przeszła samą siebie.
- Mogę panią zapewnić, że nie chodzi tu o zabieganie o moje względy - tłumaczę przez śmiech i siadam prosto.  - Poza tym - dodaję z cwaniackim uśmiechem - Za wysokie progi na tej dwójki nogi.
Mam ochotę opijać się swoim zwycięstwem nad tą dwójką dekli, ale przeszkadza mi w tym dźwięk otwierających się drzwi.
Mina lady Adams zmienia się diametralnie, kiedy do klasy wchodzi ciemnowłosy chłopak. I widząc go czuję, że skądś go znam. Ale nie mam pojęcia skąd.
Chłopak jest tak ciemnym szatynem, że kolor jego włosów graniczy już z czarnym. Do tego te oczy - tak bardzo podobne do moich. A sylwetka? Nie ma w ogóle o czym opowiadać - mięśniak, biceps, triceps i jeszcze jakiś inny ceps.
Ale… kim on jest? I skąd ja go znam?
- O, Chris. - Adams uśmiecha się do niego ciepło, co on odwzajemnia. Potem przerzuca wzrok na klasę, a na końcu jego spojrzenie utyka we mnie.  - Miło cię poznać. - Chris znów patrzy na nauczycielkę, ale ja nie mogę oderwać od niego oczu.
Jest tak bardzo znajomy…
- Tak, mi również - odpowiada, a ton jego głosu od razu przywodzi mi na myśl Pascala.
Co tu jest grane?
- Kochani, to nowy uczeń, Chris Stellan. - Adams podnosi wzrok znad okularów, po czym je zdejmuje i wzdycha. - Od dzisiaj będziesz siedział obok Quentina.
Sama nie wiem dlaczego, ale czuję, że będą kłopoty.

  Chris idzie, a raczej wlecze się przez całą klasę i na końcu kiwa głową do Quena, siadając obok niego.
- Chris - mówi w stronę naszej trójki z przyjaznym uśmiechem.
- Quentin - brunet odwzajemnia gest i klepie nowego po plecach. - Witaj, sąsiedzie z ławki. Dzięki tobie nie jestem skazany na samotność.
Słysząc te słowa mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak, Quen wiele razy wytykał mi, że przeze mnie siedzi sam.
- Ross - mówi blondyn i podaje Chrisowi rękę. - A to Laura. - Podnoszę swoją i macham nią krótko, mówiąc przy tym ciche „cześć”. - Przyczyna samotności Quena - dodaje, na co ja śmieję się pod nosem.
- Dobra, weź się zamknij - szczerzę się do niego , przez co obrywam po nosie długopisem.
- Długo się znacie? - rzuca niespodziewanie Stellan, a ja skupiam spojrzenie na nim.
- A co? - uśmiecham się zawadiacko i podnoszę w górę jedną brew.
- Nico. - Szatyn spuszcza głowę, ale nadal ma radosny wyraz twarzy. - Po prostu zachowujecie się jak dobrze zgrana paczka - patrzy mi w oczy.
Przetrzymuję jego spojrzenie, a w klasie robi się cicho. Patrzymy na siebie przez dłuższy czas, aż w końcu pani Adams zaczyna pisać coś na tablicy, a ja odwracam się w stronę swojego zeszytu.
Quentin podaje notatki Rossa Chrisowi, a ten przekazuje je mnie. Kiedy oboje mamy w rękach zeszyt, ponawiam uśmiech.
- Od początku roku.


  Pascal stoi przy lodówce, więc automatem jest do mnie tyłem. Kładę plecak pod ścianą i rzucam się na brata, mocno go przytulając.
- Co tam, flądro? - pyta i mierzwi mi włosy.
- Nic ciekawego. Mamy nowego  w klasie. - Wyjmuję z drzwiczek sok marchewkowy i macham nim przed Pasem.
- Spoko, czy lamus? - Brunet idzie z napojem do salonu, a ja sunę za nim. W końcu siadamy na kanapie i kładę głowę na kolanach Pasa.
- Może być. Wydaje się być okej - przyznaję. Zaczynam bawić się wisiorkiem na jego szyi.
- Spoko - uśmiecha się i przenosi wzrok na mnie.
Piorunuję go spojrzeniem.
- Nie lubię, jak używasz w kółko tego samego słowa - grymaszę i zabieram dłonie z wisiorka.
- Liczyłaś kiedyś ile razy w ciągu dnia używasz słowa „cholera”?
Już mam coś odpowiedzieć, ale zamykam w porę usta. No tak, dość często go używam.
- Dobra, nie było tematu.
Wstaję z jego kolan i siadam po turecku .
- Wiesz, o której kończy dzisiaj Bonnie? - pyta w końcu Pascal.
- Około siódmej, a co? - marszczę brwi w tym samym momencie, w którym on włącza telewizor.
- Nic, po prostu się dzisiaj pokłóciliśmy.
Okej, to dziwne. Pascal i Bonnie nigdy się nie kłócą.
- Idę po coś do jedzenia, chcesz?
Kiwam głową na tak i zabieram od niego pilota.
- Mam ochotę posłuchać muzyki - szczerzę się do niego i włączam odpowiedni przycisk.

 Pascala nie ma od dobrych dwudziestu minut. Co on, ciasto piecze?
- Pascal? - wołam, a kiedy nie uzyskuję żadnej odpowiedzi szybko wstaję z kanapy.
- Pascal? - ponawiam wołania, tym razem trochę bardziej zdenerwowana.
Dlaczego on nie odpowiada?
Powolnym krokiem idę w stronę kuchni. Wszędzie panuje cisza, nie słychać, żeby był tutaj ktokolwiek, oprócz mnie.
A po chwili słychać dyszenie. Ciężkie, głośne dyszenie.
Wchodzę do kuchni a to, co tam zastaje sprawia, e moje serce o mało się nie zatrzymuje.
- Pascal?! - krzyczę zdenerwowana.
Mój brat siedzi na krześle obok małego stolika i łapie się za serce, starając się uspokoić  jego bicie.  Sama czuję każde kolejne uderzenie, ale nie wiem, co mam robić. Nigdy nie potrafiłam interweniować, ale najczęściej była z nami Bonnie. Ataki zdarzały się Pasowi rzadko, ale były dość poważne.
Pascal wlepia we mnie cierpiące spojrzenie i słyszę, jak się dusi. Szybko chwytam do ręki butelkę i pudełko tabletek leżących na lodówce.
Ręce mi się trzęsą, a w gardle mam ogromną, bolącą gulę. Nie mogę mówić, płakać, ani nawet oddychać. Serce mi przyspiesza, choć nie tak bardzo jak jego. Biorę kilka dyskretnych wdechów, ale to na nic. Ostatkami sił trzymam się podłogi.
- Laura, dzwoń po pogotowie - rozkazuje brat, a ja drżącymi dłońmi wyciągam telefon.

Ostatnie, co pamiętam, to wykrzywioną w bólu twarz Pascala, gdy zabierała go karetka.


~*~*~*~*~
Ufff… Skończyłam.
Końcówkę być może spierdoliłam, ale nie miałam pomysłu, a ten moment jest bardzo ważny względem dalszych wydarzeń.
Obiecałem kartę i karta była, ale tylko początek i prawie pocałunek Inez i Rossa.
Tak w ogóle, to przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Teraz, gdy kończe rozdział jest wpół do pierwszej, ale obiecałam sobie iść spać dopiero po opublikowaniu :)
Ta w ogóle, to Szczęśliwego Nowego Roku, mordeczki :*
Za tydzień na LGS, pamiętajcie.
I może jakiś Shocik. Nie wiem, nic nie obiecuję.
Do napisania, słonka

~ Alex