And I know when I need it I can count on you like 4 3 2. You'll be there ~ I wiem, kiedy będę tego potrzebował, mogę liczyć na ciebie jak 4 3 2. I będziesz tam
Ostatnia poniedziałkowa lekcja zbliża się z każdym kolejnym
cyknięciem sekundowej wskazówki. Najgorsze, co istnieje, to czekanie. No bo, co
mogę niby zrobić przez pięć minut? Jest to czas tak długi, że siedząc
bezczynnie można dostać choroby sierocej, ale z drugiej strony tak krótki, że
nie można zacząć nic robić, bo w połowie czynności dzwoni dzwonek. To się
właśnie nazywa Idiotyzm Ludzki. Szkoda tylko, że nikt jeszcze nie wynalazł
lekarstwa na to głupie schorzenie.
Tak czy inaczej,
siedzę pod ścianą przy sali muzycznej, a raczej Wielkiej Sali Koncertowej
Lingwood High School i wlepiam gały w widok za oknem bez jakiejś większej
przyczyny. Tak po prostu.
- Siema, śledziu - słyszę. Tego głosu nie da się pomylić.
Skrzyżowanie kurzego pisklaka i chóru aniołów karze mi się odwrócić w prawo,
żeby moim oczom mogła ukazać przybliżona twarz Reb. Dziewczyna uśmiecha się do
mnie perliście, a ja wyszczerzam się do niej niezgrabnie ciesząc się jej
widokiem.
- Siema, flądro - odpowiadam, całując dziewczynę w policzek.
- Gotowa na muzykę?
- Tja… Mogę się kurwa założyć, że ta głupia szmata wlezie w
sam środek lekcji, żeby poinformować o swoim idiotycznym zespoliku. - buczy
ruda, a ja niezbyt wiem o co jej chodzi . Jaka szmata? Jaki głupi zespolik?
Patrzę na nią wielkimi oczami, a Reb szybko to zauważa i
klapie się ręka w czoło.
- No tak, przecież ty jesteś tu nowa! - mówi, dając do
zrozumienia, że to ona jest głupia, nie ja. I chociaż wcale tak nie uważam, to
już się nie odzywam, tylko uraczam ją szybkim i niepoprawnym uśmiechem, dalej
wpatrując się w nią z zaciekawieniem. -
Inez. Ta, którą broniłaś przed Rossem, nie? - patrzy, rejestrując czy nadążam.
Aż sama jestem zdziwiona tym, że tak, a imię tej dziewczyny jakoś szczególnie
mnie nie rusza. Po prostu, dalej zżera mnie chęć pozyskania nowych informacji.
- No, wiem, która. I co z nią?- rzucam, gdy Rebeccka
wyraźnie czeka na moją rekcję. Cała aż skręcam się z wścibstwa, jakim właśnie
oblatuję.
- Więc; kiedyś była normalna i fajna. Kiedyś nawet się
kolegowałyśmy. Wiesz, coś wykraczającego poza zwykłe „cześć”, ale nie przekraczającego
„co słychać?” - przytakuję, a dziewczyna ciągnie dalej. - Ale kiedy Ross ją
zauważył, strasznie się zmieniła. Stała się mega ważna i teraz nawet nie wie,
jak mam na imię. Do tego, co roku organizuje nabór do zespołu i pewnie teraz
też przyjdzie powiedzieć nam o tym - kończy swój monolog piękną, oczną
wywrotką, na co ja śmieję się cicho, przygryzając wargę.
- A myślisz, że wie, jak ja mam na imię? Ostatnio dużo o
niej myślałam i chciałam z nią pogadać, ale twój opis mnie nieco zniechęcił. -
Na moje słowa, dziewiętnastolatka cała się skręca, jakby zjadła właśnie cały
kosz cytryn. Okej, czyli wiem już, co ona o tym sądzi.
- Ty tak serio? Ona jest serio kurwowata. Poszłaby do łóżka
z każdym, żeby tylko coś na tym ugrać. Jest wredną, jędzowatą i podłą żmiją,
Laura. Nie ma co zawracać sobie nią głowy. W Lingwood jest grupka ludzi, którzy
są ważni i z nimi lepiej nie zadzierać.
Patrzę na nią błagalnie, na co ta wzdycha obficie. Rebeccka
rozgląda się po korytarzu i w końcu jej wzrok zatrzymuje się na innej rudej.
- Cindy. Szkolna dziennikarka. Jeśli jej podpadniesz, cała
szkoła będzie wiedziała, że masz wszy łonowe - mówi z dezaprobatą w głosie, a
ja się skrzywiam.
- Ale ja nie mam…
- Inez też nie ma. Ale po tym, jak Ross zerwał dla niej z
Cindy, to Cindy się wściekła i sprzedała tą ploteczkę swoim służebnikom w
gazetce szkolnej. Może tam umieszczać dosłownie co chce. No, oprócz pornografii
i wulgaryzmów. Czyli, jest z niej nie tylko niezłe ziółko i pełnoetatowa
zdzira, ale również najświeższe źródło informacji i bóg gazetki, którą czyta każdy.
Nawet sam dyrektor. - Rebeccka zjeżdża wzrokiem z Cindy i przenosi go na kogo
innego. - Ross i Quentin, których znasz - mówi, próbując się nie roześmiać -
Dość dobrze znasz… Tak, czy inaczej. Są tutaj królami. A Ross w szczególności.
Gwiazdy koszykówki i największe ciacha w szkole. Znają się praktycznie od
przedszkola. Ale wątpię, żeby sprawiali ci kłopoty. Potrafią nieźle dopiec, ale
tylko tym, których uważają za ofermy. My nimi nie jesteśmy, na szczęście. Poza
tym, mów co chcesz, ale jeśli ktoś powie o tobie coś złego, to Ross go
wykastruje, a Quen przejedzie twarzą po asfalcie. Tobby, ten od szmaty, leży
teraz w domu ze złamaną miednicą, wiesz? Ross I Quen dostali za to wezwanie na
policję. Mało osób o tym wie, gliny załatwiły to na szczęście cicho.
Zaraz, co? Oni go pobili? Za to, że nazwał mnie szmatą? To
nawet nie było jakoś szczególnie dotkliwe, a oni go pobili?! Oni… zrobili to
dla mnie? Może jednak nie są takimi pajacami, jak myślałam. Hmmm… Te twa głupki
mają coś w sobie, trzeba im to przyznać. Może tylko zgrywają takich ważniaków.
No właśnie. Może. Ale i tak zrobili na mnie wrażenie. Nie spodziewałam się togo
po nich. Już myślałam, że dali sobie spokój, że odpuścili, widząc, jak ich
olewam. A jednak.. Tylko…. Dlaczego oboje mnie unikają? Są na mnie źli?
- No, więc kolejna jest Naomi. - Głos Rebeccki wytrąca mnie
z zamyślenia, więc kręcę głową i znów skupiam się na niej. Poza tym, imię Naomi
zajmuje teraz całkowita powierzchnię mojego mózgu. - Och, tej to dopiero nie
cierpię. Nie dość, że cheerleaderka, to jeszcze mega puszczalska przyjaciółka
bratanka dyrektora. Ma wtyki wszędzie, wie o wszystkim, może każdego
zastraszyć, a chodzą pogłoski, że dostała piątkę z matmy, bo przespała się z
nauczycielem. To ona zrobiła z Rossa to.. coś. Przyjaźni się z Tuckerem,
kolejnym pojebańcem. Gościu myśli, że jak jego wujek jest dyrektorem, to mu się
wszystko należy. No, a tak poza tym, to jest gejem.
T… Tucker? I Naomi? Emm… Ja nie… Nie spodziewałam się tego
po nich. Ja… ja myślałam, że… że… O kurwa. Za dużo nowych wiadomości jak na
pięć minut. O wiele za dużo.
Pani Blues stoi na
środku sceny z mikrofonem w ręku. Jest bardzo drobniutką, granatowowłosą
dwudziestoparolatką. Ma na sobie spódnicę sięgającą do kostek i T-shirt z
napisem „L.O.V.E”. Na lewym ramieniu ma wytatuowane „Życie jest piękne”, tyle,
że po łacinie.
Ktoś się do mnie
dosiada, a ja czuję, jak moje biodro zalewa fala ciepła. Dodatkowe ogrzewanie w
postaci ciemnowłosego chłopaka nie pozwala mi się skupić i cały czas myślę o
tym, jakby mu tu podziękować. I już mam to zrobić, kiedy mój drugi bok dostaje
dodatkową falę ciepełka. Usta momentalnie mi się zaszywają. Naprawdę, nie wiem,
co mam robić. Jak podejść do owej sytuacji? Jak zareagować?
- Hej. - co?! Skąd to się wzięło w moich ustach?! Cholera
jasna, myśl!
- Heej? - odpowiadają równocześnie zdziwieni Quentin i Ross.
Osz ty i co teraz?!
- Ja chciałam… dlaczego mnie ostatnio unikanie, co? - pytam
dobitnie i sama nie wiem, skąd u mnie ta stanowczość. Tym bardziej, że wskazuje
niewłaściwe emocje. No nie…
- Nie unikamy. Wydaje ci się - odpowiada z uśmiechem w
głosie Ross. Znów nie zachowuje się jak jakiś głupi szczeniak, podrywający dla
żartu laskę, ale tak, jakby na serio moja obecność była dla niego jakąś różnicą
od mojej nieobecności. Po prostu.. Nie udaje.
- A co, tęskniłaś? - śmieje się cicho Quentin. Do tej pory,
podczas naszych „rozmów” nie starał się być idiotą. On po prostu nim był. Więc
teraz, naprawdę nie mam pojęcia, co zaowocowało tym, że brunet nie jest, ale
udaje cwaniaka.
- Nie, po prostu…
- Słyszałaś o Tobbym - kończy za mnie Ross z roztargnieniem.
- Tak.. Słyszałam o Tobbym.
- Przepraszamy. My po prostu.. Wpadłem w szał jak się
dowiedziałem, rozumiesz? - wtrąca Quentin z zatroskaną miną. Patrzy na mnie
wielkimi oczami i sprawia, że mu wierzę. Mam ochotę się do niego uśmiechnąć, na
chwilę przestać być oschłą i bezuczuciową sąsiadką z naprzeciwka. Ale wiem, że
mi nie wolno. Po prostu nie mogę pokazywać innym tej prawdziwej mnie.
Wystarczy, że z Rebeccką coraz bardziej jestem zżyta. Wystarczy ofiar mojego
istnienia, jak na dziewiętnaście lat. Naprawdę wystarczy.
- Ja nie… - panikuję, tracę oddech i świat wokół mnie się
kurczy. Staram się wyjść na wariatkę, ale w końcu to do mnie dociera i nie
potrafię opanować oddechu. Oni już nie traktują mnie jak zwykłą zabawkę. Zaczynam
coś dla nich znaczyć. Stanęli już w mojej obronie, więcej powodów mi nie trzeba
żeby to wiedzieć. Zaczynają się do mnie przywiązywać, a to najgorsze z możliwych.
Jak będę mogła wyjechać, wiedząc, że zostawiam tu osoby bliskie memu sercu?
Albo takie, którym ja jestem bliska? Bo przecież jak można nie pokochać
chłopaków, którzy biją gościa, który nazwał cię
t y l k o szmatą? Nie chodzi mi o
nie wiadomo jaką miłość, ślub i inne takie. Ale z każdym dniem spędzonym z nimi
zacznę się do nich przekonywać, przywiązywać, aż w końcu będą dla mnie tak
ważni jak Pascal. Może i jestem na niego zła, ale świata poza nim nie widzę.
Tak samo przecież będzie z Rebeccką, stracę ją, wyjeżdżając do Francji. Ten
głupi lis miał rację. ” Musisz być
odpowiedzialny za to co oswoiłeś.” Na to niestety nie ma rady. A ja
pozostanę odpowiedzialna już za niecały rok. Boże, w co ja się wpakowałam.
Przerywają mi brawa,
więc patrzę w stronę sceny. Na niej stoi Inez. Poznaję ją o razu. Nic się nie zmieniła
od naszego ostatniego spotkania. Nadal wygląda, jak dziewczyna stojąca na
pograniczu sławy a załamania.
- Witam wszystkich - mówi, czy zaczyna swój monolog,
zapowiedziany mi przez Reb. Ale ja i tak
go nie słucham, bo po prostu nie mam siły na przyswajanie sobie kolejnego
głosu. Bo zaraz po nim, trzeba przyswoić człowieka.
~*~*~*~*~*~
Haha! Skończyłam, misie! I jak wrażenia? Kto się spodziewał
tego z Tobbym? Nawet ja nie, przed chwilą to wymyśliłam. Miało być zupełnie co
innego, ale oczywiście poknociłam i wplotę to gdzie indziej. Jak widzimy,
chłopcy przywiązują się do Lau, a bystrzaki spostrzegą, że Lau również do nich.
Ach, czekajcie no tylko na dyskotekę z paroma nielegalnymi piweczkami. Uchu,
ale będzie jazda!
Sorki, że nie napisałam wcześniej, ale teraz raczej nie
liczcie na cotygodniowe rozdziały. Myślę, że co drugoi tydzień dam radę, ale
wcześniej raczej nie.
Weźcie w ogóle, jaką ja mam poje bają biologię! Błe…! Fuj!
Chemicę z resztą też! Ale mam zajebiaszczego wychowawcę. On chodzi z dziennikiem
na głowie, czaicie???
Dobra, lecę spać, bo mama mnie zatłucze xd.
Branoc,
~ Alex
PS.: Jutro możecie się spodziewać LBA, do którego zostałam nominowana
jakieś pół roku temu (XD)
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam xx
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ross i Quentin przywiązują się do Laury. Ma swoich osobistych obrońców. :)
Czekam na next. :*
Nominowałam cię do LBA!!! http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/10/lba-2.html?m=0
UsuńZachwycasz mnie coraz bardziej :D
OdpowiedzUsuńRozdział boski, tak samo jak pomysł z tobbym.
Mam nadzieje, że uda ci się niedługo wstawić nexta ^^
Widzę, że jesteś w biol chemie hahahaha
Ja mat geo więc nie wiem jak to jest, ale mam taki zapieprz że już sama nie wyrabiam...
Życzę weny kochana!
Hahahahahahahaha ( śmiech a la "jesteś głąb". Bez obrazy) Jestem w rozszerzonym angielskim z niemieckim hahahahahaha I dobrze zrobiłam. Mój wychowawca nosi dziennik na głowie! A chemica i biologica są wyjęte z samego Tartaru! A ty jesteś... Trzecia gimbaza? Czy już licealiska, hmm?
UsuńJejku *-* to jest świetne!
OdpowiedzUsuńAż sama się sobie dziwie, czemu dopiero teraz zaczęłam czytać tego bloga. Musisz mi to wybaczyć... Przymierzałam się do tego już od dość dawna, jednak cały czas coś stawało mi na przeszkodzie. I wkońcu dzisiaj zebrałam się i przeczytałam wszystkie rozdziały. To jest naprawdę piękne.Masz talent. Z niecierpliwoscią czekam na next. :)
Tak . O jest to czego potrzebuje w niedzielny wieczór +.+ utalentowana dziewucha :*
OdpowiedzUsuńSiemka :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA. Gratuluje! Wszystkiego dowiesz się tutaj -----> http://life-is-brutal-raura.blogspot.com/2015/10/lba-czy-jakos-tak.html
Super rozdział kiedy next ♡
OdpowiedzUsuń