All About Us - Wszystko o nas
One Shot
Imię i Nazwisko: Ross
Lynch
Klasa: 1d
Temat: Największy koszmar w moim życiu
Największy koszmar, jaki mógł się przydarzyć każdemu
chłopakowi to Laura Marie Marano jako sąsiadka i cicha wielbicielka. Naprawdę,
ta dziewczyna była okropna. Nie mogłem zrobić nic, co nie wymagałoby
delikatnego uświadamiania jej, że mnie wkurza. Bo kiedy największa laska w
szkole w końcu zwróciła na mnie uwagę, ona przestała się chować ze swoimi
uczuciami i najzwyczajniej w świecie zaczęła mnie podrywać. Dlatego pierwsze
trzy lata podstawówki, kiedy nie byliśmy jeszcze na tyle dorośli, by mówić o
jakichkolwiek poważnych relacjach, można by zaliczać do nieudanych, bo moja
ukochana sąsiadeczka planowała nam już wesele. Ale prawdziwe piekło zaczęło się
w czwartej klasie, kiedy przez jakiś cholerny przypadek laska spadła z drabiny
prosto na mnie, skręciła kostkę, a ja ze zwykłej życzliwości zaprowadziłem ją
do pielęgniarki. To właśnie ten rok, oraz dwa kolejne, spędziłem na objaśnianiu
wszystkim w szkole, że nie jesteśmy parą. Annie wypięła się na mnie i zaczęła
chodzić z bezmózgim piłkarzem, a Laura cały czas robiła maślane oczka. Dlatego
na początku maja, kiedy przyjaciel powiedział mi, że Marano się wyprowadza,
prawie skakałem pod sufit. Jej rodzice dostali jakąś trzyletnią posadę w dużej
firmie, a po tym okresie mieli wrócić tu, gdzie budynek przedsiębiorstwa
właśnie się budował, więc Laurusia i jej rodzinka spakowała manatki i całe
gimnazjum było dla mnie okresem największej świetności. Ludzie zaczęli mnie
lubić, Annie dała się zaprosić na rankę, a moje mięśnie nieco przypakowały,
stając się mięśniami wybitnego footballisty. Miano najprzystojniejszego chłopca
w okolicy przypadło mi, tak samo jak wielka sława i święty spokój. Dom
naprzeciwko był pusty, nikt nie grał głośnej muzyki, nie kosił co tydzień
trawnika ani nie robił grilla co najmniej pięć razy w miesiącu. Tak też
dotychczas bardzo żywe osiedle na przedmieściach Miami zastygło, a gwara i
codzienna życzliwość łączona z porannymi sąsiedzkimi pogawędkami stały się
rzadkością. Każdemu brakowało rodziny Marano, która była tutaj zdecydowanie
najcieplejszą rodziną. Jedyną osobą, która cieszyła się, nie widząc nikogo w
domu naprzeciwko byłem ja. Ale niestety każda sielanka musi się skończyć. Moja
skończyła się na początku sierpnia, w wakacje przed rozpoczęciem liceum. A
przynajmniej tak myślałem, powstrzymując wymioty, kiedy srebrna toyota rav4
podjechała na podjazd sąsiadów. A z niego wyszli rodzice Laury i jej brat,
jednak samej Laury niegdzie nie było widać. Nawet Pluto - ich ukochany labrador
- wygramolił się z tylnego siedzenia jeszcze zanim brunetka chociażby wychyliła
głowę. Mnie jakoś mało to interesowało, ale maja siostra kochała Lau jak
najlepszą w świecie przyjaciółkę, a Charlie był od czterech lat obiektem jej
westchnień. A jako że ja kochałem moją siostrę, zgodziłem się poszpiegować
razem z nią.
I tak, jak każdy
myślał - osiedle zaczęło znów tętnić życiem, kiedy tylko wypełnił je dźwięk
gumowych kółek sunących po asfalcie. Ale prawdziwe owacje powinny rozpocząć
się, kiedy deskorolka przywiozła pod dom swoją właścicielkę. Mega zgrabną
dziewczynę o miodowo brązowych włosach, białych trampkach, czapce z daszkiem do
tyłu, w krótkich spodenkach i czarnej koszulce na ramiączkach oraz niebiańskim
uśmiechu. Laura Marie Marano przestała być koszmarem z sąsiedztwa. Stała się
ładną sąsiadką.
I chociaż sam niezbyt kwapiłem się do tego przyznać, zrobili
to za mnie koledzy. Każdą sobotę spędzaliśmy u któregoś z nas, a tym razem
padło akurat na mnie. Przyjechali do mnie około osiemnastej, kiedy rodzina
Marano już dawno zniknęła w domu, ale jakieś pół godziny później, Laura wyszła
na podwórko, trzymając w ręku smycz Pluto. Z białym iPhonem w ręku i słuchawkach w uszach nawet nie
zauważyła trójki chłopców, którzy dokładnie lustrowali ją zza okna sąsiedniego
domu.
Moi kumple raz po raz rozprawiali o tym, jaka to się z niej
zrobiła laska. Tak, wiem, że się powtarzam, a to słowo jest nieodpowiednie, ale
najbardziej tu pasuje. No więc, moi koledzy gadali cały czas o tym, jak jej się
nogi wydłużyły, tyłek ujędrnił, a cycki powiększyły. Mnie natomiast
interesowało tylko to, jak dziewczyna zareaguje na mój widok. Stała się ładna,
ale nie wiedziałem, jak stoi z charakterem, więc wolałem odpuścić. Tak też
zmarnowałem cały miesiąc na uciekaniu przed dziewczyną z naprzeciwka.
Okazało się to być jednak zgubną inicjatywą, ponieważ wraz z
rozpoczęciem roku ja i Laura wpadliśmy na siebie. Dosłownie. Dziewczyna nieco
się zakołowała, bo błądząc wzrokiem po korytarzach wleciała na mnie i o mało
nie przywróciła. I widząc jej oczy wiedziałem, że charakter też uległ zmianie.
Stały się inne. Nie były już upierdliwie wesołe, ale puste i wręcz bezdenne.
Nie rozmawialiśmy długo. Zaraz mnie zawołała Annie, a Laurę
stara przyjaciółka z podstawówki. Nasza konwersacja polegała na krótkim „Ale
się zmieniłaś/eś. Ten czas leci tak nieubłaganie”, więc w sumie nic ciekawego.
Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, a ja czułem, jak jej uśmiech mnie
obezwładnia. Zajęła się od niego każda część mojego ciała, a elektryzujące ciepło
przeszło wzdłuż kręgosłupa. Zmartwiło mnie to, że chociaż jej usta się
uśmiechały, oczy nie wyrażały nic. Ona się nie zmieniła, czułem to. Po prostu
tęskniła za czymś, co stało się jej domem.
Chociaż trafiliśmy do jednej klasy i widywaliśmy się
codziennie, wyglądając tylko na ulicę, nie rozmawialiśmy ze sobą. Ta cisza
trwała do pierwszej dyskoteki w tym roku szkolnym. I kiedy, siedząc pod ścianą
i obejmując Annie, zobaczyłem ją, wchodzącą do sali gimnastycznej, nie
potrafiłem ukryć szoku. Wyglądała prześlicznie w czerwonej sukience przed
kolano, czarnych szpilkach i wyprostowanych włosach. Ale co najważniejsze, ta
pustka w jej spojrzeniu powoli zaczęła się zapełniać. Już miałem do niej
podejść, kiedy jej przyjaciółka wyszła zza tłumu i wciągnęła go wprost w gęsty
rój. Laura zniknęła mi z pola widzenia, ale tylko na chwilę, bo jakieś dziesięć
minut później znalazła się tuż przede mną z kubkiem w ręku i uśmiechała się
przyjaźnie w stronę mojej dziewczyny. Zapytała, czy może się przysiąść, ale
nawet nie zauważyła, że siedzą obok Annie. Jakbym był przezroczysty.
Rozmawiając tak z blondynką, Laura w końcu zwróciła na mnie uwagę. Ponowiła
uśmiech i zapytała Ann, czy nie ma nic przeciwko temu, żebyśmy razem
zatańczyli. Nie miała.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się w tańczyliśmy bardzo długo.
Były to same szybkie piosenki, więc Annie nie wyglądała na zazdrosną o to, że
dziewczyna kołysze się w rytm muzyki razem ze mną. Nie, bordowa zrobiła się
dopiero wtedy, kiedy mój kolega, który był tej nocy DJ’em przyuważył nas i puścił
Sad Song zespołu We The Kings. Nie
był to wybitnie szybki kawałek, ale wystarczył, żebym był zmuszony do trzymania
ją w tali. Tańcząc, nie rozmawialiśmy. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i
uśmiechaliśmy, co chwilę chichocząc i odwracając głowę. Ona przejęła pałeczkę
jako pierwsza, pytając, jak układa się między mną, a Annie. Odpowiedziałem, że
dobrze i, nawet nie myśląc, spytałem, jak mają się jej sprawy sercowe. Miała
chłopaka, tam w Nowym Jorku. Miał na imię Bryan. Był o rok starszy i w tym
miesiącu sprowadzał się tu, do Miami. To było coś poważnego. Niby przez całe
życie jej unikałem, ale wyobrażenie faceta, tańczącego z nią tak, jak ja teraz
sprawiało, że miałem ochotę walnąć pięścią w ścianę. Ten widok sprawiał, że
czułem się zazdrosny.
Ja i Laura spędzaliśmy dużo czasu razem. Poznawałem ją coraz
lepiej, czując, jak pustka w jej oczach ulatuje. Każde jej spojrzenie, każdy
uśmiech, każde przygryzienie wargi sprawiało, że coraz bardziej zastanawiałem
się nad tym, dlaczego tak bardzo jej nie lubiłem. Podobałem jej się i
pokazywała to w miarę otwarcie, ale nigdy jednak nie była natarczywa. Nie
rzucała głupimi tekstami, nie rozbiła z siebie idiotki i nie nosiła
wyzywających ubrań, żeby tylko zdobyć moje spojrzenie. Co prawda dostawałem od
niej zaproszenia do kina i po kryjomu wlepiała we mnie gały przez całą lekcję,
ale nigdy się nie narzucała. Po prostu
starała się w jakiś sposób przekonać mnie do siebie, ale nigdy nie sprawiła, że
musiałem używać niemiłych słów. „Poszedłbyś ze mną na bal szóstoklasisty,
Ross?” zapytała kiedyś, a gdy ja zaprzeczyłem powiedziała tylko „No cóż… Może
innym razem” i odeszła, zostawiając mnie samego. Zawsze była szarą myszką,
uważaną za świra, ale Kidy tylko założyła nieco odważniejsze ciuchy i przestała
chować się za książkami każdy w szkole próbował zaskarbić sobie jej przyjaźń.
Ze mną tak nie było, ale kumple nie mogli wiedzieć, że podobało mi się nasze wspólne spędzanie czasu. Dlatego
właśnie wszedłem w ten głupi zakład. Postawiłem dziesięć dolców na to, że
pocałuję ją przy swojej szafce w czwartek za cztery tygodnie.
Laura zauważyła moje dziwne zachowanie z dniem, kiedy do
miasta przyjechał jej chłopak. Podwiozłem ją na lotnisko i przez całą drogę
gadałem o tym, że nie jestem pewien, czy ten gość jest dla niej idealną partią.
Uśmiechnęła się tylko cwaniacko i zapytała, czy jestem zazdrosny. W tym
momencie zapomniałem o zakładzie i zacząłem się z niej desperacko śmiać.
Zaprzeczałem ile się da, ale kiedy moje zachowanie zaczynało się robić
żenujące, po prostu zamilkłem. Laura spojrzała mi w oczy i zapytała, dlaczego
uważam Bryana za złą partię dla niej. Z trudem oderwałem od niej wzrok i
położyłem głowę na kierownicy. Klakson zatrąbił, ale nic sobie z tego nie
robiłem. Włosy przykleiły mi się do kierownicy, a powieki same opadły. Nie
wiedziałem, co mam powiedzieć. Serce waliło mi szybciej, niże sekundowa
wskazówka w zegarze. Gdyby nie to, że siedziałem, pewnie upadłbym, moje nogi
były jak z waty. I jeszcze to dziwne mrowienie w podbrzuszu. Ale to było nic w
porównaniu z okropną i zażartą zazdrością. Za pięć minut jakiś facet przyjcie
tu i pocałuje na powitanie Laurę. Ale nie tak wtedy myślałem. Jedyne, co
zaprzątało mi myśli, to to, że pocałuje
m o j ą Laurę. Przestało mnie
nagle obchodzić zdanie innych. Laura Marie Marano stała się teraz obiektem m o i c h
westchnień.
Zdając sobie sprawę z tego, co do niej czuję, stałem się
sztuczny względem niej. Zerwałem z
Annie, bo zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma to już najmniejszego sensu.
Zaraz po tym, Laura przyszła do mnie, cała w skowronkach. Ja byłem rozgoryczony
do najbardziej możliwego stopnia, ale szalę przepełniła nowinka dziewczyny,
która mówiła o tym, że wczoraj straciła z chłopakiem dziewictwo. Wtedy byłem
już na maksa wkurzony i potrafiłem już tylko krzyczeć. Pierwszy raz płakałem,
nawet sam nie wiem jak, wyznając jej miłość. Powiedziałem to, a ona stanęła
przede mną zdziwiona. Co mi pozostało? Pocałowałem ją, tuż przy mojej szafce, w
czwartek. Cztery tygodnie po zakładzie.
Moi kumple zobaczyli to i zaczęli mi gratulować, po czym
każdy dał mi dziesięć dolców. Laura patrzyła na to wszystko z niebywałym
zrozumieniem. Jednak raczej nie dla mnie, ale sytuacji. Nie czekając na to, aż
zacznę się tłumaczyć, odeszła.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale jednak za każdym
razem ona nie pozwalała mi na to. Nie było nawet mowy o przeproszeniu jej, więc
wytłumaczenie nie wchodziło w grę już kompletnie. Tylko pytanie, co miałem jej
tłumaczyć? Moje uczucia wobec niej były szczere, ale nie wyglądało na to. Ona
myślała, że po prostu zabawiłem się jej kosztem. I w pewnym sensie miała rację.
Nienawidziłem siebie za to, że przeze mnie poczuła się w jakikolwiek sposób
zraniona. To było straszne, nie chciałem patrzeć na siebie w lustrze. Kiedy w
końcu zrozumiałem, że ją kocham, ona wyślizgnęła mi się z rąk. Jak mogłem dać
tak wspaniałej dziewczynie odejść? Jak mogłem pozwolić jej się znienawidzić?
Nie wiem. Albo nie, jednak wiem. Zrobiłem to, bo jestem kompletnym idiotą,
który nie potrafi nawet napisać suchej pracy klasowej. Trudny wybrała dla mnie
temat, Pani Morino. Bardzo trudny. Bo żeby go zrealizować, musiałem się
otworzyć i powiedzieć Pani, że moim największym koszmarem jest moja
bezgraniczna miłość to sąsiadki, której jeszcze trzy lata temu nienawidziłem z
całego serca. Zakochałem się w dziewczynie, z której wszelakie uczucia
kierowane do mnie wyparowały. Gdzie jest teraz koniec, dlaczego ta historia urywa
się właśnie teraz, kiedy czytelnicy powinni się dowiedzieć, co było dalej,
zapewne Pani zapyta. Otóż właśnie dopisuję ciąg dalszy, Pani Morino. I liczę na
happy end.
***
- Laura, zaczekaj! - wołam, biegnąć za dziewczyną. Jej biały
daszek jest jedyną rzeczą skierowana w moją stronę, chociaż nieświadomie. Białe
conversy odbijają się od podłogi w zadziwiającym tempie. Brunetka po prostu
ucieka, starając się zniknąć w tłumie. - Laura, stój! - krzyczę dalej i
przyspieszając, w końcu ją doganiam. Łapię dziewczynę za nadgarstek i kieruję w
swoją stronę tak, że jest zmuszona na mnie spojrzeć. - Laura, proszę. - Mój głos już powoli zaczyna
przypominać szloch. I właśnie to sprawia, że Laura patrzy na mnie.
- O co, Ross? O co mnie prosisz? - Jej głos jest zimny i
ostry jak nóż, który właśnie odcina mi głowę i powoli bierze się za kaleczenie
serca.
- Porozmawiajmy - jęczę pełen skruchy. Ona przecież musi
wiedzieć, że mówię prawdę, przecież musi to wiedzieć.
- O czym, Ross? O czym chcesz ze mną rozmawiać? - Powoli jej
głos staje się lżejszy, a jej twarz nieco się odpręża. Ściąga brwi tak, jakby
powstrzymywała płacz. Ja już to robię.
- Przepraszam cię. Za wszystko. Laura, nawet nie wiesz, jak
źle mi z tym. Ja.. Tak, założyłem się z kumplami, ale to było mega głupie. Ja…
Nie wiem, po to zrobiłem. Bałem się przyznać sam przed sobą do tego, że… Że… -
nie mogę dalej nic powiedzieć, głos mi się łamie. Nie potrafię już dłużej
powstrzymać łez, te spływają po moich policzkach. Całym moim ciałem władają
teraz różne emocje. Przerażenie, strach i ulga łączą się w jedno i sprawiając,
że jedno uczucie zalewa mnie całego, przywłaszcza sobie każdy skrawek mojego
ciała. - Kocham cię, Laura - to ostatnie słowa, jakie daję radę powiedzieć,
przygnieciony ciężarem własnej winy. Te słowa są jedynymi słowami, których
jestem stuprocentowo pewien.
- Czekałam od podstawówki, aż to powiesz - szepcze Laura, a
złość nagle całkowicie znika z jej twarzy. Uśmiecha się wzruszona i zarzuca
ręce na moje ramiona. Kciukami wyznacza kręgi na mojej szyi, co sprawia, że
rozkosz miesza się ze zmieszaniem.
- To znaczy, że…? - Nic już nie rozumiem. Ona jest na mnie
zła, czy właśnie mi powiedziała, że odwzajemnia moje uczucia? Ja nic już nie wiem.
- Ross, kochałam cię od małego, kocham teraz i kochać nie
przestanę. Nieodwzajemnione uczucie boli jak diabli, dlatego wyjeżdżając stąd
byłam podekscytowana perspektywą zapomnienia o tobie. Ale tak się nie da. Nigdy
o tobie nie zapomniałam, a słysząc o tym, że zszedłeś się z Annie, zgodziłam
się na randkę z pierwszym lepszym gościem. Mimo to, zawsze cię kochałam.
Kłamałam, wcale nie straciłam z Bryanem dziewictwa. Zerwał ze mną, bo nie
chciałam mu go oddać. Kocham cię, Rossie Lynchu. I kochać będę. - Laura staje
na palcach i przykłada swoje czoło do mojego. Jej słowa działają na mnie, jak
antybiotyk. Są jak lekarstwo na wszelkie zło. - Wybaczam ci.
Te słowa wystarczą, żebym historię największego koszmaru w moim życiu uważał za
skończoną. A co było dalej? Nie mam pojęcia. Moja opowieść pisze się
codziennie.
Poprawka: n a s z a
opowieść pisze się codziennie.
~*~*~*~*~*~
Yolo, ziomale! (mówiła, że slang!) Co tam u was, hmm?
Jak widzicie, napisałam OS’a. Proszę o zmniejszoną ilość
buczeń. Starałam się, a że wyszedł, jaki wyszedł. No cóż, mogłam się jednak
trochę bardziej postarać. Tylko, że szkoda mi było tego, co już mam. No cóż,
trudno. Mam jednak nadzieję, że wam się chociaż troszkę spodobał. Mam zaczęte
jeszcze dwa, ale nie wiem, kiedy je skończę. OS nie jest zbyt długi, bo nie
chciałam, żeby taki był. Perspektywa pracy klasowej zrodziła się w mojej głowie
w połowie opowiadania, ale podoba mi się.
Rozdział, misiaczki tak gdzieś około czwartku, okej? Nie
obraźcie się, ale bardzo chciałam skończyć tego OS’a.
No to… kończę ciekawostki z mojego życia :)
Do napisania, misiaczki
~ Alex
Alex ! Boże. To jest naprawdę dobry,kawałek historii ! Zaskoczylas mnie , pozytywnie oczywiście ! :)
OdpowiedzUsuńWidać , że się rozwijasz , cieszy mnie to :)
Rób to jak długo możesz , bo to naprawdę jest coś.
Good job !
Wspaniały OS!
OdpowiedzUsuńJakie to było słodkie. Czytając tak się wyciągnęłam, że gdy zobaczyłam koniec to było tylko takie: ,,Już koniec?" Naprawdę bardzo mi się podoba twój OS. Masz wielki talent do pisania.
Czekam na next. :*
To jest naprawdę świetne! Uwielbiam szczęśliwe zakończenia <3 Już nie mogę się doczekać kolejnych OS. :)
OdpowiedzUsuńDodaj je jak najszybciej. :)
Ale cudowny OS! Jestem zauroczona na maksa.
OdpowiedzUsuńCzytając, czułam się, jakbym czytała prawdziwą książkę, a nie bloga.
Cudo *.*
Cudowny one shot:)
OdpowiedzUsuńNiesamowity *.*
OdpowiedzUsuń♥
Jaka piękna historia, o rany...
OdpowiedzUsuńFabułę skądś kojarzę... Jakiś film XDD
Czekam na rozdział!
Czyżby dziewczyna i chłopak - wszystko na opak? ;)
UsuńMożliwe hahaha :D
UsuńCudowny OS! <3
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem! :)
PS. U mnie nowy rozdział! :)
http://rosslynch-stories.blogspot.com/
Cudowny OS.
OdpowiedzUsuń♡
Jakich buczeń? Wyszedł cudowny <3 Historia była ciekawa i albo mi się zdaje albo podobna do "Dziewczyna i chłopak wszystko na opak" No nie ważne, ale jak już mówiłam historia naprawdę fajna i to, że napisałaś to w formie pamiętnika- wypracowania no wiesz o c o chodzi tez bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńA jeśli nie masz co czytać ( jak ja) to zapraszam do przeczytania mojego OS http://love-do-way-you-lie.blogspot.com/2015/09/tb.html
Pozdrawiam :*
Cudny <3 Czytam , czytam i "O matko dziewczyna i chłopak wszystko na opak " Kocham film , kocham książkę kocham tego one shota <3
OdpowiedzUsuń