niedziela, 11 października 2015

"All About Us"


All About Us - Wszystko o nas
One Shot


Imię i Nazwisko: Ross Lynch
Klasa: 1d
Temat: Największy koszmar w moim życiu
Największy koszmar, jaki mógł się przydarzyć każdemu chłopakowi to Laura Marie Marano jako sąsiadka i cicha wielbicielka. Naprawdę, ta dziewczyna była okropna. Nie mogłem zrobić nic, co nie wymagałoby delikatnego uświadamiania jej, że mnie wkurza. Bo kiedy największa laska w szkole w końcu zwróciła na mnie uwagę, ona przestała się chować ze swoimi uczuciami i najzwyczajniej w świecie zaczęła mnie podrywać. Dlatego pierwsze trzy lata podstawówki, kiedy nie byliśmy jeszcze na tyle dorośli, by mówić o jakichkolwiek poważnych relacjach, można by zaliczać do nieudanych, bo moja ukochana sąsiadeczka planowała nam już wesele. Ale prawdziwe piekło zaczęło się w czwartej klasie, kiedy przez jakiś cholerny przypadek laska spadła z drabiny prosto na mnie, skręciła kostkę, a ja ze zwykłej życzliwości zaprowadziłem ją do pielęgniarki. To właśnie ten rok, oraz dwa kolejne, spędziłem na objaśnianiu wszystkim w szkole, że nie jesteśmy parą. Annie wypięła się na mnie i zaczęła chodzić z bezmózgim piłkarzem, a Laura cały czas robiła maślane oczka. Dlatego na początku maja, kiedy przyjaciel powiedział mi, że Marano się wyprowadza, prawie skakałem pod sufit. Jej rodzice dostali jakąś trzyletnią posadę w dużej firmie, a po tym okresie mieli wrócić tu, gdzie budynek przedsiębiorstwa właśnie się budował, więc Laurusia i jej rodzinka spakowała manatki i całe gimnazjum było dla mnie okresem największej świetności. Ludzie zaczęli mnie lubić, Annie dała się zaprosić na rankę, a moje mięśnie nieco przypakowały, stając się mięśniami wybitnego footballisty. Miano najprzystojniejszego chłopca w okolicy przypadło mi, tak samo jak wielka sława i święty spokój. Dom naprzeciwko był pusty, nikt nie grał głośnej muzyki, nie kosił co tydzień trawnika ani nie robił grilla co najmniej pięć razy w miesiącu. Tak też dotychczas bardzo żywe osiedle na przedmieściach Miami zastygło, a gwara i codzienna życzliwość łączona z porannymi sąsiedzkimi pogawędkami stały się rzadkością. Każdemu brakowało rodziny Marano, która była tutaj zdecydowanie najcieplejszą rodziną. Jedyną osobą, która cieszyła się, nie widząc nikogo w domu naprzeciwko byłem ja. Ale niestety każda sielanka musi się skończyć. Moja skończyła się na początku sierpnia, w wakacje przed rozpoczęciem liceum. A przynajmniej tak myślałem, powstrzymując wymioty, kiedy srebrna toyota rav4 podjechała na podjazd sąsiadów. A z niego wyszli rodzice Laury i jej brat, jednak samej Laury niegdzie nie było widać. Nawet Pluto - ich ukochany labrador - wygramolił się z tylnego siedzenia jeszcze zanim brunetka chociażby wychyliła głowę. Mnie jakoś mało to interesowało, ale maja siostra kochała Lau jak najlepszą w świecie przyjaciółkę, a Charlie był od czterech lat obiektem jej westchnień. A jako że ja kochałem moją siostrę, zgodziłem się poszpiegować razem z nią.
   I tak, jak każdy myślał - osiedle zaczęło znów tętnić życiem, kiedy tylko wypełnił je dźwięk gumowych kółek sunących po asfalcie. Ale prawdziwe owacje powinny rozpocząć się, kiedy deskorolka przywiozła pod dom swoją właścicielkę. Mega zgrabną dziewczynę o miodowo brązowych włosach, białych trampkach, czapce z daszkiem do tyłu, w krótkich spodenkach i czarnej koszulce na ramiączkach oraz niebiańskim uśmiechu. Laura Marie Marano przestała być koszmarem z sąsiedztwa. Stała się ładną sąsiadką.
I chociaż sam niezbyt kwapiłem się do tego przyznać, zrobili to za mnie koledzy. Każdą sobotę spędzaliśmy u któregoś z nas, a tym razem padło akurat na mnie. Przyjechali do mnie około osiemnastej, kiedy rodzina Marano już dawno zniknęła w domu, ale jakieś pół godziny później, Laura wyszła na podwórko, trzymając w ręku smycz Pluto. Z białym iPhonem  w ręku i słuchawkach w uszach nawet nie zauważyła trójki chłopców, którzy dokładnie lustrowali ją zza okna sąsiedniego domu.
Moi kumple raz po raz rozprawiali o tym, jaka to się z niej zrobiła laska. Tak, wiem, że się powtarzam, a to słowo jest nieodpowiednie, ale najbardziej tu pasuje. No więc, moi koledzy gadali cały czas o tym, jak jej się nogi wydłużyły, tyłek ujędrnił, a cycki powiększyły. Mnie natomiast interesowało tylko to, jak dziewczyna zareaguje na mój widok. Stała się ładna, ale nie wiedziałem, jak stoi z charakterem, więc wolałem odpuścić. Tak też zmarnowałem cały miesiąc na uciekaniu przed dziewczyną z naprzeciwka.
Okazało się to być jednak zgubną inicjatywą, ponieważ wraz z rozpoczęciem roku ja i Laura wpadliśmy na siebie. Dosłownie. Dziewczyna nieco się zakołowała, bo błądząc wzrokiem po korytarzach wleciała na mnie i o mało nie przywróciła. I widząc jej oczy wiedziałem, że charakter też uległ zmianie. Stały się inne. Nie były już upierdliwie wesołe, ale puste i wręcz bezdenne.
Nie rozmawialiśmy długo. Zaraz mnie zawołała Annie, a Laurę stara przyjaciółka z podstawówki. Nasza konwersacja polegała na krótkim „Ale się zmieniłaś/eś. Ten czas leci tak nieubłaganie”, więc w sumie nic ciekawego. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, a ja czułem, jak jej uśmiech mnie obezwładnia. Zajęła się od niego każda część mojego ciała, a elektryzujące ciepło przeszło wzdłuż kręgosłupa. Zmartwiło mnie to, że chociaż jej usta się uśmiechały, oczy nie wyrażały nic. Ona się nie zmieniła, czułem to. Po prostu tęskniła za czymś, co stało się jej domem.
Chociaż trafiliśmy do jednej klasy i widywaliśmy się codziennie, wyglądając tylko na ulicę, nie rozmawialiśmy ze sobą. Ta cisza trwała do pierwszej dyskoteki w tym roku szkolnym. I kiedy, siedząc pod ścianą i obejmując Annie, zobaczyłem ją, wchodzącą do sali gimnastycznej, nie potrafiłem ukryć szoku. Wyglądała prześlicznie w czerwonej sukience przed kolano, czarnych szpilkach i wyprostowanych włosach. Ale co najważniejsze, ta pustka w jej spojrzeniu powoli zaczęła się zapełniać. Już miałem do niej podejść, kiedy jej przyjaciółka wyszła zza tłumu i wciągnęła go wprost w gęsty rój. Laura zniknęła mi z pola widzenia, ale tylko na chwilę, bo jakieś dziesięć minut później znalazła się tuż przede mną z kubkiem w ręku i uśmiechała się przyjaźnie w stronę mojej dziewczyny. Zapytała, czy może się przysiąść, ale nawet nie zauważyła, że siedzą obok Annie. Jakbym był przezroczysty. Rozmawiając tak z blondynką, Laura w końcu zwróciła na mnie uwagę. Ponowiła uśmiech i zapytała Ann, czy nie ma nic przeciwko temu, żebyśmy razem zatańczyli. Nie miała.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się w tańczyliśmy bardzo długo. Były to same szybkie piosenki, więc Annie nie wyglądała na zazdrosną o to, że dziewczyna kołysze się w rytm muzyki razem ze mną. Nie, bordowa zrobiła się dopiero wtedy, kiedy mój kolega, który był tej nocy DJ’em przyuważył nas i puścił Sad Song zespołu We The Kings. Nie był to wybitnie szybki kawałek, ale wystarczył, żebym był zmuszony do trzymania ją w tali. Tańcząc, nie rozmawialiśmy. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i uśmiechaliśmy, co chwilę chichocząc i odwracając głowę. Ona przejęła pałeczkę jako pierwsza, pytając, jak układa się między mną, a Annie. Odpowiedziałem, że dobrze i, nawet nie myśląc, spytałem, jak mają się jej sprawy sercowe. Miała chłopaka, tam w Nowym Jorku. Miał na imię Bryan. Był o rok starszy i w tym miesiącu sprowadzał się tu, do Miami. To było coś poważnego. Niby przez całe życie jej unikałem, ale wyobrażenie faceta, tańczącego z nią tak, jak ja teraz sprawiało, że miałem ochotę walnąć pięścią w ścianę. Ten widok sprawiał, że czułem się zazdrosny.

Ja i Laura spędzaliśmy dużo czasu razem. Poznawałem ją coraz lepiej, czując, jak pustka w jej oczach ulatuje. Każde jej spojrzenie, każdy uśmiech, każde przygryzienie wargi sprawiało, że coraz bardziej zastanawiałem się nad tym, dlaczego tak bardzo jej nie lubiłem. Podobałem jej się i pokazywała to w miarę otwarcie, ale nigdy jednak nie była natarczywa. Nie rzucała głupimi tekstami, nie rozbiła z siebie idiotki i nie nosiła wyzywających ubrań, żeby tylko zdobyć moje spojrzenie. Co prawda dostawałem od niej zaproszenia do kina i po kryjomu wlepiała we mnie gały przez całą lekcję, ale nigdy się nie narzucała.  Po prostu starała się w jakiś sposób przekonać mnie do siebie, ale nigdy nie sprawiła, że musiałem używać niemiłych słów. „Poszedłbyś ze mną na bal szóstoklasisty, Ross?” zapytała kiedyś, a gdy ja zaprzeczyłem powiedziała tylko „No cóż… Może innym razem” i odeszła, zostawiając mnie samego. Zawsze była szarą myszką, uważaną za świra, ale Kidy tylko założyła nieco odważniejsze ciuchy i przestała chować się za książkami każdy w szkole próbował zaskarbić sobie jej przyjaźń. Ze mną tak nie było, ale kumple nie mogli wiedzieć, że podobało mi się  nasze wspólne spędzanie czasu. Dlatego właśnie wszedłem w ten głupi zakład. Postawiłem dziesięć dolców na to, że pocałuję ją przy swojej szafce w czwartek za cztery tygodnie.
Laura zauważyła moje dziwne zachowanie z dniem, kiedy do miasta przyjechał jej chłopak. Podwiozłem ją na lotnisko i przez całą drogę gadałem o tym, że nie jestem pewien, czy ten gość jest dla niej idealną partią. Uśmiechnęła się tylko cwaniacko i zapytała, czy jestem zazdrosny. W tym momencie zapomniałem o zakładzie i zacząłem się z niej desperacko śmiać. Zaprzeczałem ile się da, ale kiedy moje zachowanie zaczynało się robić żenujące, po prostu zamilkłem. Laura spojrzała mi w oczy i zapytała, dlaczego uważam Bryana za złą partię dla niej. Z trudem oderwałem od niej wzrok i położyłem głowę na kierownicy. Klakson zatrąbił, ale nic sobie z tego nie robiłem. Włosy przykleiły mi się do kierownicy, a powieki same opadły. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Serce waliło mi szybciej, niże sekundowa wskazówka w zegarze. Gdyby nie to, że siedziałem, pewnie upadłbym, moje nogi były jak z waty. I jeszcze to dziwne mrowienie w podbrzuszu. Ale to było nic w porównaniu z okropną i zażartą zazdrością. Za pięć minut jakiś facet przyjcie tu i pocałuje na powitanie Laurę. Ale nie tak wtedy myślałem. Jedyne, co zaprzątało mi myśli, to to, że pocałuje  m o j ą  Laurę. Przestało mnie nagle obchodzić zdanie innych. Laura Marie Marano stała się teraz obiektem  m o i c h  westchnień.

Zdając sobie sprawę z tego, co do niej czuję, stałem się sztuczny względem niej.  Zerwałem z Annie, bo zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma to już najmniejszego sensu. Zaraz po tym, Laura przyszła do mnie, cała w skowronkach. Ja byłem rozgoryczony do najbardziej możliwego stopnia, ale szalę przepełniła nowinka dziewczyny, która mówiła o tym, że wczoraj straciła z chłopakiem dziewictwo. Wtedy byłem już na maksa wkurzony i potrafiłem już tylko krzyczeć. Pierwszy raz płakałem, nawet sam nie wiem jak, wyznając jej miłość. Powiedziałem to, a ona stanęła przede mną zdziwiona. Co mi pozostało? Pocałowałem ją, tuż przy mojej szafce, w czwartek. Cztery tygodnie po zakładzie.
Moi kumple zobaczyli to i zaczęli mi gratulować, po czym każdy dał mi dziesięć dolców. Laura patrzyła na to wszystko z niebywałym zrozumieniem. Jednak raczej nie dla mnie, ale sytuacji. Nie czekając na to, aż zacznę się tłumaczyć, odeszła.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale jednak za każdym razem ona nie pozwalała mi na to. Nie było nawet mowy o przeproszeniu jej, więc wytłumaczenie nie wchodziło w grę już kompletnie. Tylko pytanie, co miałem jej tłumaczyć? Moje uczucia wobec niej były szczere, ale nie wyglądało na to. Ona myślała, że po prostu zabawiłem się jej kosztem. I w pewnym sensie miała rację. Nienawidziłem siebie za to, że przeze mnie poczuła się w jakikolwiek sposób zraniona. To było straszne, nie chciałem patrzeć na siebie w lustrze. Kiedy w końcu zrozumiałem, że ją kocham, ona wyślizgnęła mi się z rąk. Jak mogłem dać tak wspaniałej dziewczynie odejść? Jak mogłem pozwolić jej się znienawidzić? Nie wiem. Albo nie, jednak wiem. Zrobiłem to, bo jestem kompletnym idiotą, który nie potrafi nawet napisać suchej pracy klasowej. Trudny wybrała dla mnie temat, Pani Morino. Bardzo trudny. Bo żeby go zrealizować, musiałem się otworzyć i powiedzieć Pani, że moim największym koszmarem jest moja bezgraniczna miłość to sąsiadki, której jeszcze trzy lata temu nienawidziłem z całego serca. Zakochałem się w dziewczynie, z której wszelakie uczucia kierowane do mnie wyparowały. Gdzie jest teraz koniec, dlaczego ta historia urywa się właśnie teraz, kiedy czytelnicy powinni się dowiedzieć, co było dalej, zapewne Pani zapyta. Otóż właśnie dopisuję ciąg dalszy, Pani Morino. I liczę na happy end.

***

- Laura, zaczekaj! - wołam, biegnąć za dziewczyną. Jej biały daszek jest jedyną rzeczą skierowana w moją stronę, chociaż nieświadomie. Białe conversy odbijają się od podłogi w zadziwiającym tempie. Brunetka po prostu ucieka, starając się zniknąć w tłumie. - Laura, stój! - krzyczę dalej i przyspieszając, w końcu ją doganiam. Łapię dziewczynę za nadgarstek i kieruję w swoją stronę tak, że jest zmuszona na mnie spojrzeć.  - Laura, proszę. - Mój głos już powoli zaczyna przypominać szloch. I właśnie to sprawia, że Laura patrzy na mnie.
- O co, Ross? O co mnie prosisz? - Jej głos jest zimny i ostry jak nóż, który właśnie odcina mi głowę i powoli bierze się za kaleczenie serca.
- Porozmawiajmy - jęczę pełen skruchy. Ona przecież musi wiedzieć, że mówię prawdę, przecież musi to wiedzieć.
- O czym, Ross? O czym chcesz ze mną rozmawiać? - Powoli jej głos staje się lżejszy, a jej twarz nieco się odpręża. Ściąga brwi tak, jakby powstrzymywała płacz. Ja już to robię.
- Przepraszam cię. Za wszystko. Laura, nawet nie wiesz, jak źle mi z tym. Ja.. Tak, założyłem się z kumplami, ale to było mega głupie. Ja… Nie wiem, po to zrobiłem. Bałem się przyznać sam przed sobą do tego, że… Że… - nie mogę dalej nic powiedzieć, głos mi się łamie. Nie potrafię już dłużej powstrzymać łez, te spływają po moich policzkach. Całym moim ciałem władają teraz różne emocje. Przerażenie, strach i ulga łączą się w jedno i sprawiając, że jedno uczucie zalewa mnie całego, przywłaszcza sobie każdy skrawek mojego ciała. - Kocham cię, Laura - to ostatnie słowa, jakie daję radę powiedzieć, przygnieciony ciężarem własnej winy. Te słowa są jedynymi słowami, których jestem stuprocentowo pewien.
- Czekałam od podstawówki, aż to powiesz - szepcze Laura, a złość nagle całkowicie znika z jej twarzy. Uśmiecha się wzruszona i zarzuca ręce na moje ramiona. Kciukami wyznacza kręgi na mojej szyi, co sprawia, że rozkosz miesza się ze zmieszaniem.
- To znaczy, że…? - Nic już nie rozumiem. Ona jest na mnie zła, czy właśnie mi powiedziała, że odwzajemnia moje uczucia? Ja nic już nie wiem.
- Ross, kochałam cię od małego, kocham teraz i kochać nie przestanę. Nieodwzajemnione uczucie boli jak diabli, dlatego wyjeżdżając stąd byłam podekscytowana perspektywą zapomnienia o tobie. Ale tak się nie da. Nigdy o tobie nie zapomniałam, a słysząc o tym, że zszedłeś się z Annie, zgodziłam się na randkę z pierwszym lepszym gościem. Mimo to, zawsze cię kochałam. Kłamałam, wcale nie straciłam z Bryanem dziewictwa. Zerwał ze mną, bo nie chciałam mu go oddać. Kocham cię, Rossie Lynchu. I kochać będę. - Laura staje na palcach i przykłada swoje czoło do mojego. Jej słowa działają na mnie, jak antybiotyk. Są jak lekarstwo na wszelkie zło.  - Wybaczam ci.
Te słowa wystarczą, żebym historię  największego koszmaru w moim życiu uważał za skończoną. A co było dalej? Nie mam pojęcia. Moja opowieść pisze się codziennie.

 Poprawka:  n a s z a  opowieść pisze się codziennie.


~*~*~*~*~*~

Yolo, ziomale! (mówiła, że slang!) Co tam u was, hmm?
Jak widzicie, napisałam OS’a. Proszę o zmniejszoną ilość buczeń. Starałam się, a że wyszedł, jaki wyszedł. No cóż, mogłam się jednak trochę bardziej postarać. Tylko, że szkoda mi było tego, co już mam. No cóż, trudno. Mam jednak nadzieję, że wam się chociaż troszkę spodobał. Mam zaczęte jeszcze dwa, ale nie wiem, kiedy je skończę. OS nie jest zbyt długi, bo nie chciałam, żeby taki był. Perspektywa pracy klasowej zrodziła się w mojej głowie w połowie opowiadania, ale podoba mi się.
Rozdział, misiaczki tak gdzieś około czwartku, okej? Nie obraźcie się, ale bardzo chciałam skończyć tego OS’a.
No to… kończę ciekawostki z mojego życia :) 
Do napisania, misiaczki

~  Alex




13 komentarzy:

  1. Alex ! Boże. To jest naprawdę dobry,kawałek historii ! Zaskoczylas mnie , pozytywnie oczywiście ! :)
    Widać , że się rozwijasz , cieszy mnie to :)
    Rób to jak długo możesz , bo to naprawdę jest coś.
    Good job !

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały OS!
    Jakie to było słodkie. Czytając tak się wyciągnęłam, że gdy zobaczyłam koniec to było tylko takie: ,,Już koniec?" Naprawdę bardzo mi się podoba twój OS. Masz wielki talent do pisania.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest naprawdę świetne! Uwielbiam szczęśliwe zakończenia <3 Już nie mogę się doczekać kolejnych OS. :)
    Dodaj je jak najszybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale cudowny OS! Jestem zauroczona na maksa.
    Czytając, czułam się, jakbym czytała prawdziwą książkę, a nie bloga.
    Cudo *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka piękna historia, o rany...
    Fabułę skądś kojarzę... Jakiś film XDD
    Czekam na rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny OS! <3
    Jestem pod wrażeniem! :)

    PS. U mnie nowy rozdział! :)
    http://rosslynch-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakich buczeń? Wyszedł cudowny <3 Historia była ciekawa i albo mi się zdaje albo podobna do "Dziewczyna i chłopak wszystko na opak" No nie ważne, ale jak już mówiłam historia naprawdę fajna i to, że napisałaś to w formie pamiętnika- wypracowania no wiesz o c o chodzi tez bardzo mi się podobało.
    A jeśli nie masz co czytać ( jak ja) to zapraszam do przeczytania mojego OS http://love-do-way-you-lie.blogspot.com/2015/09/tb.html
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny <3 Czytam , czytam i "O matko dziewczyna i chłopak wszystko na opak " Kocham film , kocham książkę kocham tego one shota <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to ogromna motywacja :)