sobota, 23 stycznia 2016

15. And I think to myself, What a wonderful world!

And I think to myself, what a wonderful world! ~ I myślę sobie, co za wspaniały świat!


Dla Chelsy Nowi i mojego ukochanego Pasika :*
PS.: Serdecznie zapraszam na bloga tej dwójki ;)

  Siadam na plastikowym krzesełku, ale zaraz znów z niego wstaję. Białe ściany są nieznośne, tak samo jak szare linoleum na podłodze. Poczekalnia jest bardzo mała, znajduje się w niej jedno okno i korytarzyk prowadzący na oddział. Rysunki pacjentów wiszące na ścianach są chyba jedyną ciepłą rzeczą w tym pomieszczeniu.  Bo ogólnie, to od patrzenia na szklane drzwi oddziału, robi mi się nie dobrze. Za nimi właśnie badają mojego brata, sprawiając, że jego życie nieznacznie się wydłuży.
Tak bardzo się o niego boję.
Wiem, że w danej sytuacji jestem bezsilna, ale i tak staram się znaleźć coś, w czym mogłabym mu pomóc.
Najpierw popraw makijaż, bo jak lekarz cię zobaczył, to aż się wzdrygnął.
No tak, racja. Ale nie mam teraz siły na zadbanie o swój wygląd. Ledwo co tu dojechałam. BM-ka Bonnie dorobiła się dwóch nowych rys, a ja pewnie dostanę po głowie za prowadzenie w takim stanie. Ale lekarze nie pozwolili mi jechać karetką, więc co miałam zrobić? Sama nie wiem, kiedy znalazłam się pod szpitalem. Jedyne, co pamiętam to jakaś głupia piosenka, która leciała w radiu. Nie kojarzę nawet jej słow. Gdy tylko zobaczyłam, jak Pas… jak go zabierają, zrobiło mi się niedobrze, więc szybko pobiegłam do łazienki, żeby zwymiotować. Tak, nie da się być bardziej żałosnym; rzygałam i ryczałam jednocześnie. Choć to i tak nie jest w tym momencie ważne.
  Szklane drzwi się otwierają, a moje serce przyspiesza. Nie mogę ruszać nogami, jedyne, co mi pozostaje, to patrzeć na lekarza z nadzieją, że powie coś dobrego.

Mężczyzna w białym fartuchu, który nie jest nawet zapięty uśmiecha się do mnie zmęczony. Ma flanelową koszulę w kratę i proste dżinsy, a kilkudniowy zarost i znużone oczy świadczą o tym, że musiał się porządnie napracować. To jest lekarz - człowiek, który bierze po kilka zmian, żeby nie zostawiać pacjenta samego. Elisabeth Braun, lekarz prowadzący chorobę Pascala, jest taka sama. Wiele razy zostawała w szpitalu nawet kilka dni pod rząd, żeby być przy nim w razie wypadku. A człowiek stojący przede mną, to jej brat. Dlatego wiem, że mogę mu powierzyć brata.

- Co z nim? - pytam zachrypniętym głosem, który zdecydowanie zbyt szybko mi się łamie.
Doktor Young ponawia uśmiech, ale teraz w jego oczach dostrzegam iskierki radości.
Kamień spada mi z serca.
- Poleży w szpitalu dzień, może dwa - mówi ze spokojem, chowając ręce do kieszeni fartucha. - Później może wrócić do domu - dodaje, poczym sinieniem głowy pokazuje, żebym usiadła.
Odwracam głowę, żeby namierzyć krzesełko. Kiedy siadam, on robi to samo, tyle, że naprzeciw mnie.
- Do domu, Laura.
Na początku nie rozumiem, co to ma oznaczać. Ja mam iść do domu? Ale w końcu dociera do mnie, o co mu chodzi.
- Tak, jasne. Nigdzie nie poleci, już moja w tym głowa - uśmiecham się, jednak to nie jest uśmiech radości.
Nie polecimy do Francji… Nie zobaczymy dziadków…
Biorę głęboki wdech i opieram głowę o ścianę. Przymykając oczy, wsłuchuję się w ciszę, jaka między nami panuje. Tak, zdecydowanie mi ona przeszkadza.
- Laura, on już tak dłużej nie da rady - mówi w końcu lekarz.
Nie otwieram oczu. Nie chcę się pobeczeć, więc po prostu zaciskam powieki mocniej.
- Musicie szybko znaleźć dawcę - dodaje po chwili, w tym samym momencie, w którym słona łza spływa mi po policzku.
- Co jest ze mną nie tak? - szepczę.
Jestem bezsilna. Nie mam w ogóle prawa żyć. Gdyby to wszystko potoczyło się tylko inaczej… Kurewsko żałuję tego, co go przeze mnie spotkało. Chyba nie da się być gorszą siostrą.
- To nie twoja wina.
Coś nie wierzę.

 Tym razem, czuję złość. To, co mówi to nieprawda. To wszystko to jest tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym tylko była trochę mądrzejsza. Gdybym tylko choć raz pomyślała, zamiast od razu robić. Co we mnie do cholery, wtedy wstąpiło??
- A czyja? - Podnoszę głowę i wbijam w lekarza ostre spojrzenie. - Czy gdybym nie była naćpana, szpik by się nadawał? - syczę.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że ręce zacisnęłam w pięści. W środku cała się gotuję i mogę przysiąc, że jestem cała czerwona.
- Tego nie wiem - odpowiada zawiedzionym głosem.
Musisz nieco spuścić, mała.
Ten jeden raz masz rację, wredna suko.
Ej, co tak ostro?
A kto mnie, kurwa, namówił na ćpanie?
A kto się zgodził na ćpanie?

- Przepraszam - mówię, ale głowę znów mam opartą o ścianę. - Nie powinnam…
- Nie szkodzi - przerywa mi doktor Young i uśmiecha się pobłażliwie. - Za jakieś pół godziny będziesz mogła do niego wejść - dodaje, po czym znika za szklanymi drzwiami.
I zostawia mnie samą.


   - Laura?!
Czyjś pisk wybudza mnie ze snu i sprawia, że podskakuję na krzesełku. Otwierając szybko oczy, rejestruję obecność Quentina.
Emm… Co tu się… Dobra, już pamiętam.
- Laura, wszystko w porządku?! - piszczy Quen, kucający przede mną i ściskający mocno moje kolana.
- Tak, niedługo będzie można do niego wchodzić - odpowiadam, leniwie wskazując głową na drzwi.
- To super, ale ja pytałem o ciebie.
  Uśmiech Greena sprawia, że czuję się głupio. Wlazł tutaj, jak spałam na krzesełku dla dzieci. Ludzie, u których wszystko dobrze raczej nie śpią na krzesełkach dla dzieci.
- U mnie też w porządku - uśmiecham się i ze zmęczeniem przymykam oczy. - Która godzina?
- Po dziewiątej - odpowiada po chwili, a ja szybko otwieram oczy.
- Coo ? - Otwieram buzię, żeby coś  dodać, ale zamiast tego znów patrzę na drzwi. Znam je już praktycznie na pamięć, a mimo to nie mogę przestać się na nie lampić.
- Nie martw się, lekarz powiedział, że ciebie godziny odwiedzin nie obowiązują. - Quentin znów ponawia swój uśmiech, tyle że tym razem dodaje mi on cholernie dużo siły.
Kładę rękę na jego ręce i ściskam ją mocno.
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepczę, po czym wtulam się w jego ramię. - Naprawdę bardzo to doceniam.
Szatyn nie odpowiada, tylko przyciska mnie do siebie mocniej. Mogłabym tak siedzieć całą wieczność. Nie ważne, że zdrętwiały mi kolana, a plecy poważnie bolą - uścisk przyjaciela to wszystko, czego mi teraz potrzeba. Dotyk Quentina jest tak kojący, że na chwilę zapominam, że obok leży mój ciężko chory brat, a ciotka pewnie odchodzi przy nim od zmysłów. Ciepło, które od niego bije uspokaja mnie do tego stopnia, że przestaje się trząść i płakać.
- Pas pewnie już śpi, ale możemy się przywitać z twoją mamą - mówi po chwili Quentin.
Kiwam głową na tak, ale pewnie i tak tego nie widzi. Odklejam się od niego i skinieniem głowy wskazuję na te przeklęte drzwi.
- Później zabierzesz się ze mną. Nie pozwolę ci prowadzić. - Łapie mnie za rękę i całuje w czubek głowy.


   Otwieram oczy, bo Quentin wyłączył silnik. W samochodzie panuje nieprzyjemna cisza, jak na złość ostatnia piosenka ze składanki szatyna właśnie się skończyła. Odnajduję po ciemku rękę Greena, która ściska kierownicę.
- Mogę dzisiaj spać u ciebie? - pytam w końcu.
Nie widzę praktycznie nic. Jest grubo po dwunastej, a my podjechaliśmy właśnie pod mój dom. Jednak nie chcę do niego wchodzić. Nie, dopóki Pascal do niego nie wejdzie.
- Opowiesz mi wszystko, co dotyczy Pasa? - Oczy Quentina są skierowane wprost na mnie. Są tak jasne, że wydają się aż świecić. Ale przecie on ma ciemne tęczówki.
- Nie wiem. Może…
Biorąc głęboki wdech odwracam głowę w stronę szyby, ale moja ręka nadal trzyma jego rękę.
- Ale wiesz, że nie ma Reb, prawda?
Tak, wiem. Wyjechała z rodzicami na weekend do babci, ale Quentin został. Dlatego nie mogła przyjechać razem z nim.
- Pytałam, czy mogę spać u ciebie, nie u niej - warczę, tym samym powodując chichot szatyna.
- W takim razie okej - odpowiada z uśmiechem w głosie i nachyla się nade mną, żeby otworzyć mi drzwi. - Idź już, ja jeszcze zaparkuję.
- Dobra, jak chcesz - mruczę i wywracam oczami.
Jasne, najlepiej kazać mi iść samej w nocy. Bo co to, w końcu tylko druga strona ulicy, nieprawdaż??
Dałabyś sobie dzisiaj spokój z sarkazmem.
Ty mi lepiej nie mów, co mam robić.

 Docinka o Reb znacznie zepsuła tą miła atmosferę. Mógł kretyn nic nie mówić.
- Hej, zaczekaj! - krzyczy Quentin, biegnąc w moją stronę.
Stoję pod garażem, ale kiedy widzę, że Green już wysiadł z samochodu, zaczynam iść w stronę domu.
Kurwa, będzie mi idiota najpierw o Reb gadał, a teraz zacznie rozkazywać. Niedoczekanie.
Przyspieszam, specjalnie, żeby zrobić mu na złość.
- Ej, Laura! - Quen ponawia krzyki, więc się zatrzymuję. Nie odwracam się, po prostu staję w miejscu i ruszam dopiero, kiedy chłopak jest obok mnie. - Obraziłaś się?
Nie, kurna, tak po prostu cię ignoruję, bez powodu.
- Nie - burczę i znów przyspieszam.
- Lau, o co ci chodzi?
Czego się, frajerze, śmiejesz?!
- O nic mi nie chodzi.
Quentin przestaje iść i zaczyna się śmiać. Znów.
- Co do…?!
Nie dane mi jest dokończyć, bo Quen wtrąca swoje trzy grosze.
- Chodzi o Reb, prawda? - Śmieje się jeszcze głośniej, a ja mam ochotę go czymś walnąć.
- No comment - mruczę, bardziej do siebie, niż do niego i po raz kolejny wrzucam gaz.
Kiedy stoję już pod drzwiami, Quen mnie dogania i szarmanckim gestem zaprasza do środka.
- Jaki dżentelmen, proszę, proszę - prycham z kpiną i rzucam się na kanapę w salonie.
- Chcesz coś do picia? - pyta, ignorując moją uwagę.
W domu jest cicho, jedyne, co słychać to dźwięk zapalanego światła i brzdęk kluczy kładzionych na wyspie.
- Zależy, co masz - mówię głosem rozleniwionego kota i kładę nogi na ławie. Potem chwytam w dłoń pilota od wieży włączam on.
W domu unoszą się pierwsze melodie Wonderful World.
- Mmmm… Kocham Armstronga… - mruczę do siebie i zamykając oczy, kiwam głową w rytm muzyki.
- Zależy, o co pytasz - uśmiecha się Quentin, a już po chwili słyszę brzdęk kieliszków, które wyjmuje z jednej z wiszących szafek. O ile dobrze pamiętam, to z tej nad zlewem.
- Winem najszybciej się upijam, drogi przyjacielu.

Czekam na jakąś ripostę z jego strony, która swoją drogą pewnie byłaby cholernie sprośna,  ale po jakiś dwudziestu sekundach nie liczę już na to, że ją usłyszę. Piosenka leci dalej, a szatyn cicho ją pośpiewuje. Ma ładny głos.
Patrzę więc przez ramię, żeby zobaczyć, co robi Quen.
Nalewa wino do kieliszków i uśmiecha się przy tym jak głupi do serca.
- Czego się tak szczerzysz? - stękam, bo pozycja, w jakiej się znajduję nie jest zbyt luksusowa. Mianowicie, mało co się nie duszę, starając się na niego spojrzeć.
- Po raz pierwszy nazwałaś mnie swoim przyjacielem - mówi z nieukrywaną radością, dumą i uśmiechem.  Podchodzi do mnie ze swoim kieliszkiem w jednej i moim w drugiej ręce, po czym oddaje mi ten mój.
- Nie przyzwyczajaj się - uśmiecham się zawadiacko i podkulam nogi, żeby mógł usiąść obok mnie.
- Nie mam zamiaru. Nie wyglądasz na kogoś, kto sypie słodkimi słówkami na prawo i lewo. - Szatyn upija łyk napoju, a ja idę w jego ślady. Nie chcę jednak od razu wypić wszystkiego, więc odstawiam alkohol na ławę.
- To dobrze - uśmiecham się słodko.
Cholera, tak słodko, że aż mrużę oczy. I policzki też. Kurwa, dołeczki??
Znów piosenka musi lecieć sama, bez udziału naszej pogawędki. Nie przeszkadza mi to. Nawet dobrze, ze nie gadamy na jakieś bezsensowne tematy. Podoba mi się to. Milczenie z Quentinem jest naprawdę świetną rzeczą. A kiedy jego ręka odnajduje moją kostkę, uśmiech znów wkracza na moją twarz. Mam zamknięte oczy i wczuwam się w piosenkę. Musi być włączone powtarzanie, bo leci bez przerwy od dobrych pięciu minut.
- Lubię cię, Laura - wypala nagle Quentin, czym nie wzbudza we mnie jednak zdziwienia, zaskoczenia czy niepokoju. Nie, kurde, robi coś gorszego. Przez niego uśmiecham się najszczerzej w całym swoim życiu. Najszczerzej, najszerzej i najradośniej w całym swoim popieprzonym życiu. Nawet nucenie piosenki z Rossem tak bardzo mi się nie podobało, jak głupie „Lubię cię” Quena.
- Ja ciebie też, kretynie - odpowiadam cicho, a kiedy słyszę jego dyskretny śmiech, otwieram jedno oko. - Udało ci się mnie upić jednym łykiem.
- Najwyraźniej rzeczywiście bardzo szybko się upijasz - szczerzy się i podaje mi kieliszek.
- Palant - chichoczę, ale odbieram go od niego.
- Możliwe.
A jego uśmiech, zniekształcony przez szklaną powłokę, zapamiętam chyba do końca życia.


~*~*~*~*~*~*~*~*~
Witam, witam i pozdrawiam :)
Mamy tu jakiś fanów Quena??
Aha i od razu mówię, że ostatnia linijka nie jest związana z czymś, co ma nadejść w następnym rozdziale. Po prostu, tak jej to jakoś utkwiło w pamięci.
Rozdziała powstał pod wpływem ponagleń niejakiego Pasikonika, więc wszelkie zażalenia proszę kierować do niego.
Ogólnie, chciałam coś jeszcze tu napisać, ale to by zepsuło ten śliczny nastrój. No, zaraz lecę zmieniać tytuł po mi nie pasuje.
Wiec, pozdrawiam państwa jeszcze raz i żegnam, bo idę się myci i kompaci i szorowaci.
Do napisania, skarbki!
~ Alex
I pytanko: Co myślicie o Chrisie? Jak sądzicie, czemu Laurze wydaje się, że go zna?



15 komentarzy:

  1. Jak dla mnie Best of the best! Już chce wiedzieć co u Pascala !

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Ja lubię Quena ;)
    Co do Chrisa już kiedy się pojawił pomyślałam że to ...
    Ale to tylko moje domysły :D Nie polecą do Francji :/
    Rozdział niesamowity i czekam na kolejny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział!
    Lubię Quena, ale nie chcę, żeby zaczęło iskrzyć pomiędzy nim a Laurą.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra Chelsa i Pasikonik meldują się. Nadal jesteśmy że tak powiem w separacji ale spróbujemy RAZEM coś napisać...
    Ta ona i razem... już to widzę -.- -Pasikonik
    Przestań być zrzedą...
    Do rzeczy. Jedno pytanie where is Ross? ????
    Ta to pytanie za 100 punktów muszę przyznać - P
    Czemu go nie ma w rozdziale ?
    No dobra ciesze się ze z Pasem już lepiej. Chociaż chyba nie do końca... Wiedziałam, że będzie potrzebował przeszczepu. Mam pewne domysły... ale jeżeli zgadne to czytelnicy nie będą mięli niespodzianki wiec... napiszę Ci na GG ;D
    No i z czego rżysz? - pasik
    Z twojej głupoty wiesz?
    Alex ona znowu mnie obraża... obiecuje nie zjeść twojej mikrofalówki ALE WEŹ MNIE Z POWROTEM - pasik
    Temu panu juz podziękujemy -.-
    Co dalej... Alexi? Co się wydarzyło między Lau a Quenem??? Oni chyba nie ten tego co??? No weźźźźź niszczysz moje marzenia w sprawie Raury ;( ;(
    Szczerze, to one już dawno legły ale się jeszcze biedaczka nie otrząsnęła - P
    I kto tu kogo obraża...
    Czekam na nexta I błagam szybciej niż dwa tygodnie... skąd w ogóle pomysł żeby to były dwa tygodnie?!?!?!
    I znów wpadła w szał idę po melise - P
    Weź zaraz zieloną... !!! :o
    Tak więc korzystając z okazji ze go nie ma. Rozdział cudeńkoooo czekam na SZYBKIEGO nexta... dzięki za dedyka słońce... tak.. ten idiota też dziękuje... I dzięki za polecanie bloga ;)
    W następnym rozdziale spodziewam się RAURY no Quena trochę też bo to słodziak. A co do Chrisa... również mam pewną teoria której nie zdradzę w komie... ;) jak to mówią ściśle tajne xD
    Czekamy na rozdział i pozdrawiamy cieplutko
    Chelsa
    .
    .
    .
    .
    Ej ej no a ja to co? Czytałaś przecież ze gdyby nie ja to by tego rozdziału nie było... jestem tu gwiazda i robie wielkie hello... - P
    No comment... -.-
    Bez ironii.. - P
    Dobra zamulasz pa Alex
    Pa kochanie ;* - pasik

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)
    Nie lubię się rozpisywać, więc tylko tak króciutko...
    Odpowiadając na Twoje pytanie... Sama nie wiem.
    Pozdrawiam, zapraszam do mnie i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam serdecznie w tą nudną niedzielę.
    Też się uczysz? :(
    Skoda gadać.

    Bardzo fajny rozdział mi amor.
    Długo na niego czekałam.
    Nie mogę doczekać się następnego.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny < 3
    Lubię Quena, ale nie chce, żeby Lau i Quen byli razem. Ja ich jakoś razem nie widze, bardziej to Laure i Rossa^^ Moja Raura ♡
    Lau i Quen to mogą być dobrymi przyjaciółmi:)
    Jak już jestem przy Rossie, to gdzie go wcieło? Gdzie on jest? Brakuje mi go. Zaraz. Zapomnij o tym z przed chwili. Tego tu nie było! Okey? Udaje my, że tego tu nie napisałam, okey? Okey. (Źle ze mną, bo sama sobie już zaczynam odpowiadać. Oj, źle.)
    Ciesze się, że z Pasem już jest lepiej, bo sama byłam przybita, kiedy trafił do szpitala:( Ale nie o mnie jest mowa. Przejdzimy dalej.
    Hm...Co do twojego pytania, to nie wiem. Może go kiedyś tam spotkała, czy coś takiego? Nie wiem, no, nie wiem.
    Będe kończyć, bo jeszcze mi tu zaśniesz przed komupterem, telefonem, czy czymś tam innym.
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyczny <3
    Quentin i Laura ? Hmm ciekawe połączenie
    Dobrze, że z Pasem mam nadzieje, że szybko znajdą dawcę
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na mojego bloga! http://przyciaganienaidiotow.blogspot.com/2016/02/01-kazda-nowa-zmiananowym-rozdziaem-w.html

    p.s super blog czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  11. http://przyciaganienaidiotow.blogspot.com/2016/02/01-kazda-nowa-zmiananowym-rozdziaem-w.html Zapraszam na mój blog.

    P.S Fantastyczny rozdział, czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. Misiu, next to chyba dopiero w połowie tygodnia. Jestem u babci i nie mam jak napisać :/
      Ale jak tylko wrócę to biorę się do roboty ;)

      Usuń
  13. Wspaniały!!! :) :) :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to ogromna motywacja :)