środa, 4 listopada 2015

10. And every night has its day, so magical.

And every night has its day, so magical ~ Każda noc ma swój dzień, tak magiczny

- Wstawaj, leniu! - krzyczy Pascal. Ja nic nie robię sobie z jego wrzasków i mlaszcząc, wkładam głowę pod poduszkę.
Nagle moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz, kiedy brat zdziera ze mnie kołdrę. Mam na sobie szorty, więc natychmiastowo moje przez moje nogi przechodzą wstrząsy. Trzęsę się jak osika, ale mimo wszystko znajduję w sobie tyle energii, żeby rzucić w Pasa poduszką. Brat robi jednak szybki unik i podusia ląduje na ścianie.
- Nienawidzę  cię. Ciągle mi przypominasz, że dziś jest… - ziewam, przeciągając się jak rozleniwiony kot. Pascal patrzy na mnie wyczekująco, ale w jego oczach widzę również rozbawienie.  Trudno mi zgiąć palce, ale jednak to robię, zostawiając w górze tylko ten wskazujący. Sięgam po telefon, który mam na szafce nocnej i stukam dwa razy w ekran, czekając, aż pojawi się na nim tapeta z datą i godziną. 8.04, Niedzie… - Kurwa, Pascal, jest niedziela! - biorę do ręki butelkę stojącą na szafce i ciskam nią w brata. On znów jej unika, wychodząc z całej sytuacji bez szwanku.
- Obiecałaś, że dziś pójdziesz ze mną na trening. Za pół godziny muszę być pod szkołą. - wyjaśnia brunet.
- Super. Mam pół godziny na wyszykowanie się, po prostu genialnie - mruczę sama do siebie i wstaję. Jeszcze raz się przeciągam i podchodzę do biurka. - Możesz już iść - mówię, otwierając szafkę nad biurkiem i wyciągam z niej jedną butelkę wody mineralnej.
- Okej, ubierz się szybko. Musimy jeszcze skoczyć do sklepu po energetyki. - Pascal zamyka za sobą drzwi do pokoju, w którym zostaję sama.

Podchodzę do szafy, z której wyjmuję czyste szorty i szary T-shirt z Nike, a potem idę z nimi do łazienki. Nie biorę już prysznica, po prostu zakładam ubrania, myję zęby i związuję włosy w wysoki kucyk. Twarz myję i zostawiam bez makijażu. Nie siedziałam tam nawet dwudziestu minut, uwinęłam się w jakieś piętnaście. Nieźle, nowy rekord.

 
  - Znów kroki! - Ross macha rękami to w górę, to w dół. Muszę przyznać, że do twarzy mu z gwizdkiem. - Zagrasz? - pyta ciszej, kierując słowa w moją stronę .
- Nie, dzięki - uśmiecham się z ironią i wskazuję głową na brata. - Wolę popatrzeć.
Pas rzuca do kosza i przybija Quentinowi piątkę.
- Przyznaj się lepiej, że nie umiesz. - Ross odwzajemnia uśmiech, rzucając we mnie piłką, którą bez problemu łapię.
Oj, chłopak jest zdecydowanie zbyt pewny siebie .
- Założysz się? - wstaję i odbijam dwa razy piłkę od podłogi.
- Spoko - przytakuje Lynch i zaczyna rozglądać się po boisku. - Jak dorzucisz do tamtego kosza - mówi, patrząc na kosza znajdującego się kilka metrów przede mną. Tak, jakbym musiała rzucać z trochę więcej niż połowy boiska. Łatwizna, Pas mnie tego uczył jakieś dwa lata temu. - to wygrywasz. Przegrany stawia kawę w Starbucksie.
 Ponawiam uśmiech, tym razem bardzo pewny siebie. Pascal i Quentin przestają grać i patrzą na mnie. Spoglądam na Rossa, który próbuje powstrzymać śmiech, a z jego ust da się wyczytać nieme „och, te dziewczyny”.  Kąciki moich ust podchodzą jeszcze wyżej, kiedy  wyrzucam piłkę, a ona ląduje prościusieńko w samym środku okręgu.
Mina Rossa jest bezcenna.


   Po zakończonym treningu zgrzani byliśmy całą czwórką. Postanowiłam przyłączyć się do ostatniego mini meczu, gdzie byłam w drużynie z Pasem.  Ograliśmy chłopaków dwoma punktami. Tak, „te dziewczyny” jednak coś tam potrafią. Teraz siedzimy w Starbuckie i czekamy na Rebeccę , którą do nas zaprosiłam. Chłopcy rozmawiają na temat, na który ja zupełnie nie mam nic do powiedzenia, ale wynagradzam sobie ten czas partyjką Tetris. Gram w tą grę, odkąd zaczęliśmy się przeprowadzać. Kilka razy przechodziłam całą. A mimo to nadal mi się nie nudzi.
- Nie nudzi ci się? - Z rozmyślań wyrywa mnie niski i charakterystycznie chropowaty głos Quentina.
- Nie szczególnie - mówię, nie odrywając wzroku od klocuszków na ekranie.
Czerwony kwadrat spada na żółty prostokąt.
- Mam do ciebie sprawę - zaczyna, tym typowo tajemniczym głosem. Naciskam „wstrzymaj grę” i podnoszę głowę. Kiwam raz wolno głową, żeby bez słów powiedzieć, że czekam na ciąg dalszy. - Obchodzisz w ogóle Halloween? - pyta szatyn, szczególnie zaciekawiony tą sprawą. Uśmiecham się przewrotnie, ukazując swoje bieluśkie zęby.
- Urodziłam się we Francji, a nie na pustkowiu. Wyobraź sobie, że co roku obchodzę to święto, przebrana za księżniczkę. - Telefon nagle mi się zawiesza, właśnie w tym momencie, w którym miałam przejść do następnego poziomu.- Kurnia!
- No , więc jeśli obchodzisz Halloween - ciągnie dalej Quen, nie zwracając uwagi na to, że telefon spieprzył mi ukochaną grę. - To może przyjdziesz do mnie na imprezę z tej okazji, hmm? Co ty na to?
Mówiąc, że byłam przygotowana na taką sytuację, skłamałabym. W życiu się spodziewałam, że ktoś zaprosi mnie na imprezę. Nie ważne, jak bardzo lubiłby mnie denerwować.
Jest końcówka października, w piątek Halloween. Jestem w Stanach ponad dwa miesiące. Może to dobry pomysł? Może dzięki temu poczuję się trochę bardziej  na miejscu? Może…
Co ja pieprzę? Jeszcze nigdzie nie czułam się aż tak bardzo na miejscu, jak tutaj, w tej właśnie kawiarni, rozmawiając z Quentinem i odpoczywając po poranku w towarzystwie szatyna, brata i Rossa. Coś zdecydowanie poszło nie tak, jak powinno. Ja nie mam powodów, aby czuć się tutaj potrzebna, aby myśleć, że kiedykolwiek stanę się częścią tego miejsca. A jednak; kiedy Rebecca otwiera drzwi, zdaję sobie sprawę, że to nie ja jestem tutaj potrzebna. To „tutaj” jest potrzebne mi.

  - Hej, sorki, że tak długo - uśmiecha się ruda na powitanie i zajmuje krzesełko obok mnie. Witamy się całusem w policzek, a kiedy kończymy czuję, jak atmosfera się zagęszcza.
- Nie no, coś ty. Nawet szybko ci poszło - odwzajemniam gest, po czym patrzę na chłopaków. Ross siedzący zaraz obok Greena rozmawia z Pasem, ale co chwilę spogląda to na mnie, to na Reb.
- Hej, Fox, co robisz w piątek? - pyta zadziornie blondyn, ale Rebecca nie wie chyba o co chodzi. Marszczy czoło i wzrusza ramionami.
- Raczej nic, a co?
- Quentin chciał urządzić u was imprezę… - Reb chyba źle go rozumie, bo wydaje się być podminowana. Nie dziwię się jej. To zabrzmiało tak, jakby chciał, żeby sobie na ten czas gdzieś poszła. - Nie o to mi chodziło! Po prostu, miło byłoby, gdybyś potańczyła trochę z nami.
Rebecca o mało nie wybucha śmiechem.
- To żart, prawda? - nie wytrzymuje i zaczyna się śmiać.
Patrzę na Quentina przede mną. On również zaczyna się śmiać. Widząc to, ja i Ross patrzmy na siebie zakłopotani, ale nasze miny - obje jednakowo zdezorientowane - sprawiają, że my również popadamy w głupawkę i nie możemy przestać się śmiać Największą salwę jednak, powoduje pytanie Pascala:
- O co wam chodzi?


   Kolejne dni zleciały, jak z bicza strzelił. Nic ciekawego raczej się nie wydarzyło, pomijając przekonywanie Reb, że Ross mówił poważnie. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu doprowadziłam do tego, że teraz obie się szykujemy, rozmawiając przez telefon. Moja biała komóreczka leży na wyblakłej pościeli , a z głośników wydobywa się głos Rebeccki. Cieszę się, że idziemy na imprezę. Naprawdę się cieszę. To miłe ze strony Quena, że nas zaprosił, ale raczej nie mam zamiaru spędzić z nim całego wieczoru. Myślałam raczej o tym, żeby znaleźć Tuckera i z nim pogadać. To naprawdę wyjątkowy człowiek. Czuję to w kościach. Jest w nim coś takiego, co każe mi mu zaufać.
- Co zakładasz? - Do mojego pokoju wchodzi Pascal. Nie ma na sobie nic, oprócz majtek i turbana na głowie. Wygląda jak obrabowany Turek.
- Strój Nocnego Łowcy.
- Acham - Pas podchodzi do łóżka, gdzie leżą czarne, skórzane spodnie, czarna bluzka na ramiączkach i czarna skórkowa kurtka. - Dary Anioła, nie? - pyta, biorąc do ręki złoty bicz na rękę, który wytrzasnęłam kiedyś z jakiej gazetki w wersji limitowanej.
- Isabelle. Miała genialny bicz i super fryzurę - wyjaśniam, podchodząc do lusterka. Mam na sobie tylko majtki stanik, a za pół godziny wychodzimy.
- Nie wiem, nie czytam książek - mówi brunet, biorąc z komody pudełko z biżuteria i siadając na łóżku.
Podnoszę lekko włosy z tyłu, spryskuję jeszcze raz lakierem i przypinam dziesiąta wsuwkę.
- A ty, co zakładasz? - uśmiecham się cwaniacko w stronę brata i podchodzę do niego.
- No właśnie w tym problem. Chcę założyć coś zabawnego, w czym nie wyjdę na kretyna - wzdycha.
Biorę do ręki spodnie i wkładam nogę w jedną nogawkę.
- To Halloween. Ludzie wyglądają na kretynów albo dlatego, że się przebrali, albo dlatego, że się nie przebrali. - Druga noga ląduje w nogawce i podciągam spodnie na wysokość bioder. Mając wysoki stan, a ja nieco przytyłam, więc podskakuję, aż spodnie są na prawidłowej wysokości.
- Więc co mi radzisz? - Nie widzę, jak brat zadaje mi to pytanie, bo widok przysłania mi czarna bokserka, którą właśnie zakładałam.
- Ale bardziej śmiesznie, czy kretyńsko?
Pascal duma chwilę.
- Śmiesznie.
Podchodzę do szafy. Mam w niej kilka bluzek Pasa, więc wyjmuję jedną białą i kładę ją na biurku. Potem farbką do tkanin robię na niej czerwone zacieki, żeby wyglądała na poplamioną  krwią.
- Siadaj na taborecie i przygotuj mi lakier i grzebień do tapirowania.

Pół godziny wystarczy, a oboje jesteśmy gotowi i stoimy na ganku Quentina. Drzwi otwiera nam Rebecca-czarownica. Z przedpokoju nie da się nie usłyszeć głośnej muzyki, a zapach piwa roznosi się dosłownie wszędzie. W powietrzu unosi się dym. Nie wiem, czy nie jest efektem palenia i nie chcę wiedzieć.  
- Bardzo pomysłowe - zagajam do Reb.
- Wygrzebałam z szafy zeszłoroczny strój i postanowiłam zrobić z niego użytek. - Reb stara się przekrzyczeć Aviciego, ale i tak ledwo ją słyszę. Jedyne, co można zrozumieć to Waiting For Love.
Do pokoju wchodzi Quentin. Macham do niego i pytam, czy mogę wejść w butach, ale chyba mnie nie słyszy, bo nie odpowiada. Kołuje mi się nieco w głowie, zdążyłam już odzwyczaić się od takich klimatów.
- Pascal, wszystko okej? - pytam zmartwiona. Nie mogę mu zabronić chodzić na takie imprezy, ale to nie zmienia faktu, że wolałabym, gdyby nie chodził.
- Tak, jasne.
W przedpokoju robi się coraz tłoczniej i duszniej. Pokazuję pozostałym, że idę do salonu, gdzie bawi się większość towarzystwa. Ktoś gwiżdże i zwraca tym uwagę pozostałych. Ross stoi przed drzwiami na taras. W jednej ręce trzyma piwo, a w drugiej klamkę.
- Impreza przenosi się do ogrodu! - krzyczy i otwiera drzwi. Tłum wylewa się z salonu i przenosi na dwór. Ja i Ross zostajemy w salonie sami. - Jednak przyszłaś! - krzyczy, starając się zagłuszyć głośniki.
- Wygoniłeś ich specjalnie po to, żeby to sprawdzić? - Zakładam ręce na piersiach, ale mimo to ciągle się uśmiecham.
Ross wymachuje puszką i śmieje się krótko.
- Możliwe.
Teraz dzieli nas odległość kilku centymetrów, więc nie musimy aż tak bardzo krzyczeć.
- Ślicznie wyglądasz - mówi, a ja czuję jak robi mi się gorąco. Nie, tylko nie rumieńce… Tylko nie one!
- Tu też niczego sobie, księciulku - chichoczę, przekrzywiając jego koronę. On mi wtóruje, a potem upija łyk piwa.
- Pijesz? - pyta, zbierając ze stolika jedną nieotworzoną puszkę.
Obiecałam sobie, że alkohol będę piła tylko w towarzystwie ludzi mądrzejszych ode mnie, a tutaj raczej takowych nie ma.
- Nie, dzięki.
Ross zmniejsza dzielącą nas odległość. Dziwne. Niby pił, ale nadal pachnie miodem i miętą. Czuję, jak jego oddech opatula moją twarz i nogi mi miękną. Nigdy nie czułam się tak przy żadnym facecie, jak przy Rossie. Wywołuje u mnie wszystkie emocje jakie da się wywołać. Nienawidzę go za to, ale jednocześnie lubię. Lubię go mimo to, że nie zawsze wiem, co mam mu odpowiedzieć. Mimo to, że mnie irytuje. Mimo to, że jest denerwującym złamasem. Lubię go i wiem, że on lubi mnie. Po prostu. Tak, jakby tak musiało być.
- Tchórzysz? - Jest jak blisko, że kiedy mówi to szeptem, słyszę. I naprawdę tego żałuję, bo nagle wzbiera się we mnie chęć pokazania mu, że nie zawsze ma nade mną przewagę.
Przecież jeżeli wypiję jedno piwo, nic się nie stanie, nie?

I właśnie to „jedno piwo” jest ostatnim co pamiętam, zanim budzę się w wannie Quena następnego ranka.


~*~*~*~*~*~
Hejo! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam.
Ale tym razem serio nie miałam czasu. Wiecie, nauka ośmiu tematów z bioli i dwie kartkówki ze słówek,  nie. Po co pisać, skoro można się uczyć? Zero życia osobistego.
Tak, czy inaczej, jestem w połowie zadowolona, a w połowie nie z rozdziału. Podoba mi akcja, ale nie wiem, jak wyszła, bo już usypiam na siedząco i niezbyt kontaktuję. Pierniczę, idę spać.
I takie małe pytanko:

Laura i Ross?
Laura i Quentin?

Którą parę wolicie?
Do napisania,
~ śpiąca Alex :*

Słodkich snów, misiaczki   


19 komentarzy:

  1. Pff.. I ty się jeszcze pytasz? Oczywiście, że Laura i Ross :D
    Rozdział świetny, czekam na next.
    PS. Wydaje mi się, czy czytałaś Dary aniołów? Jeśli tak to polecasz? Aktualnie jestem przy czytaniu trylogi Rywalek, a wlasnie kolejnymi książkami na mojej liście jest ta seria. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale tylko trzy pierwsze części :) I gorąco polecam, serio

      Usuń
  2. Laura i Ross ♥
    No i wgl to fantastyczny rozdział :)
    Impreza!!! :>
    Ja na razie wcale nie pisze, szkoła wydziera ze mnie wszelkie pomysły
    sprawdziany, kartkówki, konkursy przedmiotowe z polskiego, matmy, chemii, angielskiego i polskiego. To będzie mój koniec.
    Ale koneic o mnie, czekam na nexta, życzę duuużo weny, więcej życia osobistego, mniej szkoły i pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. No ba że raura a tak w ogóle ekstra rozdział czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Laura i Ross!!! Zdecydowanie.
    Rozdział fantastyczny. Rozumiem cię doskonale, też już nie mam praktycznie czasu na życie osobiste. Ja mam jutro sprawdzian z angola z którego idzie mi jak po grudzie, więc idę się uczyć, a tobie życzę dużo weny, mniej szkoły i życia osobistego
    Pozdrawiam i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Laura i ross :) zdecydowanie ;) rozdział fantastyczny tak jak poprzednie rozumiem ci sprawdzian z biologii matematyki i Kartkówka z fizyki :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że Laura i Ross. Ja chcę Raurę!
    Rozdział jak zawsze wyszedł ci wspaniale.
    Nie tylko z ciebie szkoła wysysa resztki wolnego czasu. Chyba wszyscy nauczyciele się uwzięli i robią mnóstwo kartkówek i sprawdzianów. Spadam się uczyć słówek z angielskiego.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do TB!
      http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/11/tb.html?m=0

      Usuń
  7. Ogólnie wyznaję zasadę Raury, ale ciekawie by było zobaczyć Lau i Queena ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I reakcje Rossa na tą sytuację. :D

      Usuń
  8. Rozdział cudowny i nie mogę się doczekać nexta. Zdecydowanie Laura i Ross

    OdpowiedzUsuń
  9. Laura i Ross oczywiście :3
    Rozdział świetny! Już myślałam, że się nie doczekam :)
    Ja już w ogóle nie mam życia osobistego przez liceum.... Co dopiero pisanie.
    Czekam na nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Suuuuuuuuuuuuuper rozdział i w ogóle!!!!
    Laura i Ross byliby meeeega, ale jeszcze ciekawiej by było gdyby ona się im obydwu podobała i żeby jakoś tak o nią może nie walczyli, ale konkurowali XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Laura i Ross ale fajnie będzie jak o nią powalczą. Przyznam się ze nie lubię Queena. Rozdział wspaniały czekam na szybkie next

    OdpowiedzUsuń
  12. Laura i Ross ale fajnie będzie jak o nią powalczą. Przyznam się ze nie lubię Queena. Rozdział wspaniały czekam na szybkie next

    OdpowiedzUsuń
  13. Ross i Laura! zdecydowanie taka para :) hehe ale byłoby śmiesznie i fajnie jeśli oni po pijaku się pocałowali a ten moment będzie nagrany przez np. rebeeke hehehe.Rozdział świetny nie mogę się doczekać nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Zdecydowanie Raura ♥
    Ale śmiesznie było by zobaczyć mine Ross'a na wieść że Laura i Queen coś ten teges :D
    Raura :* :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Na pewno Raura
    Świetny rozdział.
    Czekam na kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ross i Laura:)
    Uwielbiam Dary anioła:)
    A zwłaszcza 3 część i ostatnią:)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to ogromna motywacja :)