And every night has its day, so
magical ~ Każda noc ma swój
dzień, tak magiczny
- Wstawaj, leniu! - krzyczy Pascal. Ja nic nie robię sobie z
jego wrzasków i mlaszcząc, wkładam głowę pod poduszkę.
Nagle moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz, kiedy brat
zdziera ze mnie kołdrę. Mam na sobie szorty, więc natychmiastowo moje przez
moje nogi przechodzą wstrząsy. Trzęsę się jak osika, ale mimo wszystko znajduję
w sobie tyle energii, żeby rzucić w Pasa poduszką. Brat robi jednak szybki unik
i podusia ląduje na ścianie.
- Nienawidzę cię.
Ciągle mi przypominasz, że dziś jest… - ziewam, przeciągając się jak
rozleniwiony kot. Pascal patrzy na mnie wyczekująco, ale w jego oczach widzę
również rozbawienie. Trudno mi zgiąć
palce, ale jednak to robię, zostawiając w górze tylko ten wskazujący. Sięgam po
telefon, który mam na szafce nocnej i stukam dwa razy w ekran, czekając, aż
pojawi się na nim tapeta z datą i godziną. 8.04, Niedzie… - Kurwa, Pascal, jest
niedziela! - biorę do ręki butelkę stojącą na szafce i ciskam nią w brata. On
znów jej unika, wychodząc z całej sytuacji bez szwanku.
- Obiecałaś, że dziś pójdziesz ze mną na trening. Za pół
godziny muszę być pod szkołą. - wyjaśnia brunet.
- Super. Mam pół godziny na wyszykowanie się, po prostu
genialnie - mruczę sama do siebie i wstaję. Jeszcze raz się przeciągam i
podchodzę do biurka. - Możesz już iść - mówię, otwierając szafkę nad biurkiem i
wyciągam z niej jedną butelkę wody mineralnej.
- Okej, ubierz się szybko. Musimy jeszcze skoczyć do sklepu
po energetyki. - Pascal zamyka za sobą drzwi do pokoju, w którym zostaję sama.
Podchodzę do szafy, z której wyjmuję czyste szorty i szary
T-shirt z Nike, a potem idę z nimi do łazienki. Nie biorę już prysznica, po
prostu zakładam ubrania, myję zęby i związuję włosy w wysoki kucyk. Twarz myję
i zostawiam bez makijażu. Nie siedziałam tam nawet dwudziestu minut, uwinęłam
się w jakieś piętnaście. Nieźle, nowy rekord.
- Znów kroki! - Ross
macha rękami to w górę, to w dół. Muszę przyznać, że do twarzy mu z gwizdkiem.
- Zagrasz? - pyta ciszej, kierując słowa w moją stronę .
- Nie, dzięki - uśmiecham się z ironią i wskazuję głową na
brata. - Wolę popatrzeć.
Pas rzuca do kosza i przybija Quentinowi piątkę.
- Przyznaj się lepiej, że nie umiesz. - Ross odwzajemnia
uśmiech, rzucając we mnie piłką, którą bez problemu łapię.
Oj, chłopak jest zdecydowanie zbyt pewny siebie .
- Założysz się? - wstaję i odbijam dwa razy piłkę od
podłogi.
- Spoko - przytakuje Lynch i zaczyna rozglądać się po
boisku. - Jak dorzucisz do tamtego kosza - mówi, patrząc na kosza znajdującego
się kilka metrów przede mną. Tak, jakbym musiała rzucać z trochę więcej niż
połowy boiska. Łatwizna, Pas mnie tego uczył jakieś dwa lata temu. - to wygrywasz.
Przegrany stawia kawę w Starbucksie.
Ponawiam uśmiech, tym
razem bardzo pewny siebie. Pascal i Quentin przestają grać i patrzą na mnie.
Spoglądam na Rossa, który próbuje powstrzymać śmiech, a z jego ust da się
wyczytać nieme „och, te dziewczyny”. Kąciki
moich ust podchodzą jeszcze wyżej, kiedy
wyrzucam piłkę, a ona ląduje prościusieńko w samym środku okręgu.
Mina Rossa jest bezcenna.
Po zakończonym
treningu zgrzani byliśmy całą czwórką. Postanowiłam przyłączyć się do
ostatniego mini meczu, gdzie byłam w drużynie z Pasem. Ograliśmy chłopaków dwoma punktami. Tak, „te
dziewczyny” jednak coś tam potrafią. Teraz siedzimy w Starbuckie i czekamy na
Rebeccę , którą do nas zaprosiłam. Chłopcy rozmawiają na temat, na który ja
zupełnie nie mam nic do powiedzenia, ale wynagradzam sobie ten czas partyjką
Tetris. Gram w tą grę, odkąd zaczęliśmy się przeprowadzać. Kilka razy
przechodziłam całą. A mimo to nadal mi się nie nudzi.
- Nie nudzi ci się? - Z rozmyślań wyrywa mnie niski i
charakterystycznie chropowaty głos Quentina.
- Nie szczególnie - mówię, nie odrywając wzroku od
klocuszków na ekranie.
Czerwony kwadrat spada na żółty prostokąt.
- Mam do ciebie sprawę - zaczyna, tym typowo tajemniczym
głosem. Naciskam „wstrzymaj grę” i podnoszę głowę. Kiwam raz wolno głową, żeby
bez słów powiedzieć, że czekam na ciąg dalszy. - Obchodzisz w ogóle Halloween? -
pyta szatyn, szczególnie zaciekawiony tą sprawą. Uśmiecham się przewrotnie,
ukazując swoje bieluśkie zęby.
- Urodziłam się we Francji, a nie na pustkowiu. Wyobraź
sobie, że co roku obchodzę to święto, przebrana za księżniczkę. - Telefon nagle
mi się zawiesza, właśnie w tym momencie, w którym miałam przejść do następnego
poziomu.- Kurnia!
- No , więc jeśli obchodzisz Halloween - ciągnie dalej Quen,
nie zwracając uwagi na to, że telefon spieprzył mi ukochaną grę. - To może
przyjdziesz do mnie na imprezę z tej okazji, hmm? Co ty na to?
Mówiąc, że byłam przygotowana na taką sytuację, skłamałabym.
W życiu się spodziewałam, że ktoś zaprosi mnie na imprezę. Nie ważne, jak
bardzo lubiłby mnie denerwować.
Jest końcówka października, w piątek Halloween. Jestem w
Stanach ponad dwa miesiące. Może to dobry pomysł? Może dzięki temu poczuję się
trochę bardziej na miejscu? Może…
Co ja pieprzę? Jeszcze nigdzie nie czułam się aż tak bardzo
na miejscu, jak tutaj, w tej właśnie kawiarni, rozmawiając z Quentinem i
odpoczywając po poranku w towarzystwie szatyna, brata i Rossa. Coś zdecydowanie
poszło nie tak, jak powinno. Ja nie mam powodów, aby czuć się tutaj potrzebna,
aby myśleć, że kiedykolwiek stanę się częścią tego miejsca. A jednak; kiedy Rebecca
otwiera drzwi, zdaję sobie sprawę, że to nie ja jestem tutaj potrzebna. To „tutaj”
jest potrzebne mi.
- Hej, sorki, że tak
długo - uśmiecha się ruda na powitanie i zajmuje krzesełko obok mnie. Witamy
się całusem w policzek, a kiedy kończymy czuję, jak atmosfera się zagęszcza.
- Nie no, coś ty. Nawet szybko ci poszło - odwzajemniam
gest, po czym patrzę na chłopaków. Ross siedzący zaraz obok Greena rozmawia z
Pasem, ale co chwilę spogląda to na mnie, to na Reb.
- Hej, Fox, co robisz w piątek? - pyta zadziornie blondyn,
ale Rebecca nie wie chyba o co chodzi. Marszczy czoło i wzrusza ramionami.
- Raczej nic, a co?
- Quentin chciał urządzić u was imprezę… - Reb chyba źle go
rozumie, bo wydaje się być podminowana. Nie dziwię się jej. To zabrzmiało tak,
jakby chciał, żeby sobie na ten czas gdzieś poszła. - Nie o to mi chodziło! Po
prostu, miło byłoby, gdybyś potańczyła trochę z nami.
Rebecca o mało nie wybucha śmiechem.
- To żart, prawda? - nie wytrzymuje i zaczyna się śmiać.
Patrzę na Quentina przede mną. On również zaczyna się śmiać.
Widząc to, ja i Ross patrzmy na siebie zakłopotani, ale nasze miny - obje
jednakowo zdezorientowane - sprawiają, że my również popadamy w głupawkę i nie
możemy przestać się śmiać Największą salwę jednak, powoduje pytanie Pascala:
- O co wam chodzi?
Kolejne dni
zleciały, jak z bicza strzelił. Nic ciekawego raczej się nie wydarzyło,
pomijając przekonywanie Reb, że Ross mówił poważnie. Zajęło to trochę czasu,
ale w końcu doprowadziłam do tego, że teraz obie się szykujemy, rozmawiając
przez telefon. Moja biała komóreczka leży na wyblakłej pościeli , a z głośników
wydobywa się głos Rebeccki. Cieszę się, że idziemy na imprezę. Naprawdę się
cieszę. To miłe ze strony Quena, że nas zaprosił, ale raczej nie mam zamiaru
spędzić z nim całego wieczoru. Myślałam raczej o tym, żeby znaleźć Tuckera i z
nim pogadać. To naprawdę wyjątkowy człowiek. Czuję to w kościach. Jest w nim
coś takiego, co każe mi mu zaufać.
- Co zakładasz? - Do mojego pokoju wchodzi Pascal. Nie ma na
sobie nic, oprócz majtek i turbana na głowie. Wygląda jak obrabowany Turek.
- Strój Nocnego Łowcy.
- Acham - Pas podchodzi do łóżka, gdzie leżą czarne,
skórzane spodnie, czarna bluzka na ramiączkach i czarna skórkowa kurtka. - Dary
Anioła, nie? - pyta, biorąc do ręki złoty bicz na rękę, który wytrzasnęłam
kiedyś z jakiej gazetki w wersji limitowanej.
- Isabelle. Miała genialny bicz i super fryzurę - wyjaśniam,
podchodząc do lusterka. Mam na sobie tylko majtki stanik, a za pół godziny
wychodzimy.
- Nie wiem, nie czytam książek - mówi brunet, biorąc z
komody pudełko z biżuteria i siadając na łóżku.
Podnoszę lekko włosy z tyłu, spryskuję jeszcze raz lakierem
i przypinam dziesiąta wsuwkę.
- A ty, co zakładasz? - uśmiecham się cwaniacko w stronę
brata i podchodzę do niego.
- No właśnie w tym problem. Chcę założyć coś zabawnego, w
czym nie wyjdę na kretyna - wzdycha.
Biorę do ręki spodnie i wkładam nogę w jedną nogawkę.
- To Halloween. Ludzie wyglądają na kretynów albo dlatego,
że się przebrali, albo dlatego, że się nie przebrali. - Druga noga ląduje w
nogawce i podciągam spodnie na wysokość bioder. Mając wysoki stan, a ja nieco
przytyłam, więc podskakuję, aż spodnie są na prawidłowej wysokości.
- Więc co mi radzisz? - Nie widzę, jak brat zadaje mi to
pytanie, bo widok przysłania mi czarna bokserka, którą właśnie zakładałam.
- Ale bardziej śmiesznie, czy kretyńsko?
Pascal duma chwilę.
- Śmiesznie.
Podchodzę do szafy. Mam w niej kilka bluzek Pasa, więc
wyjmuję jedną białą i kładę ją na biurku. Potem farbką do tkanin robię na niej
czerwone zacieki, żeby wyglądała na poplamioną krwią.
- Siadaj na taborecie i przygotuj mi lakier i grzebień do
tapirowania.
Pół godziny wystarczy, a oboje jesteśmy gotowi i stoimy na
ganku Quentina. Drzwi otwiera nam Rebecca-czarownica. Z przedpokoju nie da się
nie usłyszeć głośnej muzyki, a zapach piwa roznosi się dosłownie wszędzie. W
powietrzu unosi się dym. Nie wiem, czy nie jest efektem palenia i nie chcę
wiedzieć.
- Bardzo pomysłowe - zagajam do Reb.
- Wygrzebałam z szafy zeszłoroczny strój i postanowiłam
zrobić z niego użytek. - Reb stara się przekrzyczeć Aviciego, ale i tak ledwo
ją słyszę. Jedyne, co można zrozumieć to Waiting
For Love.
Do pokoju wchodzi Quentin. Macham do niego i pytam, czy mogę
wejść w butach, ale chyba mnie nie słyszy, bo nie odpowiada. Kołuje mi się
nieco w głowie, zdążyłam już odzwyczaić się od takich klimatów.
- Pascal, wszystko okej? - pytam zmartwiona. Nie mogę mu
zabronić chodzić na takie imprezy, ale to nie zmienia faktu, że wolałabym,
gdyby nie chodził.
- Tak, jasne.
W przedpokoju robi się coraz tłoczniej i duszniej. Pokazuję pozostałym,
że idę do salonu, gdzie bawi się większość towarzystwa. Ktoś gwiżdże i zwraca
tym uwagę pozostałych. Ross stoi przed drzwiami na taras. W jednej ręce trzyma
piwo, a w drugiej klamkę.
- Impreza przenosi się do ogrodu! - krzyczy i otwiera drzwi.
Tłum wylewa się z salonu i przenosi na dwór. Ja i Ross zostajemy w salonie
sami. - Jednak przyszłaś! - krzyczy, starając się zagłuszyć głośniki.
- Wygoniłeś ich specjalnie po to, żeby to sprawdzić? -
Zakładam ręce na piersiach, ale mimo to ciągle się uśmiecham.
Ross wymachuje puszką i śmieje się krótko.
- Możliwe.
Teraz dzieli nas odległość kilku centymetrów, więc nie
musimy aż tak bardzo krzyczeć.
- Ślicznie wyglądasz - mówi, a ja czuję jak robi mi się
gorąco. Nie, tylko nie rumieńce… Tylko nie one!
- Tu też niczego sobie, księciulku - chichoczę, przekrzywiając
jego koronę. On mi wtóruje, a potem upija łyk piwa.
- Pijesz? - pyta, zbierając ze stolika jedną nieotworzoną
puszkę.
Obiecałam sobie, że alkohol będę piła tylko w towarzystwie
ludzi mądrzejszych ode mnie, a tutaj raczej takowych nie ma.
- Nie, dzięki.
Ross zmniejsza dzielącą nas odległość. Dziwne. Niby pił, ale
nadal pachnie miodem i miętą. Czuję, jak jego oddech opatula moją twarz i nogi
mi miękną. Nigdy nie czułam się tak przy żadnym facecie, jak przy Rossie.
Wywołuje u mnie wszystkie emocje jakie da się wywołać. Nienawidzę go za to, ale
jednocześnie lubię. Lubię go mimo to, że nie zawsze wiem, co mam mu odpowiedzieć.
Mimo to, że mnie irytuje. Mimo to, że jest denerwującym złamasem. Lubię go i
wiem, że on lubi mnie. Po prostu. Tak, jakby tak musiało być.
- Tchórzysz? - Jest jak blisko, że kiedy mówi to szeptem,
słyszę. I naprawdę tego żałuję, bo nagle wzbiera się we mnie chęć pokazania mu,
że nie zawsze ma nade mną przewagę.
Przecież jeżeli wypiję jedno piwo, nic się nie stanie, nie?
I właśnie to „jedno piwo” jest ostatnim co pamiętam, zanim
budzę się w wannie Quena następnego ranka.
~*~*~*~*~*~
Hejo! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam.
Ale tym razem serio nie miałam czasu. Wiecie, nauka ośmiu
tematów z bioli i dwie kartkówki ze słówek,
nie. Po co pisać, skoro można się uczyć? Zero życia osobistego.
Tak, czy inaczej, jestem w połowie zadowolona, a w połowie
nie z rozdziału. Podoba mi akcja, ale nie wiem, jak wyszła, bo już usypiam na
siedząco i niezbyt kontaktuję. Pierniczę, idę spać.
I takie małe pytanko:
Laura i Ross?
Laura i Quentin?
Którą parę wolicie?
Do napisania,
~ śpiąca Alex :*
Słodkich snów, misiaczki
Pff.. I ty się jeszcze pytasz? Oczywiście, że Laura i Ross :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, czekam na next.
PS. Wydaje mi się, czy czytałaś Dary aniołów? Jeśli tak to polecasz? Aktualnie jestem przy czytaniu trylogi Rywalek, a wlasnie kolejnymi książkami na mojej liście jest ta seria. :)
Tak, ale tylko trzy pierwsze części :) I gorąco polecam, serio
UsuńLaura i Ross ♥
OdpowiedzUsuńNo i wgl to fantastyczny rozdział :)
Impreza!!! :>
Ja na razie wcale nie pisze, szkoła wydziera ze mnie wszelkie pomysły
sprawdziany, kartkówki, konkursy przedmiotowe z polskiego, matmy, chemii, angielskiego i polskiego. To będzie mój koniec.
Ale koneic o mnie, czekam na nexta, życzę duuużo weny, więcej życia osobistego, mniej szkoły i pozdrawiam xx
No ba że raura a tak w ogóle ekstra rozdział czekam na next ♡
OdpowiedzUsuńLaura i Ross!!! Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny. Rozumiem cię doskonale, też już nie mam praktycznie czasu na życie osobiste. Ja mam jutro sprawdzian z angola z którego idzie mi jak po grudzie, więc idę się uczyć, a tobie życzę dużo weny, mniej szkoły i życia osobistego
Pozdrawiam i czekam na next :*
Laura i ross :) zdecydowanie ;) rozdział fantastyczny tak jak poprzednie rozumiem ci sprawdzian z biologii matematyki i Kartkówka z fizyki :(
OdpowiedzUsuńOczywiście, że Laura i Ross. Ja chcę Raurę!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze wyszedł ci wspaniale.
Nie tylko z ciebie szkoła wysysa resztki wolnego czasu. Chyba wszyscy nauczyciele się uwzięli i robią mnóstwo kartkówek i sprawdzianów. Spadam się uczyć słówek z angielskiego.
Czekam na next. :*
Nominowałam cię do TB!
Usuńhttp://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/11/tb.html?m=0
Ogólnie wyznaję zasadę Raury, ale ciekawie by było zobaczyć Lau i Queena ;)
OdpowiedzUsuńI reakcje Rossa na tą sytuację. :D
UsuńRozdział cudowny i nie mogę się doczekać nexta. Zdecydowanie Laura i Ross
OdpowiedzUsuńLaura i Ross oczywiście :3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Już myślałam, że się nie doczekam :)
Ja już w ogóle nie mam życia osobistego przez liceum.... Co dopiero pisanie.
Czekam na nexta!!!
Suuuuuuuuuuuuuper rozdział i w ogóle!!!!
OdpowiedzUsuńLaura i Ross byliby meeeega, ale jeszcze ciekawiej by było gdyby ona się im obydwu podobała i żeby jakoś tak o nią może nie walczyli, ale konkurowali XD
Laura i Ross ale fajnie będzie jak o nią powalczą. Przyznam się ze nie lubię Queena. Rozdział wspaniały czekam na szybkie next
OdpowiedzUsuńLaura i Ross ale fajnie będzie jak o nią powalczą. Przyznam się ze nie lubię Queena. Rozdział wspaniały czekam na szybkie next
OdpowiedzUsuńRoss i Laura! zdecydowanie taka para :) hehe ale byłoby śmiesznie i fajnie jeśli oni po pijaku się pocałowali a ten moment będzie nagrany przez np. rebeeke hehehe.Rozdział świetny nie mogę się doczekać nexta <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie Raura ♥
OdpowiedzUsuńAle śmiesznie było by zobaczyć mine Ross'a na wieść że Laura i Queen coś ten teges :D
Raura :* :D
Na pewno Raura
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Czekam na kolejnego!
Ross i Laura:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Dary anioła:)
A zwłaszcza 3 część i ostatnią:)