Look into my eyes
It's where my demons hide
Spójrz w moje oczy
Tam kryją się moje demony
Znów to samo. Znów siedzę w swoim pokoju i wpatruję się w
okno. Znów. To okropne, ile razy już to robiłam, a nie widać końca. Za Szkocją
nie będę przynajmniej tęsknić. Nigdy nie lubiłam Brytanii. A Szkocji, to już w
ogóle. To państwo, wyspa, czy co to tam jest zawsze wydawało mi się nudne, ograniczone i utkwione w
dziewiętnastym wieku. Co prawda Francja też
nie grzeszy młodością, ale tam przynajmniej jest słonecznie i mają dobre
żarcie. I faceci nie noszą spódniczek. Żenada na poziomie hard. Więc ten smutny koniec wydaje się być nawet okay. Nawet, a to
jednak robi różnicę. Sama już nie wiem, ile razy zaczynałam wszystko od nowa.
Ile razy poznawałam nową siebie. Ile razy musiałam zmagać się z szarą
rzeczywistością. Rzeczywiście szarą. Podchodzącą pod kolor nieścieranego od
wieków kurzu na półce.
Wpakowuję do walizki kolejną parę krótkich spodenek. Dziwne,
że Bonnie je gdzieś tu dostała, przecież ziąb jak cholera, a mamy lato. No cóż,
lepiej nie wnikać, bo mogłabym się dowiedzieć czegoś, czego nie chciałabym
wiedzieć. Po raz ęty .Rzucam znużone spojrzenie na szafę przede mną. Do połowy
pełna. Albo pusta. Nie, ja jestem pesymistką, więc druga opcja bardziej jest w
moim guście. Wyrzucam wszystko na łóżko. Na pościeli w serduszka, która w
praniu z czerwonej zrobiła się bladoróżowa walają się teraz moje sweetaśne
ciuszki. Czyli czarna ramoneska, rurki razy pięć, granatowa, ciemnozielona,
bordowa, czarna i szara bokserka, kilka ciemnych t-shirtów i moje ulubione, za
duże bluzy. Kilka Pacsala, więc nie są bardzo za duże, ale nie w moim rozmiarze.
Nie, nie jestem od niego potężniejsza, ale mamy prawie ten sam rozmiar.
- Zaraz wyjeżdżamy – oznajmia męski głos. Phi, męski! Raczej
głos zmutowanego kurczaka.
- Wyjedziemy, jak będę gotowa, farfoclu – wytykam mu język
pokazując na stertę ciuchów. Drga mu prawy policzek.
- Za jakie grzechy?! – wyrzuca ręce w geście zawiedzenia. No
tak, mieszkamy razem od piętnastu lat, a on jeszcze się zastanawia.
- Nie wiem. Może po prostu nie doceniasz tego, że masz
zaszczyt ze mną mieszkać? – uśmiecham się szelmowsko, a mój język znów dynda w
powietrzu. Mieć takiego brata to skarb, nawet jeśli jest tak wkurzający jak
Pascal.
- Niezły mi zaszczyt – prycha pod nosem, a ja gromię go
wzrokiem. – No, okej, okej. Daj spokój, Lau. Bonnie mówi, że to już ostatni raz
– próbuje mnie pocieszyć. Wyczuwam nutkę współczucia w jego głosie. Fuck. To ja
tu jestem od współczucia, nie on.
- Tak samo mówiła ostatnim razem – próbuję zatuszować swój
gniew. Ale nie przed nim. Przecież to Pascal.
- No tak. I ciesz się, że wyszło inaczej, bo byłabyś tak to
dziewczyną rudego Szkota – chce rozładować atmosferę. Ale mnie i tak ogarnia
smutek. Cholerne, cholerne życie.
- O niczym innym nie marzę – krztuszę się sarkazmem.
Dosłownie.
Do pokoju wparowuje Bonnie. Moja matko ciotka i co tam
jeszcze. Prawny opiekun. O, tak ładniej brzmi. Jej falowane, jasnobrązowe włosy
falują wokół anielskiej twarzy. Jest piękna. Nie to, co ja. Tata też by piękny.
I przyznajmy sobie szczerze – mama jest przepiękna. Pascal też. A ja jestem odmieńcem,
odludkiem z tymi swoimi rozdwojonymi końcówkami i wielkimi swoimi oczami.
Kosmita, nie Marano.
- Spakowana? – pyta Bonn uśmiechnięta od ucha do ucha. Kiwam
na kupkę ubrań.
- Jeszcze chwila – mówię chłodno w na chama wpycham ubrania
do walizki, po czym rzucam przelotnie – Ty prasujesz.
Nie wiem, czego się spodziewałam, kiedy myślałam w
samochodzie o tym, jak będzie wyglądał wstęp do mojego nowego życia. Na pewno
nie tak, jak teraz, kiedy siedzę między babką w sweterku w renifery i kolesiem,
który połknął piłkę lekarską. A nawet kilka.
- Gdzie panienka leci? – pyta staruszka. Ugh, zrzędliwi
starcy.
- Gdzieś – mruczę i zakładam słuchawki na uszy próbując
odizolować się od całego świata.
Okej, przeanalizujmy. Może życie się sypie. Nie, moje k o l e j n e
życie się sypie. Jak proszek do prania wsypywany do pralki. Jestem
kotem. Mam siedem żyć. A wykorzystałam o wiele za dużo. To nie fair, że inni
mają normalne domy, mieszkania, a ja nie. To nie jest okej. Za często używam
słowa okej. To chore.
Ktoś puka mnie w plecy. Pascal. Jestem tego pewna.
- Czego, niedorozwoju? – burczę nie odwracając nawet głowy.
Czuję, wiem, jestem pewna, że się szyderczo uśmiecha. Jak czarny charakter,
który dał w kość temu dobremu. Tylko, że każda bajka kończy się zwycięstwem
dobra. Buahahaha.
- Może by tak grzeczniej do brata rodzonego? – łapie kosmyk
moich brązowych włosów i ciągnie tak, że czuję ból przy samej cebulce,
promieniujący centymetr od niej.
- Nawet mi nie przypominaj – odcinam mu ręką dostęp do moich
kłaków. Odwracam głowę. Patrzy na mnie z politowaniem tymi swoimi błękitnymi
gałami. Nienawidzę tego, że jest taki ładny. W końcu, na co mu się ta uroda
zda?
- Wiedz, że masz szczęście, mogąc być moją siostrą – rzuca,
a ja mam szczerą potrzebę, żeby mu wtłuc.
- Bawimy się w gadanie z przeciwstawieństwami? – uśmiechem
się kpiąco. Wiem, że go wkurzam. Ale to jest super. Tak, jakby drażnić małego
kotka, który nie ma jeszcze pazurów, więc na ciebie nie skoczy. Choć dla
Pascala jestem małą królewną (o cztery lata starszą małą królewną) i nawet,
jakby miał pazury, to by ich nie użył przeciw mnie. Za bardzo mnie kocha. A ja
za bardzo kocham jego. Tak to już z nami jest. On jest moim Niedorobionym
Królewiczem, a ja jego Wredną Królewną.
- Nie używaj słów, których nie znam – mówi poważnie. Mam
ochotę się roześmiać. On i poważna mina – rzadkość niezwykła. – Ale spoko, jak
chcesz, to możemy się tak pobawić, moja ty ślicznotko – dodaje po chwili. Że
what?!
- Ponoć nie rozumiesz – mruczę marszcząc nos. Uśmiecha się
szelmowsko.
- Kumaty ze mnie chłopiec – i to by było na tyle, jeśli
chodzi o wyrazy przeciwstawne. – Masz gumy do żucia? - potakuję głową, że tak i
zanurzam nos w plecaku vintage, który jest moim ulubionym, i po kilku chwilach
wyciągam z niego paczuszkę gum Orbit.
Podaję mu ją, a on bierze jedną gumę i oddaje zieloną paczkę, po czym wraca na
swoje siedzenie. Rozmowa z Pascalem w samolocie – odhaczone. Teraz tylko
wylądować i będzie okej. Jeśli w ogóle kiedykolwiek będzie okej. W co wątpię.
Tak. Ja, Laura Marie Marano wątpi w to, że jej życie będzie kiedyś okej. I to
bardzo.
Siedzę na tyle bm-ki cioci z białymi słuchawkami w uszach
pokonując siedemdziesiątą planszę tetrisa. Podnoszę głowę tylko po to, żeby
sprawdzić, czy Bonnie nadal się na mnie gapi. Nadal się gapi. Spuszczam głowę.
- Wiem, że niczego nie słuchasz – rzuca w końcu. Stoimy w
korku, mój brat śpi, a ja zostałam skazana na konfrontację z ciotką. Ściągam
jedną słuchawkę.
- Ale to przynajmniej tłumi twój głos – złość aż kipi ze
mnie, kiedy na nią patrzę.
- Laura, proszę cię. Nie możesz się przede mną zamykać. Nikt
cię tu nie trzyma – wiem to. A i tak jestem wkurzona.
- Dobrze wiesz, dlaczego tu jestem – rzucam. Bonnie kręci
podbródkiem. Jest speszona, czuję to.
- Może postarasz się tym razem zaangażować? Wiem, że
uważasz, że zaraz znów się wyniesiemy, ale mówiłam ci: to ostatni raz – odwraca
głowę w stronę jezdni. Lamborghini przed nami rusza, więc mu też. Metr dalej
znów stoimy. – Jesteś mu to winna – dodaje, kiedy skręcamy w jedną z uliczek.
To każe mi na nią spojrzeć. Zaciskam mocno szczękę.
- Wiem to.
Mój nowy dom jest super. Wieczna pesymistka i Panna Nie
oznajmia wszerz i wzdłuż, że ma zajefuckingbisty dom. Chawira, że ta lala. Tylko się rozkoszować. Biały budynek
wzniesiony na klifie przy Santa Mocica wyróżniający się na tle zielonej
roślinności z jednym piętrem i basenem urzekł mnie, gdy tylko tu przyjechałam.
A teraz jestem w nim zakochana.
Wchodzę do swojego pokoju i pierwsze, co rzuca mi się w oczy
to fototapeta z wieżą Eiffla. Sprawka Pascala. Bordowe ściany, białe meble.
Szeroki parapet do siadania. Tak, to zdecydowanie jego sprawka.
- Moim zdaniem jest tu za ciemno, ale wiesz – to twój
pokój - mówi. Nawet nie zauważyłam, kiedy
pojawił się obok.
- Dzięki. Jest ślicznie – próbuję powstrzymać łzy. Wiem, że
to nie fair, ale najchętniej zgniotłabym tą wieżyczkę w dłoni.
- Miałem nadzieję, że to powiesz – uśmiecha się zadowolony i
obejmuje mnie ramieniem. Jestem od niego niższa. O cztery lata starsza, ale
niższa. – Kocham cię, Lau. Pamiętaj o
tym – nie odpowiadam. Ale i ja, i on wiemy, że będę.
Witam Was moi kochani!
Otóż zaczynam nową historię. Kto się cieszy? Przyznać się, kto o mnie zapominał!
A więc jest to coś na kształt prologu. Mam nadzieję, że wzbudziłam zainteresowanie niektórych ktosiów i będę miała mimo wszystko paru czytelników. Naprawdę byłabym szczęśliwa.
Zauważyłam, jak dużo blogerek zajmujących się Raurą zaczęło się wycofywać i sama zaczęłam o tym myśleć, ale mam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję zostając w tym temacie.
Ta historia będzie inna, trochę romansu, tragedii, dramatu. Taki misz masz. Wymyśliłam ją już dawno, ale nie byłam jeszcze pewna co do szczegółów, więc ukazuje się dopiero teraz.
No cóż, mam nadzieję, że wam się podoba, ja się ulatniam i idę myć, bo Nerwus przyszedł z powieścią od mamy o tym, że jutro idziemy do kościoła i mam się już myć.
Więc:
Do napisania,
Cudo <3
OdpowiedzUsuńBede czytac!
Mozesz miec na mnie focha, ale i tak bd czytac
Do napisania
Kinga
PS. Zapraszam na kolejny blog:
lauravanessa-smile.blogspot.com
Cudowny rozdział!!! ♥♥
OdpowiedzUsuńNapewno będę czytać twojego bloga, bo już zapowiada się ciekawie.
Już nie moge się doczekać next'a. :*
Cudowny ! *_*
OdpowiedzUsuńJa chcę już kolejny! :*::*:**:**:***:*:*:*:*:**:***:*
Zajebisty *.*
OdpowiedzUsuńNa pewno będę czytać ;*
;)
Pozdrawiam ;>
Będę czytać ;3
OdpowiedzUsuńJednak podaj link do swojego bloga u mnie abym mogła zaobserwować jak będę na laptopie ;)
Byłabym wdzięczna:
http://just-give-me-a-reason-raura-r5.blogspot.com/
Podaj gdziekolwiek ;3
~Alex <3
Świetny prolog i blog już jest świetny i świetnie świetniście ;) Będę czytać, na 100%
OdpowiedzUsuńNie rezygnuj, za żadne skarby. Masz w sobie taki smaczek, w swoim pisaniu, gdzie przy każdym słowie chce się więcej. Historia zapowiada się świetnie i na pewno zagoszczę tutaj. Serce mi kołata szybciej i domaga się większej dawki. Rzadko ktoś tak potrafi dostarczyć mi emocji. Masz talent i smykałkę do pisania :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńwery wery wery guuuud ;'3 ADZI SIĘ PODOBA! Ochh jak ja dawno już nie czytałam bloga...jakiegokolwiek bloga...masakra ;'}} Ciesze się, że wysłałaś mi go w wiadomości xDD przynajmniej wrócę do swojego starego uzależnienia C; Tylko ciężko mi się czyta na takim tle ( taaa problemy ze wzrokiem i bark okularów xD) , ale sobie poradzę... Buźki od ADZI masz xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChujowe.Tyle w temacie.
OdpowiedzUsuń.
.
.
Spodziewaj się dłuższego komentarza pod prologiem jutro. Pozdro spod kołdry w jednorożce.
BLOGGER SKASOWAŁ MÓJ ZAJEBISTY KOMENTARZ, KTÓRY PRZED CHWILĄ JESZCZE BYŁ WŚRÓD NAS.
OdpowiedzUsuńŚWIETNIE KURWA.
ŚWIETNIE.
CZUJECIE MOJĄ KURWICĘ? NIE?! W TAKIM RAZIE ZARAZ POCZUJECIE.
Napisałam zajebiaszczo epicki komentarz, który wyrażał moje wszelkie odczucia odnośnie prologu.
Dziękujcie bloggerowi, który postanowił zrujnować mój humor na następne 3 godziny. Nienawidzę tej nowoczesnej technologii.
Nie cierpię.
W każdym razie na gg napisałam Ci wytłumaczenie mojego zacnego skróconego komentarza, który znajduje się powyżej. Powyższy komentarz jest w całości ironią oraz potwierdzeniem mojej zazdrości względem Twojego ogromnego talentu.
Nie mam ochoty ani siły zaczynać od nowa, dlatego mam nadzieję, że ogólna sumaryczna wersja zaspokoi Twoje oczekiwania.
Ołkej mada faka.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo Cię podziwiam. Zarówno pod względem Twojej pracowitości i wytrwałości, jak również ambicji. Masz ogromne możliwości. Proszę, nie zmarnuj tego.
Nie miałam ochoty zostawiać pod tak epickim prologiem komentarza, w stylu: 'super rozdział. Czekam na next', bo to wygląda nie dość, że cholernie biednie, to komentując w ten sposób DOSŁOWNIE KAŻDY rozdział dałabym jedynie wyraz temu, jak głęboko mam w poważaniu Ciebie i twoją twórczość, dlatego postawiłam na krótką i treściwą formę, która - to jest wręcz oczywiste - wkradła się w Twoje łaski.
W każdym razie, nawiązując do samego prologu, oprócz rozbrajającej relacji pomiędzy Laurą, a Pascalem, której im szczerze zazdroszczę w oczy rzuciła mi się rozmowa Bonnie z Laurą w samochodzie. Zastanawiam się, co mogły oznaczać słowa jej ciotki, mówiące, że jest TO winna bratu oraz stwierdzenie Lau, dotyczące tego, iż jej prawna opiekunka wie, dlaczego tu jest.
Nie powiem, zaintrygowałaś mnie tym.
W każdym razie, liczę na to, że niedługo dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli nie, już możesz zaczynać pakować manatki, szujo.
I w tym momencie jeszcze bardziej żałuję faktu, iż debilny blogger postanowił zrobić mi nieśmieszny kawał, gdyż w poprzednim komentarzu napisałam świetny dialog pomiędzy mną, a moją świadomością, która załamuje się z powodu mojego niskiego ilorazu inteligencji. Szczerze Cię nienawidzę, bloggerze.
.
.
.
Btw kocham Already home. Serio. Naprawdę piękna piosenka ze świetnym przekazem.
.
.
.
Ołkej szynszylu, zostawiam Cię z tym czymś, co wyszło spod moich dłoni... oraz klawiatury, a sama idę czytać kolejne rozdziały.
PS. Mam nadzieję, że myjesz wanienkę jak najdokładniej, w przeciwnym wypadku będę zmuszona przeprowadzić konkretną inspekcję.
PS2. Liczę na to, że porządnie nawdychałaś się tego, czymkolwiek myjesz tą wannę, gdyż ułatwi mi to wybicie Ci z głowy Gilinskiego, od którego swoją drogą wara szujo.
Idę podniecać się boskim Pascalem i Twoim talentem, do czego oczywiście NIGDY się nie przyznam, dlatego nie wyobrażaj sobie za dużo.
Kocham cielęcinę miłością niespotykaną.
Żegnam.
Twój pouczający Kłak.
Lodzio ruszyła dupe (raczej rękę) i wzięła się za czytanie. Teraz zacznę gadać (jak zawsze) bez sensu. A więc dzisiaj jestem smutna forewa i Laura też XD Ogółem mega blog :) zmykam dalej ^^
OdpowiedzUsuń