You got yourself in a dangerous
zone ~ Wpakowałeś się w niebezpieczną strefę
Dla Wiktorii Martin
Dzisiejsza noc nie należała do udanych. Nie mogłam zasnąć,
więc postanowiłam zarzucić koc na ramiona i wdrapać się na dach. Nie wiem co,
ale coś, co tam było sprawiło, że w końcu udało mi się zasnąć. Może to przez
gwiazdy - zawsze działały na mnie kojąco.
Nie chcę mówić nikomu, że mama się odzywała. Wolę zachować
to dla siebie i po prostu zapomnieć. To wydaje się być najlepszym wyjściem. Ani
ja, ani Pascal nie potrzebujemy jej pomocy.
Wykreśl ze zdania
Pascala, to może będzie choć trochę prawdziwe.
Taa… Jestem beznadziejna. Kogo próbuję oszukać? Przecież Pas
jej potrzebuje. Bez dawcy zbyt długo nie pociągnie, przynajmniej według pani
Braun. Choć, co prawda, jak na razie jest w porządku. Może nie ma sensu go
teraz w to wciągać?
Jest.
Tak, nie ma najmniejszego sensu.
- Laura! - krzyczy
ktoś, kto wydaje się znajdować daleko mnie. No, może nie tak daleko, ale całe
sedno incydentu leży w tym, że głos zdaje się dobiegać spode mnie.
Otwieram leniwie oczy, ale kiedy widzę mocno grzejące słońce
znów je zamykam. Staram się wszczepić twarz w poduszkę, ale coś mi nie pozwala
- nie ma jej tu.
Moment… Telefon, mama, dach…
Cholera jasna!
Podskakuję gwałtownie, co nie jest zbyt mądre. Dach jest
spadzisty, więc…
Kretynko, ty się zaraz
zabijesz!
Dobra, zamknij się.
Koc zostaje gdzieś w
połowie drogi, przez którą się ześlizgnęłam. Serce bije mi tak mocno, że zaraz
chyba wyskoczy. Ja pierniczę, spadłam z wysokości drugiego piętra. Zabić bym
się może nie zabiła, ale na pewno poważne poturbowała.
I - oczywiście - kogo widzę, gdy odwracam głowę? Serio,
chyba zacznę mu płacić.
- To się zaczyna robić nudne, Barbie - mruczy Ross i stawia
mnie na ziemi.
Lekko się chwieję, więc łapie mnie w talii i przyciąga do
siebie.
- Już nigdy więcej cię nie wystraszę. - Pascal pojawia się
obok nas i przeczesuje dłonią włosy.
Oboje są w treningowych koszulkach. No tak, zapomniałam
zawieźć Pasa na boisko. To by tłumaczyło, co Ross tutaj robi. Bardzo dobrze
pachnący, jak na chłopaka po dwóch godzinach treningu Ross. Nowe perfumy?
- Tak, uważam, że to genialny pomysł - mówię, otrzepując się
z niewidzialnego kurzu. Daję Rossowi znak, że już może mnie puścić.
- Ty serio jesteś beznadziejny - wtrąca ktoś, opierający się
o samochód Lyncha. Mianowicie, Lynchówna.
- O, Hope, jak miło cię widzieć. - Kurde, na serio staram
się zabrzmieć wiarygodnie. Ale moja gra aktorska najwyraźniej pozostawia
jeszcze wiele do życzenia.
- Wiesz, jaka jest między nami różnica, skarbeńku? - pyta z
taką wyższością, że aż wylewa jej się uszami.
Kręcę głową, ale bynajmniej nie dla tego, że nie znam
odpowiedzi. Zachowanie tej smarkuli nie tyle mnie zdumiewa, ile szokuje.
- Ja nie kłamię i wiem, że lepiej spać w łóżku niż na dachu.
Jesteś tak bardzo głupia, że aż mi cię szkoda.
Wredna jędza. Nie cierpię jej.
- Dobra, Hope, przestań. - Ross wywraca niedostrzegalnie
oczami, a Hope prycha i wsiada do auta. - Przepraszam cię, ona… ma dziś zły
humor. - Kręci na palcu niespokojnie kluczykami od samochodu.
- W takim razie musi mieć codziennie zły humor - warczę,
patrząc w okno, za którym siedzi Lynchówna. Na prawdę jej nie cierpię.
Ross śmieje się pod nosem i mówi, że będzie się już zbierał.
- Dzięki za podwózkę - szczerzy się Pas i przybija
chłopakowi piątkę.
- A ja za ratunek - obdarzam go ciepłym uśmiechem i przytulam.
- Przyjdziesz później?
- Nie mogę. Młoda ma szlaban i mam jej pilnować - jęczy
niezadowolony i odkleja się ode mnie. - Ale ty możesz wpaść do mnie.
- Ekhem. - Pas kręci głową, jakby nie mógł w coś uwierzyć. -
Z tego co wiem, to Laura jest dziewczyną. A bab nie zastępuje się kumplami.
Prycham na tyle głośno, żeby ten farfoclowaty typ to
usłyszał, a potem Ross obejmuje ręką moją szyję i mierzwi mi włosy. Jeszcze
nigdy nie wykorzystał w ten sposób mojego wzrostu.
- Idiota - burczę, starając się poprawić fryzurę, ale jego
mięśnie są tak napięte, że nie sięgam.
- Ale Lau to jest taki mały, damski kumpel - szczerzy się do
mnie niemiłosiernie, a ja pstrykam go w zęby. - Zadzwonię po chłopaków z
drużyny i poproszę, żeby skołowali trzy zgrzewki piwa - dodaje i znów kieruje wzrok w moją stronę - Po
ostatniej imprezie wnioskuję, że nie jestem abstynentką.
Pascal już ma zamiar coś wtrącić, ale woła go Bonnie.
- Już, idę, idę! - krzyczy w jej stronę i przybijając
blondasowi piątkę, ulatnia się.
Czekam, aż zamknie za sobą drzwi i wykorzystuję to, że ja i
„Roszpunka” jesteśmy razem. Tak, zaprzeczyłam od Hope.
- Ross, nie mam nastroju - mówię ze zbolałą miną. Nadal
tkwimy w tej dziwnej pozycji.
- Coś się stało?
Tak cholernie
chciałabym, żeby ten ton - tak cholernie troskliwy - nie wzbudził we mnie
czegoś, co wzbudził. Sama nie wiem czego.
- Tak, Ross, stało.
Co ty debilko robisz?!
- Dobra, zrobimy tak - mówi, splatając nasze palce i
rozluźniając ramię zaciskające się wokół mojej szyi. - Przyjedziesz do mnie, wypijemy
po pół puszki i pójdziemy do sypialni rodziców, albo do mojego pokoju. Zależy,
który będzie wolny. Tam mi wszystko opowiesz, dobrze?
Kiwam głową na tak, a Ross całuje mnie w czoło i wraca do
Hope.
Jesteś najgłupszą
osobą na całym świecie.
Powiadasz?
Przebiłaś Jasia
Fasolę, więc tak. Powiadam.
- Dobra, karta! - krzyczy podekscytowany Quen i zbiera ze
stosika wspomnianą rzecz. - Wiesz, na czym to polega, nie? - patrzy na mnie
wyczekująco, a ja wzruszam ramionami.
- Może. Nie wiem.
Pas przewraca oczami.
- Musisz trzymać kartę na ustach i podać ją kolejnemu w
kolejce. Masz przepieprzone, bo jesteś jedyną laską wśród nas - tłumaczy, a ja
marszczę brwi. Niby czemu? - Jak ktoś przegra - ciągnie, jakby chciał
odpowiedzieć na moje niewypowiedziane pytanie - To musi pocałować laskę
siedzącą po jego lewej.
Wytrzeszczam oczy.
Że co proszę? Czy ja wyglądam jak jakaś tania szmata? No
chyba nie!
- Ej, ej, ej! - Ross macha jedną ręką, a drugą szuka czegoś
w telefonie. - To da się załatwić -
uśmiecha się cwaniacko i pokazuje SMS’a zaadresowanego do czterech dziewczyn;
„Nie miałabyś ochoty
pograć z koszykarzami w bardzo fajną grę? ;p”
Wysłano do: Nie
Odbierać; Plotkara; Puszczalska; Siostra Debila
Okej, w y d a j
e mi się, że wiem, kto to Siostra Debila, ale reszty nie mogę
rozszyfrować. Ja chrzanię, ale on jest szurnięty.
- Nie Odbierać? -
podnoszę pytająco brwi, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Ta szmata, którą przede mną broniłaś - odpowiada blondyn,
wzruszając ramionami. Wlepia we mnie uciążliwe spojrzenie.
Szczerze, to dawno o
tym nie myślałam. Pierwszego dnia szkoły chyba źle osądziłam, po czyjej stronie
leży wina. Nadal nie rozumiem, jaki interes Ross miał w tym, że tak ją
nawyzywał - przy mnie nigdy się nie wywyższa, a przynajmniej nie na poważnie -
ale jakiś musiał mieć. Inez nie jest taka, za jaką ją miałam. Patrzy na mnie
spod byka za każdym razem, gdy mnie zobaczy. To dziwne, bo w końcu nic jej nie
zrobiłam. Ja i Ross w szkole nie pokazujemy, że łączy nas coś więcej, niż
zwykła znajomość. Chociaż jest dla mnie bardzo miły, czuły i opiekuńczy, to
oboje nie chwalimy się tym w liceum. On chodzi z kolegami, a ja z Reb. Nie
przeszkadza mi to. Nie unika mnie - bardziej ja jego. Chociaż na angielskim
cały czas mi dokucza, nie ma na celu zapewnienia mi purpurowego koloru twarzy.
- Ach… - wzdycham, gapiąc się pusto w
ścianę - Ona…
Z zamyślenia wydobywa mnie głos Charliego - jednego kumpli chłopaków.
- Dobra, to ja siadam po prawej Laury! - uśmiecha się
szyderczo i rzuca się na miejsce obok mnie.
Zanoszę się śmiechem, po czym klepię go w klatę.
- Chyba śnisz - szczerzę się i wstaję z podłogi na której
siedzę - Nie mam zamiaru w to grać. - zakładam ręce na piersiach i opadam na
kanapę. Nie fatyguję się nawet, żeby usiąść - po prostu na nią lecę, jak jakiś
tonowy słoń.
- Nie ma tak dobrze, mała - Quen puszcza mi oczko i ciągnie
za kostkę, tak mocno, że spadam na podłogę.
- Właśnie, Paryżanko - wtrąca Jared - kolejny kumpel
chłopaków. W sumie, tylko on, Charlie i Quen mogli przyjść. Czyli, jest ich
piątka. Och, jaki idiotyczny zbieg okoliczności.
- Nie ma tak dobrze - dodaje Pascal, mrużąc oczy. O kuźwa,
oni się ze mnie zabijają!
- Walcie się, kretyni - mruczę i łapię rękę Quentina. - Nie
gram w to, zrozumiano? - strącam jego dłoń, a on pokazuje mi język. Och, jakże
dojrzale.
- Dobra - Ross wstaje i podaje mi rękę. Prycham i odwracam
głowę. - Nie całujemy się z osobą po lewej, okej?
No, ta propozycja jest dość kusząca.
- Ale możemy, jeżeli chcemy - dodaje, a ja natychmiastowo
skupiam wzrok na nim.
- Nie ma mowy - piszczę z grymasem. - To chyba logiczne, że
skoro jesteście koszykarzami, to pocałujecie mnie chociażby dla żartu. - Słyszę
chichot po prawej, więc dodaję - Szczególnie ty, Charlie.
- Ale… - Nie zdąża dokończyć, bo przerywa mu w tym damski
głos.
- Tak to mówisz, że jestem puszczalska, ale jak masz ochotę
zagrać w kartę, to od razu przekręcasz do mnie, nie? - śmieje się Naomi.
Moment… Naomi?!
Puszczalska
- Siemka, Lau - uśmiecha się do mnie, a do jej zębów jest przyczepia
się biała guma. Mam ochotę coś jej zrobi. Jest tak wyluzowana, że… Ugh!
- Cześć - odpowiada jej Ross, beznamiętnym głosem.
Jak on mógł do niej napisać?!
- Nie sądziłem, że przyjdziesz - dodaje.
- To po co wysyłałeś zaproszenie, kretynie? - U boku Nao
pojawia się nie kto inny, jaki Inez. Wygląda inaczej, niż w szkole. Ma na sobie
zwykłe, niebieskie dżinsy i biały sweterek, a włosy upięte w kucyka.
Nie Odbierać
- Może przypomniało mu się, że beznadziejnie całujesz i
chciał zemścić się na kumplach, szmato? - Do nich dochodzi kolejna
dziewczyna. Ma rude, wręcz pomarańczowe
włosy, niczym nie przypominające włosów Reb. Ubrana w obcisłe rurki i crop top
wygląda jak wyjęta z jakiegoś porosa. - Poza tym, wyleczyłaś już wszy,
kochaniutka?
Plotkara
- Z tego, co wiem, to podłapała je od ciebie - uśmiecha się zawadiacko
Reb, która pojawia się znikąd i siada obok mnie. - Skarbie, poznaj Naomi, Inez
i Cindy. Największe zdziry w naszej szkole.
~*~*~*~*~*~*~
Dzisiaj rozdział nieco krótki, ale przynajmniej coś się
dzieje. W następnym opiszę kartę, nie bójcie żaby.
A tak w ogóle, to co tam u was, kochani? U mnie nic
ciekawego.
Odwiesiłam LGS, jakby ktoś była zainteresowany :)
Nie mam żadnych komunikatów, więc zapytam tylko:
Lubicie Bonnie, czy
nie szczególnie?
I się zmywam :p
Do napisania,
~ Alex
PS.: Wesołych świąt, misiaczki! Kocham was, pamiętajcie o
tym :*
PS.: Odświeżyłam zakładkę Bohaterowie. Będę to robić co jakiś czas. I zmieniłam aktora do Quena. Wiele osób mówiło mi, że John nie pasuje do niego i nie mogłam znaleźć gifa z nim ^^